Nudy, nudy i jeszcze raz nudy - zapowiedź 14. kolejki LaLiga
Naprawdę chciałbym sprzedać tę kolejkę najlepiej jak potrafię, ale po prostu nie da się. Jeśli największym hitem kolejki jest spotkanie Sevilla - Alaves, to wiedz, że coś się dzieje. Ten sezon jest tak pokręcony, że szkoda gadać. Doszło do tego, że bardziej interesuje mnie spotkanie Andaluzyjczyków, niż Realu Madryt. Oszczędźmy sobie przedłużania i przejdźmy do rzeczy. Przebrnijmy przez to razem.
Rayo Vallecano - Eibar (piątek, 21:00)
Gospodarze zmierzą się z pogromcami Realu Madryt. Dostać w dupę 0:3 od Eibar to nie lada wyczyn, a czuję, że jeszcze nie raz nas Królewscy w tym sezonie zaskoczą. Ale o tym za chwilę. Czeka nas spotkanie dwóch przeciętnych drużyn. Zastanawiam się czy oglądać ten mecz, czy może wybrać jakąś ciekawszą rozrywkę, jak na przykład gapienie się w sufit. Wciąż się waham, ale chyba wybiorę opcję numer dwa. Jeśli miałbym przewidywać zwycięzcę, stawiam oczywiście na gości. Uskrzydleni laniem, jakie sprawili ekipie Solariego, powinni sobie poradzić z takim hegemonem, jakim niewątpliwie jest Rayo Vallecano.
Celta Vigo - Huesca (sobota, 13:00)
Kolejny hit! Nie mogę się doczekać, aż odpalę sobie ten mecz do jednej bramki. Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, kto wygra w tym spotkaniu. Oczywiście, Celta jest w dołku, ale z tak słabą Huescą sobie poradzą. Beniaminek zgromadził do tej pory 7 punktów i przegrał ostatnie 5 wyjazdowych spotkań, jeśli chodzi o ligę hiszpańską. Oglądałem niektóre spotkania i muszę szczerze powiedzieć, że naprawdę ich gra nie wyglądała jakoś fatalnie. Może tak dobrze trafiałem, a może po prostu brakuje im szczęścia, trudno powiedzieć. Fakty są jednak takie, że jeśli nie zaczną punktować, to z hukiem zlecą z ligi już po pierwszym sezonie. Cóż, nie w tej kolejce.
Real Valladolid - Leganes (sobota, 16:15)
Bardzo chciałem obejrzeć ten mecz, ale niestety koliduje on z hitem w najwyższej klasie rozgrywkowej Gibraltaru. Lions Gibraltar będą podejmowali na własnym stadionie St Josephs i nie chciałbym tego spotkania przegapić. Pozostanie mi obejrzenie z odtworzenia, ale to już nie te same emocje...
Nie byłbym jednak sobą, gdybym pokrótce nie przedstawił sylwetek obu zespołów. Gospodarze grają w kratkę, ale w miarę regularnie punktują. 17 oczek to całkiem dobry wynik, jak na ten moment sezonu. Goście natomiast plasują się w tabeli tuż nad strefą spadkową, ale spokojna poczochrana, mają na koncie 13 punktów, więc czeka nas jeszcze sporo przetasowań. Jakim wynikiem zakończy się ten mecz? Remis, tak myślę.
Getafe - Espanyol (sobota, 18:30)
Oba zespoły prezentują się ostatnio raczej kiepsko, ale jeśli spojrzymy na ich wyczyny od początku sezonu, to wygląda to już dobrze. A w przypadku gości nawet bardzo dobrze. 5 miejsce w tabeli to niewątpliwy sukces. Jeśli udałoby się im utrzymać je do końca sezonu, byłaby to sztuka najwyższej próby. No, ale do końca sezonu to jeszcze daleko i lepiej niech skupiają się na najbliższych spotkaniach. Getafe natomiast miewało się już lepiej, jeśli chodzi o tabelę, ale raczej nie narzekają na 12 miejsce. Gdyby pokonali Espanyol, to byłoby naprawdę coś, patrząc na to, jak w tym sezonie prezentuje się ekipa Rubiego. Z całym szacunkiem, wątpię, że sprawy tak się potoczą. Obstawiałbym raczej gładkie zwycięstwo Katalończyków.
Real Madryt - Valencia (sobota, 20:45)
Najpierw czuję strach, później wstyd, a na końcu zażenowanie. Przyzwyczaiłem się już do tego, że spotkania z Nietoperzami często kończą się nie takim wynikiem, jaki planowałem. Paradoksalnie, w tym sezonie, boje się tego spotkania bardziej, niż w poprzednich. Niby ta Valencia taka słaba, niby nieskuteczna, ale jak patrzę na gościnność obrony Realu Madryt, to czuję stratę punktów. Obym się mylił, bo strata do czołówki jeszcze nie jest taka duża, ale w przypadku przegranej może się powoli robić nieciekawie. Chociaż oczekiwanie, że Królewscy zdobędą w tym sezonie mistrzostwo, jest jakby to powiedzieć, lekko marzycielskie. Niestety, dziś jestem pesymistą. Uważam, że Solari wdepnie w kałużę o nazwie Valencia i naleje mu się wody do butów.
