No Messi, no party - there`s Messi, no win
Cześć i czołem! Ja rozumiem, że Święto Niepodległości, ale nie samą niepodległością człowiek żyje. Równolegle do wydarzeń w centrum Warszawy - swoje mecze rozgrywała cała piłkarska Europa. Jeśli wyrzucilibyśmy z pamięci wszystkie dotychczasowe kolejki LaLiga to spotkanie Barcelony z Betisem, spokojnie zasługiwałoby na miano szlagieru. Jednak ekipa Quique Setiena zawodzi w tym sezonie na całej linii – zespół z potencjałem na czołówkę ligową okupuje dolne rejony tabeli. I wiecie co? Pod względem emocji, zwrotów akcji - to był chyba najlepszy mecz tego sezonu. Ale od początku!
Przed meczem Ernesto Valverde miał niebywały mętlik w głowie – niby mógł skorzystać z Messiego i Umtitego, jednak ku zaskoczeniu wielu (#NAPIWNO) odstawił on na trybuny niepokornego Ousmana Dembele, który według nieoficjalnych informacji - nie dość, że nie stawił się na treningu, to jeszcze na półtorej godziny zapadł się pod ziemię. Gdy się chłopak odnalazł to stwierdził, że źle się czuł i generalnie to gówniany problem. Tak więc oficjalna wersja brzmiała: zatrucie żołądkowe, ale każdy kto słuchał wypowiedzi Valverde – wyczyta między wierszami, co tak naprawdę się stało.
Mecz od początku był otwarty, w przeciągu kilku minut aktywny Malcom dograł dwie świetnie piłki do partnerów - jednak ani Suarez ani Messi nie wykorzystali swoich sytuacji. Po drugiej stronie spustoszenie siał Lo Celso, który w 6. minucie meczu kapitalnym podaniem za linię obrony obsłużył Joaquina, ale Hiszpan w wybornej sytuacji ustrzelił najwyżej położony na stadionie rząd krzesełek.
Niby Barcelona dominowała, ale zdążyła nas już przyzwyczaić, że wtedy czasem zaczyna brakować jej koncentracji. 19. minuta meczu – kapitalne podanie za linię obrony od Williama Carvalho do Juniora Firpo, który najpierw podciągnął akcję, a później niesygnalizowanym strzałem w krótki róg zaskoczył ter Stegena. Andaluzyjczycy zostali nagrodzeni za konkrety w ofensywie.
W 24. minucie wreszcie zagrożenie ze strony „Blaugrany". Z rzutu wolnego piłkę świetnie dorzucił Messi, a do strzału a'la Roberto z PSG złożył się Clement Lenglet – z tą różnicą, że w tej sytuacji, w przeciwieństwie do Trappa genialną interwencją popisał się Pau Lopez. Chwilę później odpowiedzieli goście, ale piekielnie trudny strzał Cristiana Tello obronił ter Stegen.
W Barcelonie kompletnie zawodziła asekuracja bocznych sektorów boiska. Zarówno Firpo, jak i Tello wjeżdżali bokami niczym Pendolino w małego fiata – nie było czego zbierać. Osamotnieni Roberto i Alba nie nadążali za bardzo szybkimi skrzydłowymi ekipy Setiena. 34. minuta to był książkowy przykład, jak nie należy się bronić. Najpierw Firpo uciekł wolniejszemu o lata świetlne Roberto, ale piłka zagrana przez Hiszpana przeszła całe pole karne. Tam już nabiegał Tello, który bardzo inteligentnym podaniem obsłużył stojącego na „jedenastce" Joaquina. A ten co zrobił? No zajebauu gola. Na tablicy wyników mamy 2:0 dla Betisu – kibice gospodarzy przecierali oczy ze zdumienia, ja zresztą też. Warto nadmienić, że czterech obrońców Barcy przyglądała się, jak emeryt Joaquin sobie strzela brameczkę – szkoda, że nie przynieśli mu kawy i nie zaczęli bić brawo. Generalnie dramat i żałość w wykonaniu gospodarzy. Ogromnym paździerzem uraczyli nas piłkarze Barcelony i nawet z tym nie handlować. Goście w pełni kontrolowali wydarzenia na boisku – SZOK!
Piękni, panowie, jesteście piękni, k***a.
