Temat Rodrigueza trwać będzie długo...
Saga transferowa związana z Jamesem Rodriguezem trwała naprawdę długo. O usługi reprezentanta Kolumbii biły się Atletico Madryt oraz Napoli. Ten ostatecznie wybrał opcję "c" i ... został w Realu Madryt. Wiele wskazuje na to, że nie jest to koniec historii z udziałem zawodnika, gdyż swoje trzy grosze postanowił dorzucić, także jego agent.
O Jorge Mendesie od dawna było głośno. Jest przecież agentem najlepszych piłkarzy na świecie, a z jego usług korzystają między innymi Cristiano Ronaldo czy Jamesa Rodrigueza. To właśnie Portugalczyk przeprowadzał największe transfery z udziałem CR7, a teraz miał domknąć przenosiny Kolumbijczyka. Transfer do Napoli nie doszedł jednak do skutku, a pomimo zainteresowania ze strony Atletico, James postanowił pozostać w Realu. Dużą rolę w jego wyborze odegrała kontuzja Marco Asensio, który po zerwaniu więzadeł w kolanie, wypadł z gry do końca sezonu, a następca Hiszpana był potrzebny natychmiast. Tym został Rodriguez, lecz to nie jest koniec historii z jego udziałem.
Hiszpańskie media nie miały wątpliwości, że Kolumbijczyk jednak pozostanie w Madrycie. Po feralnej kontuzji Marco Asensio (zerwane więzadła w kolanie), potrzebne było następstwo, które spowodowało, że James zdecydował się pozostać w stolicy Hiszpanii, a cała saga transferowa z nim związana dobiega końca. Nie zmienia tego nawet niechęć Zinedine'a Zidane'a do gracza, który właśnie za kadencji Francuza był zmuszony opuścić Real. Swoje trzy grosze postanowił dorzucić również Jorge Mendes, który twierdzi, że nic nie wie na temat pozostania Rodrigueza w Madrycie i w tej sprawie warto zapytać się Florentino Pereza.
Is James Rodriguez staying at Real Madrid? ⚪️
— Goal News (@GoalNews) July 30, 2019
His agent doesn't even know 🤷♂️https://t.co/MXsNFBfEgd
Myśleliśmy, że cała historia Jamesa i jego nowego klubu zakończy się raz na zawsze, a tymczasem wszystko może zacząć się od nowa. Zinedine Zidane nie chce go w zespole, Florentino Perez zostawia go ze względu na kontuzję Marco Asensio, a Jorge Mendes przygląda się tej sprawie z boku...