Wiemy, że (prawie) nic nie wiemy – podsumowanie 34. kolejki LaLiga
Przy optymistycznych okolicznościach już w tej kolejce mogliśmy oficjalnie koronować Barcelonę i przedstawiać ją jako mistrza Hiszpanii. Trzeba jednak przyznać, że „Blaugrana” podczas zakończonej serii gier nie była zależna wyłącznie od siebie. Tytuł bardzo mocno sugeruje, że koronacja została odroczona w czasie. A skoro mowa o czasie, to czas przejść do konkretów, bo lada moment uznacie, że to kolejny tekst o Barcelonie. A tak nie jest – pora na podsumowanie 34. kolejki LaLiga.
SD Huesca 2:0 SD Eibar
Enric Gallego 54’, Chimy Avila 57’
Huesca, 6 157 widzów
Francisco Rodriguez podjął ryzyko, które jednak się opłaciło. Trener gospodarzy postanowił namieszać w składzie, bo tego wymaga sytuacja beniaminka. Zespół potrafił dobrze grać w piłkę, ale brakowało punktów. Po blisko dwóch miesiącach zdołali jednak zdobyć komplet punktów. Huesca miała to szczęście, że rywale praktycznie o nic nie walczą. Gospodarze dominowali przez całe spotkanie, ale na efekty musieli czekać do drugiej połowy. Wynik ustalono na przestrzeni ledwie trzech minut. Przede wszystkim gol numer dwa, autorstwa Chimy Avili, był wyjątkowej urody.
Real Valladolid 1:0 Girona FC
Michel 67’
Valladolid, 19 106 widzów
Mecz sąsiadów w tabeli zakończył się zwycięstwem teoretycznie niżej notowanego zespołu. Jeśli chodzi o zespół z Katalonii, to widać po nich tzw. „syndrom drugiego sezonu”. Oglądanie Girony w tym sezonie to zwykła katorga. Trwa ich fatalna passa – za nimi szósta porażka z rzędu. W tym roku nie ma gorszej drużyny niż Girony. A w sumie mogą się cieszyć, że przegrali różnicą tylko jednej bramki. Strzelcem „złotego gola” był Michel, dla którego było to pierwsze trafienie odnotowane w tym sezonie LaLiga.
Deportivo Alaves 0:2 FC Barcelona
Carles Alena 54’, Luis Suarez 60 (k)
Vitoria-Gasteiz, 18 735 widzów
W słowniku Ernesto Valverde chyba w końcu pojawiło się słowo „rotacja”. Spotkanie w Kraju Basków na ławce rezerwowych rozpoczęli m.in.: Jordi Alba, Leo Messi czy Arthur Melo. Szansę od pierwszej minuty dostali za to Nelson Semedo, Arturo Vidal czy Carles Alena. Ten ostatni nawet wpisał się na listę strzelców. Kilka minut później wynik ustalił Luis Suarez. Do mistrzostwa Barcy brakuje tylko przysłowiowej „kropki nad i”
Atletico Madryt 3:2 Valencia CF
Alvaro Morata 9’, Antoine Griezmann 49’, Angel Correa 81 – Kevin Gameiro 36’, Dani Parejo 77’ (k)
Madryt, 43 531 widzów
Na Wanda Metropolitano obserwowaliśmy spotkanie, które słusznie zostało uznane za hit tej kolejki. W tym meczu było sporo zwrotów akcji. Podopieczni Diego Simeone obejmowali prowadzenie, ale goście za każdym razem odrabiali straty. Wydawało się, że Valencia zremisuje kolejne spotkanie, ale z wyrównania stanu rywalizacji cieszyli się przez niespełna pięć minut. Bohaterem Atleti został Angel Correa, który na boisko został wprowadzony w drugiej połowie. Na słowa uznania zasługuje Alvaro Morata, który po niespełna trzech miesiącach jest drugim strzelcem zespołu. Okazało się, że były napastnik Chelsea jednak potrafi strzelać gole.
RCD Espanyol 1:1 RC Celta Vigo
Wu Lei 33’ – Maxi Gomez 72’
Barcelona, 15 680 widzów
Remis, który nikogo nie zadowala. Espanyol do tej pory radził sobie nad wyraz dobrze w spotkaniach rozgrywanych u siebie. Tylko ścisła czołówka ligi radzi sobie lepiej w meczach na własnym obiekcie, więc to wiele mówi o formie Espanyolu. Za to Celta przez cały czas musi się mieć na baczności, bo zapowiada się trudna walka o utrzymanie. W tym momencie mają tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. Pocieszający jest fakt, że w końcu nie muszą polegać wyłącznie na wyczynach Iago Aspasa. Remis w Barcelonie zapewnił Celcie Maxi Gomez czyli drugi strzelec drużyny.