(zdjęcie Eleven Sports)
Podrażniona Duma Katalonii od początku rzuciła się na gości – najpierw trudnym strzałem Lopeza poczęstował wprowadzony w przerwie Arturo Vidal, a chwilkę później minimalnie pomylił się Messi. Minuty leciały – gra nie uległa zbytniej poprawie, więc zdesperowany Valverde wytoczył działa wielkiego kalibru. Malcoma zastąpił POTĘŻNY Munir. No umówmy się, stoperzy Betisu raczej nie zesrali się ze strachu – prędzej ze śmiechu.
67. minuta meczu – jak to zwykle w piłce bywa, wystarczy moment dekoncentracji i robi się nerwowo. Beznadziejny faul Tello na Albie i sędzia Mateu Lahoz wskazuje na wapno - wracający po kontuzji Messi pewnym strzałem pokonuje Lopeza. Barca łapie oddech.
O taki chuj, trzy minuty później było już po meczu. Centrostrzał Lo Celso zamiast wpaść w koszyczek ter Stegena – przełamuje mu ręce i wpada do siatki. Wylew Niemca rodem z FIFY. Najgorszy możliwy moment na odjebanie takiego ryżu - jedynie Paweł Zagumny może się uśmiechnąć, próba wystawienia piłki, iście w jego stylu.
Na 10 minut przed końcem Barcelona znów złapała kontakt – genialne podanie za linię od Messiego, tam jeszcze lepiej zachował się Munir, który inteligentnie oddał piłkę do lepiej ustawionego Vidala, a Chilijczyk na wślizgu pakuje piłkę do siatki! Remontada? Otóż nie! Chwilkę później dzbanizmem do entej potęgi wykazał się Rakitić, który mając żółtko na koncie, bez ograniczeń „jeździł sobie na dupie".
No i wyjeździł, czerwoną kartkę. Do zajezdni Panie Ivanie - zagrałeś Pan tragicznie.
Chwilkę później wszelkie nadzieje kibiców „Dumy Katalonii" poszły się jebać. Betis konsekwentnie wykorzystywał dezorganizację w szeregach gospodarzy – Pique z Albą biegali po ataku, Munir wracał do obrony, Roberto bujał w obłokach... więc Firpo mając autostradę z lewej strony, podaje po ziemi do wbiegającego Canalesa, który bez problemu pokonuje ter Stegena. No tak, średnio bym powiedział. Z obowiązku warto wspomnieć o drugiej bramce Messiego, która generalnie gówno dała. Oczywiście akcja piękna, jeszcze piękniejsza akcja VAR i kończymy na 3:4. Brawo dla Betisu, w pełni zasłużona wygrana za trudnym terenie, jakim niewątpliwie jest Camp Nou.
Barca zagrała dziś na stojąco, tylko fragmentami pokazując dobry futbol i fakt, że w ogóle im się coś chce. Betis obnażył wszelkie kłopoty z jakimi zmaga się Ernesto Valverde. Piłkarze „Dumy Katalonii" znów przesadnie grali pod Messiego, samemu nie dając nic od siebie. A obrona z ter Stegenem wylewała się z większą regularnością niż Ebi Sadlok w FIFIE 18. Jeśli miałbym kogoś wyróżnić to tylko i wyłącznie Arturo Vidala. Dał drużynie to z czego jest znany – serducho, charakter, zadziorność i nieustępliwość. Był dosłownie wszędzie. Smuci mnie, że szansy nie wykorzystał Malcom i znów będzie trzeba tolerować ignorancję Dembele, który tylko leży na kanapie i ma wyjebane. Kubeł zimnej wody na głowy piłkarzy „Blaugrany", którzy pomimo porażki pozostaną liderem LaLiga.
No Messi, no party? Nie tym razem...
FC Barcelona 3:4 Betis Sevilla (0:2)
Messi. 68'-k, 90' Vidal. 79' - Firpo. 20' Joaquin. 34' Lo Celso. 71' Canales. 83'
FC Barcelona: ter Stegen - Roberto, Pique, Umtiti, Alba - Arthur (46' Arturo Vidal), Busquets (69' Alena), Rakitić - Messi, Suarez, Malcom (57. Munir)
Betis: Pau Lopez - Mandi, Bartra, Sidnei - Tello, Guardado, Carvahlo, Firpo, Lo Celso (87' Inui) - Moron (76' Leon), Joaquin (62' Canales)
Czerwona kartka: Ivan Rakitić
Sędzia: Mateu Lopez
Stadion: Camp Nou
[ZOBACZ TEŻ: Ramos znowu to zrobił! Tłumaczenie jest najlepsze xD]