Czas na derby! - zapowiedź 15. kolejki LaLiga
Ostatnio okazało się, że jednak nie jestem influencerem, mejwenem, liderem opinii i ekspertem. Miniona kolejka przyniosła nam kilka niespodzianek, a ja nie dostrzegłem jej potencjału. Haniebne zachowanie z mojej strony, to się więcej nie powtórzy. A skoro już mamy za sobą rozliczenie z przeszłością, to zapraszam na przegląd tego, co zaserwują nam hiszpańskie ekipy w ten weekend. No i w piątek, czyli dzisiaj. I nie zapominajmy też o poniedziałkowym meczu. Dobra, jedziemy!
Leganes - Getafe (piątek, 21:00)
Nie jest to najlepsza przystawka jaką kiedykolwiek widziałem, aczkolwiek wcale nie musi zawieść. Oba zespoły wygrały ostatnie spotkania i warto zwrócić uwagę zwłaszcza na gości, którzy pokonali u siebie Espanyol 3:0. Kolejki mijają, a nasi madryccy przyjaciele ani myślą opuszczać górną połówkę tabeli. Z taką grą będą się bili o puchary do samego końca. Swoją drogą, Getafe ostatni raz grało w europejskich pucharach w sezonie 2010/2011. Szmat czasu, ale to z pewnością tylko motywuje zawodników do osiągnięcia sukcesu. Klub miał swoje problemy, kiedy spadał z ligi, ale teraz wszystko zmierza w dobrym kierunku i kto wie, może w przyszłym sezonie jakaś polska drużyna będzie mogła zmierzyć się w grupie z Azulones. Żartowałem, przecież wiadomo, że żaden polski klub nie awansuje.
Atletico Madryt - Deportivo Alaves (sobota, 13:00)
Pierwszy hit kolejki. Jak się zapatruję na to spotkanie? Trudno powiedzieć. Obie ekipy ostatnio remisowały w lidze. Alaves udało się wydrzeć punkt ze starcia z Sevillą, natomiast Atleti nie potrafiło pokonać Girony. Jeśli chodzi o remisy, to podopieczni Diego Simeone są o krok od doścignięcia Valencii. A to nie lada sztuka. Oczywistym jest to, że uznaję Rojiblancos za faworyta, ale nie skreślam też gości. W końcu zajmują 4 miejsce w lidze, a to oznacza, że zdecydowanie nie są chłopcami do bicia. Potrafili już sprawiać niespodzianki w tym sezonie, więc nie wykluczam, że tak się zdarzy na Wanda Metropolitano.
Valencia - Sevilla (sobota, 16:15)
To jest jedno z tych spotkań, na które ostrzę sobie zęby. Mimo tego, że gospodarze grają w tym sezonie jak ostatnie łamagi, zwłaszcza jeśli chodzi o skuteczność pod bramką rywala. Na ich szczęście tabela jest tak płaska, że seria 2-3 zwycięstw może wywindować ich na całkiem przyzwoite miejsce. Jednakże, nie bądźmy takimi optymistami, bo jak do tej pory to w ciągu piętnastu kolejek wygrali właśnie tylko 3 razy. Jeśli chodzi o Sevillę, to nie można dodać nic więcej ponad to, co już dawno zostało napisane. Pablo Machin wykonuje świetną robotę, Andaluzyjczycy są wiceliderem ze stratą jednego punktu do Barcelony i ogólnie przyszłość maluje się raczej kolorowo. W ostatnich latach, w bezpośrednich spotkaniach, zdecydowanie częściej tryumfowali Nietoperze. Biorąc jednak pod uwagę aktualną dyspozycję obu zespołów, z czystym sumieniem mogę postawić na gości. Nawet fakt, że grają na Mestalla, nie zniechęca mnie do tego.
Villarreal - Celta Vigo (sobota, 18:30)
Mecz nieudaczników, tak bym to określił. Oczywiście, z wielkim bólem patrzę na to, jak obie ekipy męczą się w tym sezonie, ale nic się na to nie poradzi. Faworyta nie wskażę, bo nie jestem w stanie. Celta wygrała ostatnio z Huescą, ale umówmy się, beniaminek dostaje baty od większości ekip. Trudno więc powiedzieć jaką formę prezentuje zespół w tym momencie. To samo tyczy się zawodników Żółtej Łodzi Podwodnej, którzy w minionej kolejce przegrali z Barceloną. No i znowu nie ma jak ocenić formy, bo z kolei z Barceloną mało kto może grać swoje. Uznajmy więc, że skoro jedna i druga ekipa, w tym sezonie, prezentuje się dość negatywnie, to razem da nam to dobre spotkanie.