CD Leganes 0:1 Athletic Club
Youssef En-Nesyri 43’ (sam.)
Leganes, 4 155 widzów
Klub z Bilbao wyrasta na fenomen tego sezonu. Los chyba tak bardzo chce występu Basków w europejskich pucharach, że Athletic wygrywa mecze nawet wtedy, gdy to nie oni strzelają bramki. Niemniej to goście przez całe spotkanie dyktowali warunki i strzelony gol to była po prostu kwestia czasu. Leganes było jednocześnie na tyle gościnne, że sami sobie strzelili bramkę. Spotkanie stało na przeciętnym poziomie, ale Athletic odniosło cenne zwycięstwo. W tym roku tylko trzy kluby punktują lepiej od baskijskich „Lwów” – Real Madryt, Atletico Madryt oraz FC Barcelona.
Levante UD 4:0 Real Betis
Jose Campana 9’, 32’, Jose Luis Morales 56’ (k), Coke 81’
Walencja, 20 394 widzów
Chyba wyczerpała się formuła Quique Setiena w Realu Betis. Zespół z Sewilli ma serię trzech przegranych meczów i europejskie puchary oddalają się nieuchronnie. Tym razem zostali rozgromieni przez Levante. Trudno jednak spodziewać się dobrych wyników, jeśli karygodne błędy popełnia bramkarz Betisu, Pau Lopez. Golkiper wpuścił gola bezpośrednio z… rzutu rożnego! Goście w ogóle nie wyglądali na takich, którzy są chętni gry w piłkę. Levante wygrało to spotkanie najmniejszym nakładem sił.
Sevilla FC 5:0 Rayo Vallecano
Quincy Promes 55’, Munir El Haddadi 57’, 62’, Wissam Ben Yedder 69’, Bryan Gil 86’
Sewilla, 32 636 widzów
Przez całą pierwszą połowę ten mecz wyglądał jak pojedynek Sevilla kontra Alberto Garcia. Gospodarze razili nieskutecznością, ale w wielu sytuacjach bramkarz Rayo popisywał się niesamowitymi interwencjami. W drugiej połowie Sevilla się odblokowała. A jak już puściły hamulce, to ruszyli na rywali jak lawina. Wynik spotkania rozstrzygnęli na przestrzeni kwadransa. Z bardzo dobrej strony pokazał się Munir, zdobywca dwóch goli. Największy kamień z serca spadł Wissamowi Ben Yedderowi. Francuz nie potrafił się wstrzelić przez pięć spotkań, więc ten gol jest dla niego niezwykle cenny. Wynik ustalił Bryan Gil, który jest pełnoletni zaledwie od dwóch miesięcy. Dla wychowanka Sevilli było to debiutanckie trafienie w lidze hiszpańskiej.
Real Sociedad 0:1 Villarreal CF
Gerard Moreno 85’
San Sebastian, 20 060 widzów
Dzisiaj mija równo 37 lat od jedynego mistrzostwa Hiszpanii zdobytego przez Real Sociedad. To jedyny powód świętowania dla Basków. Przez wiele minut wydawało się, że zaobserwujemy jedyne bezbramkowe spotkanie. Naprawdę przez dłuższy czas było to spotkanie z kategorii tych „do zapomnienia”. Na szczęście Gerard Moreno obudził się w najważniejszym momencie i zapewnił „Żółtej łodzi podwodnej” trzecie zwycięstwo z rzędu. Już chyba trudno sobie wyobrazić scenariusz zakładający spadek Villarrealu – pięć punktów przewagi nad strefą spadkową.
Getafe CF 0:0 Real Madryt
Getafe, 13 135 widzów
Spotkanie kończące tą serię gier było uznawane za kolejny hit kolejki. Mecze z udziałem Getafe w sumie nie powinni aspirować do tego miana. Pozycja zajmowana przez zespół spod Madrytu pozwala tak myśleć, ale to co prezentuje ten zespół trudno nazywać nawet „stylem gry”. Do poziomu dostosował się Real i przez to w derbach Wspólnoty Madrytu widzieliśmy tzw. „męczenie buły”. Obrazkiem spotkania była „siatka” założona przez Casemiro. Małym usprawiedliwieniem dla gości mogą być roszady w składzie. Zinedine Zidane wprowadził aż sześć korekt w wyjściowym składzie. To wszystko spowodowało, że oglądaliśmy spotkanie raczej godne średniaków ligowych, a nie zespołów walczących o Ligę Mistrzów. Mój redakcyjny kolega, Marcin Szlawski, słusznie podsumował ten mecz: "to były małe derby" Teraz nie pozostało mi nic innego, jak zaprosić Was na jego tekst pomeczowy - To były jednak małe derby - echa meczu Getafe - Real Madryt