Barcelona nieskuteczna do bólu
Niby ogólnie wszystko spoko, że Barcelona wygrała, ale styl w jakim zgarnęła trzy punkty, woła o pomstę do nieba. To właściwie nie było wygarnięcie, tylko wyrwanie nadludzkimi siłami prosto z gardła niepełnosprawnego lwa. Ten mecz można postrzegać z dwóch perspektyw: Nieudolności Barcelony i meczu życia Jordiego Masipa, który jeszcze nie tak dawno przecież był zakontraktowany przez mistrza Hiszpanii.
Składy:
FC Barcelona: ter Stegen - Alba, Pique, Vermaelen, Roberto - Busquets, Vidal, Alena - Messi, Boateng, Dembele
Real Valladolid: Masip - Calero, Olivas, Fernandez - Martinez, Herrero, Anuar, Antonito, Verde - Guardiola, Ünal
Wcześnie w zapowiedzi, mój redakcyjny kolega Krystek Rembieliński wspomniał, że właściwie to nie ma się czym ekscytować w tej kolejce, że Barcelona powinna gładko się przejechać po Valladolid i dziękuję, dobranoc. Co dostaliśmy w zamian? Nudną jak gar flaków z olejem pierwszą połowę, której nijak nie dało się oglądać. Ani Real, ani Barcelona nie mieli żadnego pomysłu na grę i co prawda Barcelona prowadziła w tym meczu (ciężko żeby nie prowadziła), to i tak było widać te zalążki kryzysu w Barcelonie. Może to po prostu umiejętne oszczędzanie sił na lidze krajowej, by uderzyć w Ligę Mistrzów? Nie wiem. Ale jak tak wygląda oszczędzanie sił, to nie dziwię się, czemu w pierwszej połowie otrzymaliśmy zaledwie dziewięć prób strzału na bramkę, z czego dwa celne, z czego oba te strzały miały miejsce po 40 minucie i oba należały do Messiego. Jak pierwszy mu nie wyszedł, tak za drugim razem po kontrze i faulu na Pique, sędzia wskazał na jedenastkę, którą na bramkę zamienił sam Leo.
Druga połowa zaczęła się zdecydowanie z większego kopyta, ale równie dobrze mógłbym to nazwać festiwalem przegrywu w wykonaniu Barcelony. Nie chcę się tym razem rozdrabniać na poszczególne akcje, ale Barcelona miała dzisiaj na stopach bramki na nawet i 5:0. Niestety każda akcja kończyła się albo jakąś dziwną chęcią wbiegnięcia z piłką do bramki, strzałem prosto w bramkarza, przesadnym kombinowaniem typu: jestem sam na sam z bramkarzem, podam do kolegi gorzej ustawionego. I żeby była wisienka na torcie, Messi znów przypomniał nam o starym Messim, który nie umie w karne. Wielkie brawa dla Masipa, który pewnie wyczuł kierunek strzału i zachował zimną krew przy dobitce. Zdecydowanie najlepszy gracz na boisku, który jest odpowiedzialny za to, że mieliśmy dzisiaj tylko 1:0 a nie manitę.
FC Barcelona 1:0 Real Valladolid
1:0 43' Messi (rzut karny)