Dwie różne połowy rozstrzygnęły zwycięzcę derbów Trójmiasta
Wczorajszy mecz, nazywany hitem kolejki bezapelacyjnie zawiódł wszystkich. Na szczęście nie tylko pojedynek pomiędzy Jagiellonią i Legią zapowiadał się niezwykle ciekawie. Mam na myśli 40. ligowe derby Trójmiasta, w których Lechia Gdańsk przed własną publicznością podejmowała Arkę Gdynia. W razie zwycięstwa Gdańszczanie wskoczyliby oni na pozycję lidera, więc był to mecz o naprawdę wielką stawkę.
A oto składy, w jakich obie drużyny zmierzyły się w dzisiejszych derbach trójmiasta.
Lechia: Alomerović - Nunes, Nalepa, Augustyn Mladenović - Kubicki, Lipski (46' Sobiech), Łukasik - Michalak (74' Wolski), Haraslin (86' Arak), Paixao
Arka: Steinbors - Socha, Maghoma, Helstrup, Marciniak - Deja, Nalepa (76' Danielak), Zarandia Janota - Jankowski, Kolew (88' Danch)
Pierwszy kwadrans tego meczu był dosyć wyrównany. Zarówno Lechia, jak i Arka miały swoje sytuacje, lecz brakowało konkretów. Już w 3. minucie spotkania niezłym dośrodkowaniem z rzutu wolnego popisał się Filip Mladenović, lecz uderzenie głową Błażeja Augustyna fenomenalnie wybronił Pāvels Šteinbors. Na skrzydłach bardzo aktywni byli Lukáš Haraslín oraz Konrad Michalak, lecz do szczęścia brakowało dokładniejszego wykończenia. Po bardzo aktywnych 10. minutach ze strony Lechii do głosu doszła również Arka. Najpierw świetny strzał sprzed pola karnego oddał Michał Nalepa, a chwilę później fatalne wyprowadzenie piłki przez Alomerovicia, który nabił Aleksandra Koleva, na bramkę zamienił Maciej Jankowski, Jak się okazało atakujący Arki podczas podania od Koleva znajdował się na pozycji spalonej i gol ostatecznie nie został uznany.
Taki początek z pewnością mógł się podobać. Akcję toczyły się od bramki do bramki, a co najważniejsze większość z nich była zakończona strzałami. W samych superlatywach mogę ocenić jednak tylko pierwszy kwadrans, gdyż im dalej tym było coraz nudniej. Na szczęście piłkarze nie przeszli obok tego faktu obojętni i postanowili zgotować na trochę emocji. W 25. minucie meczu bardzo dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego - Filipa Mladenovica strzałem plecami na bramkę zamienił Błażej Augustyn. Na odpowiedź ze strony Gdynian nie musieliśmy jednak długo czekać, gdyż 10. minut później Michał Janota po bezbłędnie wykonanym rzucie karnym doprowadził do remisu. Wszystko to za sprawą fatalnego zachowania Błażeja Augustyna, który w obrębie pola karnego zagrał piłkę ręką.
Jeszcze w pierwszej części spotkania Lechia powinna objąć prowadzanie, lecz po świetnym podaniu od Lukáša Haraslína, niekryty w polu karnym Patryk Lipski uderzył głową obok bramki. Była to ostatnia groźna akcja w pierwszej połowie, która mogła się naprawdę podobać. Poza drobnym przestojem gra toczyła się od bramki do bramki, co sprawiło, że w drugiej odsłonie meczu mogło być naprawdę ciekawie.
Ups, zapomniałem jeszcze o jednym. Jesteśmy w Lotto Ekstraklasie, więc jedna ciekawa połowa nic nie znaczy. Przez pierwszy kwadrans drugiej odsłony nie zobaczyliśmy zupełnie nic. Zmienić przebieg drugiej połowy mogła druga żółta, a w konsekwencji czerwona kartka dla Tadeusza Sochy, który w 62. minucie po nieprzemyślanym faulu na Lukášie Haraslínie osłabił swój zespół. Przez kolejne pół godziny znów nie zobaczyliśmy nic ciekawego. Były jakieś tam pojedyncze przebłyski Haraslína i Sobiecha, lecz nie przynosiło to żadnych skutków. I kiedy wydawało nam się, że ta niezwykle słaba połowa zakończy się remisem, do akcji wkroczył on. Niezawodny Flavio Paixao, który na minutę przed końcem regulaminowego gry, strzałem głową pokonał bramkarza rywali - Pāvelsa Šteinborsa.
Do końca meczu nie wydarzyło się już nic, a bramka Portugalczyka okazała się kluczowa. Dzięki bramce Paixao, Lechia Gdańsk zwyciężyła w 40. ligowych derbach trójmiasta 2:1. To zwycięstwo dało Gdańszczanom coś więcej niż satysfakcję zwycięstwa nad Arką. Dało im przede wszystkim powrót na fotel lidera, na którym zasiądą co najmniej do poniedziałku, kiedy to Wisła zmierzy się z Zagłębiem Sosnowiec.