Co ma wspólnego NFZ z Barceloną? De Jong zawiedziony kompetencją klubowych lekarzy
W związku z pandemią pojawiło się sporo okazji, by ponarzekać na służbę zdrowia w naszym kraju, począwszy od wyposażenia, na niedziałających procedurach skończywszy. Swoje oczerniacie, a cudzego nie znacie, chciałoby się napisać, ponieważ okazuje się, że do grona niezawodnych nie można zaliczyć nawet wysoko wykwalifikowanych specjalistów ze sztabu medycznego jednego z najlepszych klubów na świecie. Frenkie de Jong ma w tej sprawie poważne dowody.
Już w sobotę mecz Wolfsburg vs Bayern Monachium! Ten i wiele innych meczów pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Co się stało? W spotkaniu Barcelony z Mallorką, które miało miejsce niemalże dwa tygodnie temu Holender odniósł kontuzję i nie dokończył tego starcia. W pierwszej chwili wydawało się, że to nic poważnego. Sztab miał zresztą stwierdzić, że to to po prostu delikatny uraz mięśniowy, wynikający z przeciążenia, który niedługo przejdzie, a pomocnik zaraz wróci na boisko. Dopiero po dalszych badaniach okazało się, że de Jong doznał poważniejszej kontuzji mięśnia płaszczkowatego, a to już uraz, który może wyeliminować z gry na kilka dobrych tygodni.
Jak podaje Catalunya Radio, ta sytuacja miała ostro poirytować samego piłkarza, który rzekomo stracił zaufanie do klubowych lekarzy. Według źródła, de Jong jest zły i nieufny do tego stopnia, że na czas leczenia zamierza wrócić do Holandii, by być pod opieką tamtejszych lekarzy, których jest pewien.
— Barça Universal (@BarcaUniversal) June 22, 2020
Nie wiadomo, czy lekarze, który dokonali błędnej diagnozy poniosą jakieś konsekwencje. Przecież gdyby dali Holendrowi zielone światło na grę, ten mógłby doznać dużo poważniejszego urazu, przez który pauzowałby znacznie dłużej. Poza tym, to nie pierwsza taka sytuacja, bo już kiedyś na podobny ruch, polegający na leczeniu się w ojczyźnie zdecydował się Ousmane Dembele, który przecież w Barcelonie notorycznie boryka się z kontuzjami. Może faktycznie zamiast inwestować w Lautaro Martineza, lepiej najpierw wzmocnić sztab medyczny? Byłoby przecież szkoda, gdyby piłkarze Barcelony częściej poruszali się o kulach niż na boisku.