Spacerek dosłowny w hicie LaLiga na remis
Nadzieja umiera ostatnia. Długo myślałem, że ten tekst będzie o niczym - pusty. Na szczęście piłkarze zlitowali się w tym "hicie" LaLiga i zaczęli grać w piłkę. Końcówka meczu chociaż częściowo wynagrodziła to co dwie czołowe drużyny najsilniejszej ligi w Europie pokazały nam wcześniej. Długo myślałem, że oglądam trening celnego podawania piłki.
Zatem na Wanda Metropolitano spotkało się dwóch gigantów La Liga - Atlético Madryt i Barcelona. Po jednych i drugich nie wiadomo, czego się spodziewać. Obie drużyny grają w kratkę, raz pięknie wygrywają, innym razem zawodzą. Trzeba też przyznać, że ich styl jakby się dopełnia - jedni klepią, drudzy cierpliwie się bronią i czekają na kontry. Dokładnie tak wyglądała pierwsza połowa. Barcelona gra klasyczne "Ty do mnie, ja do Ciebie", a Atlético im na to pozwala i czeka. Właściwie wydarzeniem pierwszych 45 minut chyba można uznać kontuzję Sergi'ego Roberto, który na drugą połowę już nie wyszedł. Badania mają pokazać czy kontuzja ścięgna w udzie jest poważna.
W drugiej połowie powoli zaczynało się robić trochę ciekawiej. Wreszcie zrywy Atlético zaczynały być widoczne. Jedna z szarży Griezmanna mogła nawet skończyć się bramką, ale obrońcy "Blaugrany" uratowali sytuację. Piłkarze Ernesto Valverde oczywiście też próbowali, ale obrońcy z Madrytu oraz Jan Oblak na bramce pozostawali skuteczni. W 64. minucie pojawił się on, cały na biało czerwono-biało - Vitolo. Po odejściu z Sevilli słuch po nim zaginął, dlatego chciałbym z tego miejsca przypomnieć o istnieniu tego zawodnika.
Dobra, przejdźmy do rzeczy. 76. minuta - rzut wolny dla Atlético, kocioł i ręka Vidala. Sędzia po użyciu VAR nie zdecydował się odgwizdać karnego. Nie zazdroszczę mu tej decyzji, na pewno nie było łatwo ocenić, ale chyba bym się z nim zgodził. Karnego nie było, za to był rożny 2 minuty później. Griezmann dośrodkował, Diego Costa wyskoczył i głową wpakował piłkę do siatki! Ter Stegen próbował interweniować, ale zdołał jedynie musnąć piłkę palcami. Nareszcie coś się dzieje!
Żeby to był koniec... Barcelona wpuszcza swoje strzelby - Dzbanele Dembélé i... tak, dokładnie on - Malcom. Diego Simeone odpowiada zmieniając strzelca bramki na Ángela Correa. Długo wydawało się, że Atlético wyjdzie zwycięsko z tego meczu, Barcelona próbowała i próbowała... Messi celnie strzelał z wolnego, ale Oblak był górą. Wreszcie nadeszła 89. minuta - okazało się, że Dembélé potrafi grać nie tylko na Xboxie! Francuz wykorzystał podanie od Messiego i dał Barcelonie remis. W końcówce dominowało Atlético, które jeszcze starało się wyszarpać zwycięstwo, ale tym razem Barcelona się wybroniła. Tym samym drużynie Simeone uciekło nie tylko zwycięstwo, ale także pozycja lidera La Liga.
Hit 13. kolejki Primera Division pozostaje zatem bez zwycięzcy. Zwycięzcami jednak jesteście Wy! Pod warunkiem, że dziś wieczorem odpaliliście inny mecz, poszliście do kina, na imprezę, na grzyby lub zrobiliście cokolwiek sensownego zamiast oglądać ten mecz. Niestety, przykro pisać takie rzeczy o dwóch tak dobrych drużynach, ale tak to widzę. Tym, którzy podobnie jak ja, męczyli się oglądając to "starcie gigantów" zalecałbym kawę, ale już późno, więc może nie za mocną - tak jak Barcelona albo Atlético.
Atlético Madryt - FC Barcelona 1:1 (0:0)
Diego Costa 78' - Dembélé 89'
Składy:
- Atlético: Oblak - Arias, Savić, Lucas Hernández, Filipe Luís - Koke, Saúl, Rodri, Lemar (64. Vitolo) - Griezmann, Diego Costa (80. Ángel Correa)
- Barcelona: Ter Stegen - Nélson Semedo, Piqué, Umtiti, Alba - Sergi Roberto (46. Rafinha), Busquets, Arthur (79. Dembélé), Arturo Vidal (85. Malcom) - Messi, Suarez