Real Betis - Real Sociedad (niedziela, 12:00)
Zapowiada się bardzo przyjemne spotkanie, które z wielką chęcią obejrzę. Lubię obie ekipy, więc tak naprawdę wisi mi kto wygra, liczę po prostu na ciekawe widowisko. W ostatnich latach bywało z tym różnie, bo byliśmy świadkami naprawdę przeróżnych meczów. Od 0:0, po 4:4. Skłaniam się bardziej oczywiście ku drugiej opcji. 90 minut dobrej gry, kilka bramek, dobre drugie śniadanko. Na to liczę w niedzielne południe. Baskowie co prawda są w zdecydowanie lepszej formie, niż Andaluzyjczycy, zarówno w ostatnich kolejkach, jak i na przestrzeni całego sezonu, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo mecze takie jak ten, rządzą się swoim prawami. Oby było ciekawie.
Girona - Atletico Madryt (niedziela, 16:15)
Cóż, początek sezonu był trudny, ale okazuje się, że jest Stuani, jest impreza. Urugwajczyk nie przestaje strzelać, do tego inni zawodnicy dokładają coś od siebie i wózek jedzie dalej. Odejście Pablo Machina z pewnością było potężnym ciosem dla ekipy z Katalonii, ale jak widać, przyszedł nowy trener i pokazuje, że wciąż można osiągać z tą ekipą dobre wyniki. 7 miejsce w lidze jest jak najbardziej ok. Zawsze jednak przychodzą spotkania, w których po prostu nic nie da się zrobić. I sądzę, że mecz z Atleti będzie jednym z nich. Drużyna Simeone jest rozpędzona i nie zanosi się na jakąkolwiek zniżkę formy. Klub z Madrytu ma realną szansę na zdobycie mistrzostwa Hiszpanii, przynajmniej tak to wygląda na ten moment, więc każdy mecz powinien być dla nich finałem. I z pewnością jest, znając mentalność Cholo. Nie przewiduję niespodzianki, chociaż nie ukrywam, że ucieszyłbym się, gdyby gorszej stronie Madrytu przyszło zgubić punkty w Katalonii.
Barcelona - Villarreal (niedziela, 18:30)
Blaugrana również mogłaby zgubić punkty, nie obraziłbym się, ale chyba nie tym razem. Villarreal zajmuje 16 miejsce, więc nie jest to dla nich jak do tej pory udany sezon. Ciągle czegoś brakuje tej drużynie. Mam nadzieję, że znajdą w końcu stabilizację i zaczną porządnie punktować, bo szkoda, żeby taka ekipa tułała się gdzieś na dnie tabeli. Dobrze, że za marzenia nie karzą, bo marzy mi się wygrana Żółtej Łodzi Podwodnej na Camp Nou. Najprawdopodobniej jednak jest to jedno z tych marzeń, które są nie do zrealizowania. A przynajmniej nie na chwilę obecną.
Deportivo Alaves - Sevilla (niedziela, 20:45)
Nareszcie, prawdziwe starcie tytanów, a nie jakieś Barcelony czy Reale. 4 miejsce podejmuje u siebie lidera. Sevilla solidnie punktowała w ostatnich tygodniach, 1 miejsce jak najbardziej zasłużone, bo Andaluzyjczycy grają w tej kampanii naprawdę skuteczną i przede wszystkim miłą dla oka piłkę. Dobrze, że raz na jakiś czas wyskoczy taka ekipa, bo człowiek się po jakimś czasie zaczyna nudzić dominacją dwóch gigantów. Najpierw było Atleti, a teraz Sevilla. Może nie staną się tak dużą marką europejską, jak Rojiblancos, ale oby na dłużej zaistnieli w ścisłym topie w Hiszpanii. Byłoby naprawdę bardzo fajnie, gdyby tak się stało.
Co do Alaves, im również należą się brawa, za postawę od początku rozgrywek. Z pewnością co raz trudniej będzie im utrzymywać się na tak wysokiej pozycji, ale kto wie, może uda się zakończyć rozgrywki na miejscu premiującym grą w europejskich pucharach. W ostatnich kolejkach grali w kratkę i wątpię, żeby mecz z Sevillą pomógł w ustabilizowaniu formy. Nie będę oryginalny i skłaniam się raczej ku zwycięstwu ekipy Pablo Machina.
Levante - Athletic Club (poniedziałek, 21:00)
Naprawdę z wielka przykrością patrzę na to, co dzieję się z Baskami. Tylko 11 punktów i miejsce w strefie spadkowej, to boli każdego sympatyka ligi hiszpańskiej. Czekam i czekam, aż wezmą się w garść, ale jakoś nie mogę się doczekać. Nie widać światełka w tunelu. Kto by pomyślał, że Levante będzie wyżej w tabeli. I to sporo wyżej, bo ekipa z Walencji zajmuje 9 miejsce. Liczę, że to spotkanie przyniesie przełamanie dla podopiecznych Eduardo Berizzo. Gdyby tak się stało, Baskowie odnieśliby pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie. Brzmi to naprawdę smutno. I choć doceniam Levante za wyniki od początku rozgrywek, to z całego serca życzę im porażki.
To by było na tyle. Tak jak pisałem na wstępie, większość spotkań raczej nie budzi wielkich emocji, o ile budzi jakiekolwiek. Ot kolejny, zwykły tydzień na hiszpańskich boiskach. Ja się z Wami żegnam i zapraszam na podsumowanie kolejki, które popełni znany i lubiany Milczar.