Real w końcu zagrał jak Real
Nareszcie nadszedł ten dzień, w którym mieliśmy okazję obejrzeć Real grający na dobrym poziomie. Był pomysł na grę, było zaangażowanie. Piłkarze zostawili kawał zdrowia na boisku, a to zaowocowało. "Królewscy" pokonali Sevillę 2:0 i awansowali na 3 miejsce w tabeli.
Składy:
Real Madryt: Courtouis; Carvajal - Varane - Ramos - Reguilon; Casemiro - Modrić - Ceballos (Valverde 88'); Vazquez (Isco 77') - Benzema - Vinicius.
Sevilla: Vaclik; Carrico - Kjaer - Sergi Gomez; Jesus Navas - Banega - Escudero (Gil 86') - Sarabia - Franco Vazquez; Ben Yedder (Promes 71') - Andre Silva (Munir 75').
"Królewscy" weszli w spotkanie z olbrzymią intensywnością. Wysoki pressing i szybkie ataki, powodowały zawroty głowy u przeciwników, którym jednak udało się przetrwać chwilową nawałnicę. Co prawda madrytczycy stworzyli w tym czasie dobrą okazję, Benzema świetnie obsłużył Viniciusa, ale nic z tego nie wyszło, bo Brazylijczyk oddał kiepski strzał. Wykończenie to element nad którym młody zawodnik Realu Madryt musi zdecydowanie najbardziej popracować, bo wszystko robi świetnie, do czasu aż trzeba oddać strzał.
Tak czy siak, Vini po raz kolejny był napędowym, jeśli chodzi o ofensywę "Blancos". Natomiast hamulcowym wydawał się być Luka Modrić, który zaliczył mnóstwo niecelnych podań w pierwszej połowie. Na szczęście straty "Królewskich" nie przeradzały się w jakieś niebezpieczne akcje ze strony Sevilli. Poza jednym razem, kiedy przed szansą stanął Escudero, jednak Courtois skutecznie skrócił mu kąt i piłka ostatecznie wylądowała na bocznej siatce.
Trudno mówić o jakichś stuprocentowych sytuacjach z obu stron, bo nie przypominam sobie, żeby takie miały miejsce. Z czystym sumieniem można uznać, że pierwsza połowa stała na dobrym poziomie, a z tego co wiem, Sevilla rozkręca się dopiero później, więc mogliśmy oczekiwać, że będzie tylko ciekawiej.
W drugiej połowie, jak to zwykle bywa, Real Madryt początkowo oddał inicjatywę gościom. Nie trwało to jednak zbyt długo i właściwie żadnego zagrożenia Sevilla nie stworzyła. Po odzyskaniu przewagi Real raz po raz atakował, ale wszystkie te ataki były rozbijane, właściwie w pojedynkę, przez Kjaera. Świetnie dysponowany był Duńczyk w tym spotkaniu.
Lucas Vazquez jak zwykle próbował robić wiatr na prawej stronie, ale niewiele z tego wynikało. Czekam na dzień, w którym Hiszpan zrozumie, że już wszyscy obrońcy wiedzą, że zawsze zejdzie do prawej nogi. Taki hiszpański Robben, tylko kilka klas gorszy.
Wszyscy czekali aż w końcu Vinicius zdobędzie bramkę i uratuje Realowi trzy punkty. Faktycznie, Brazylijczyk ustrzelił gola i to jakiego, tyle, że był to Casemiro. Sieknął z dystansu niemal idealnie i chociaż Vaclik miał piłkę na rękawicy, nie zdołał zmienić jej kierunku na tyle, żeby nie wpadła do bramki.
W końcówce na 2:0 podwyższył Modrić, który wykorzystał nieuwagę przeciwnika, przejął piłkę i nie miał jakichkolwiek problemów z pokonaniem bramkarza Sevilli. Nie był to najlepszy mecz w wykonaniu Chorwata, do tego po starciu z przeciwnikiem miał rozcięty łuk brwiowy, więc na pewno ta bramka osłodziła mu występ.
Podsumowując, byliśmy świadkami całkiem dobrego spotkania. Wrażenia artystyczne zapewnił nam Casemiro i pomimo tego, że nie oglądaliśmy wielu bramek, jak miało to miejsce w ostatnich latach, mecz stał na wysokim poziomie. Ważne zwycięstwo Realu Madryt, który wdrapał się na 3 miejsce. Było widać chęci, pomysł na grę i zaangażowanie. Nawet gdyby Real przegrał ten mecz, nie potrafiłbym być zły na piłkarzy. Oby tak dalej.