Bardzo przyjemny wieczór dla fanów Legii - "Wojskowi" pewnie pokonują Koronę
Jednym z zabawniejszych paradoksów Ekstraklasy jest wierne odzwierciedlanie słynnego powiedzenia muszkieterów -"Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego." Tyczy się to przede wszystkim zespołów z czołówki - bardzo często w ostatnich latach było tak, że jeśli jeden zespół z podium w danej kolejce przegrał, to dwa pozostałe również. Identycznie rzecz miała się ze zwycięstwami - albo wygrywali wszyscy, albo nikt. W tej serii gier mamy kolejny tego przykład, ponieważ Legia - podobnie jak wczoraj Lechia i Jagiellonia - pewnie zwyciężyła swoje spotkanie.
Składy:
Legia: Majecki - Vesović, Remy, Jędrzejczyk, Hlousek - Cafu (77' Phillips), Martins - Nagy, Szymański, Kucharczyk (69' Hamalainen) - Carlitos (83' Kulenović)
Korona: Hamrol - Rymaniak, Marquez, Diaw, Gardawski - Żubrowski ( 35' Możdżeń), Petrak - Pućko, Cebula ( 60' Malarczyk), Jukić ( 46' Górski) - Soriano
Wynik meczu już w 7. minucie otworzyli gospodarze: Prawym skrzydłem popędził Kucharczyk, następnie zagrał w pole karne, gdzie na piłkę czekali Nagy i Cafu, którzy chyba trochę sobie przeszkodzili, jednak wszystko skończyło się bramką dla "Wojskowych" po precyzyjnym strzale tego drugiego. 6 minut później Korona miała okazję do wyrównania, jednak uderzenia Petraka i Gardawskiego zablokował Remy.
Jeżeli chodzi o emocje w podstawowym czasie gry pierwszej połowy, to właściwie tyle. Przez pół godziny mecz toczył się głównie w środkowej strefie boiska, było sporo fauli i szarpanej gry - generalnie wszystko, czego w Ekstraklasie najbardziej nie lubimy. Trochę tę pierwszą część uratował doliczony czas - świetną akcję po lewej stronie zrobił Nagy, zagrał do niepilnowanego Kucharczyka w pole karne, a temu pozostało właściwie odpowiednio dostawić stopę. Do przerwy prowadzenie Legii 2:0 - jak najbardziej zasłużone.
Druga połowa zaczęła się podobnie jak pierwsza - od mocnego uderzenia. Tym razem jednak nie chodzi o bramkę, ale o czerwoną kartkę, jaką dostał w 51. minucie Marquez. Stoper Korony wyciął rozpędzonego Kucharczyka i faul był bezdyskusyjny, tylko tutaj nasuwa się pytanie: Czy "Kuchy" wychodził sam na sam? Nawet z powtórek bardzo ciężko stwierdzić, a jeśli ciężko stwierdzić, to każda decyzja sędziego jest do wybronienia. Swoją drogą, to całkiem niezły paradoks - Gino Lettieri zdjął już w 35. minucie Żubrowskiego, bo bał się, że ten dostanie czerwoną kartkę ( miał już na koncie żółtko i spokojnie mógł po jednym z kolejnych fauli dostać drugie), po czym chwilę po wznowieniu gry w drugiej połowie Korona i tak zmuszona była grać w osłabieniu. Najlepszy przykład na to, że przed przeznaczeniem nie ma ucieczki.
Wraz z czerwoną kartką dla Hiszpana właściwie skończyły się wszelkie emocje w tym meczu. Korona była jeszcze bardziej bezradna, niż w pierwszej połowie, a Legia chciała dograć ten mecz w trybie ekonomicznym. Mieliśmy co prawda jeszcze parę ciekawych okazji - jak strzał Górskiego, który kapitalnie obronił Majecki, albo uderzenie Hamalainena, które świetnie wybił na korner Hamrol, jednak widać było, że obie drużyny grają już na pół gwizdka. W 86. minucie szarpnął jeszcze Szymański i i strzelił na 3:0. Takim też wynikiem skończył się ten niezły mecz.
Legia powraca na 2. miejsce w tabeli i traci do liderującej Lechii 5 punktów. Szansa na zredukowanie tej straty już w przyszłą niedzielę, ponieważ drużyna ze stolicy pojedzie na mecz właśnie do Gdańska. Natomiast Korona przez tę porażkę może po tej kolejce spaść na 6. miejsce.