Espanyol - Barcelona (sobota, 20:45)
Czas na derby. Ciekawe jakie przyśpiewki tym razem będą lecieć z trybun i czy Pique znów będzie chciał dopiec rywalom, wygłaszając niepopularne opinie. Chyba nikt nie sądzi, że trzeba się skupiać na aspektach sportowych. Espanyol czeka na ligowe zwycięstwo w derbach już ponad 10 lat i nic nie wskazuje na to, że będziemy świadkami tego historycznego wydarzenia. 0 punktów w ostatnich 3 kolejkach, tak prezentuje się dorobek podopiecznych Rubiego. Wydawało się, że mogą trochę namieszać w tym sezonie, ale jak każdego, dopadła ich zadyszka, no i dupa. Barcelona z kolei jest na szczycie tabeli, ale umówmy się, nie notuje wymarzonych wyników. 28 punktów po 14 kolejkach to nie jest rezultat, którego należy się bać. Tutaj też doszukuję się swojej nadziei na to, że gospodarzom jednak uda się urwać punkty, ale to tylko tzw. marzenie ściętej głowy.
Eibar - Levante (niedziela, 12:00)
Gospodarze są kompletną niewiadomą. Najpierw gromią 3:0 Real Madryt, a później dostają w dupę z Rayo Vallecano. A ty bądź mądry i pisz wiersze. Dlatego skupię się na Levante, które w tym sezonie zaskakuje. Ekipa z Walencji wciąż utrzymuje się wysoko, jeśli chodzi o tabelę i wygląda na to, że będą bili się o puchary do samego końca. Ciężko będzie się ustrzec wpadek, bo nie jest to zespół, który potrafi cierpieć przez całe spotkanie, ale ostatecznie je wygrać. Niedawno zremisowali 2:2 z Huescą, co z pewnością nie było oczekiwanym rezultatem. Zdążyli jednak szybko się otrząsnąć i lekko puknęli Athletic 3:0. Potencjał w drużynie z Walencji z pewnością jest. Pytanie tylko czy zostanie wykorzystany.
Huesca - Real Madryt (niedziela, 16:15)
Bądźmy poważni. Nie wiem co musiałoby się stać, żeby Królewscy zgubili punkty z beniaminkiem. Huesca jest w fatalnej sytuacji i chyba możemy być już pewni, że będzie jednym ze spadkowiczów. Do końca sezonu niby jeszcze daleka droga, ale droga, którą ta drużyna musiałaby przejść, żeby zacząć osiągać dobre wyniki, jest jeszcze dłuższa. I tyle. Real natomiast, jak już wspominałem, dostał zimny prysznic od Eibar i z perspektywy czasu można powiedzieć: bardzo, kurwa, dobrze, że tak się stało. 3 ostatnie mecze to 3 wygrane, 10 bramek strzelonych i tylko jedna stracona. Jak tak dalej pójdzie, to czwarta Liga Mistrzów z rzędu stanie się faktem, a na dokładkę jeszcze Mistrzostwo Hiszpanii, no i może Puchar Króla na deser.
Real Sociedad - Real Valladolid (niedziela, 18:30)
Goście są w kryzysie i nie zapowiada się na to, żeby szybko z niego wyszli. A o tym, że Baskowie potrafią grać w piłkę, chyba wszyscy doskonale wiemy. Nie wierzę, że spotkanie mogłoby zakończyć się innym rezultatem, niż zwycięstwo gospodarzy.
Real Betis - Rayo Vallecano (niedziela, 20:45)
Andaluzyjczycy zdecydowanie są w formie. Zdarzyła im się co prawda wpadka, bo przegrali 1:2 z Villarrealem, ale ostatnio pokonywali między innymi Barcelonę i Real Sociedad. Nie sądzę, żeby Rayo mogło sprawić im kłopoty. Szybko się nie wygrzebią ze strefy spadkowej, o ile w ogóle będą w stanie to zrobić.
Athletic Club - Girona (poniedziałek, 21:00)
Gdy Ci smutno, gdy Ci źle, kup se sznurek i powieś się. Nie no, do tak tragicznych czynów sympatykom Basków pewnie jeszcze daleko, ale powiedzmy sobie szczerze, ekipa z Bilbao na ten moment jest w czarnej dupie. Może zmiana trenera pomoże, bo jest to naprawdę przykry widok. Przypominam tylko, że klub ten nigdy nie spadł z ligi. No i tak na marginesie, mają bardzo ciekawą i bogatą historię, a model zarządzania klubem jest zdecydowanie wyjątkowy, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Jeśli ktoś nie zna za bardzo polityki klubu, to polecam polurkować w necie i zapoznać się z tematem. Tymczasem przejdźmy do Girony, bo jest o czym mówić. Jeśli tabelę ligową układalibyśmy biorąc pod uwagę jedynie 5 ostatnich spotkań, to ekipa Eusebio Sacristana byłaby liderem. Wysoka forma, nie ma co. Z pewnością też mają chrapkę na europejskie puchary. W poniedziałek okazja, żeby postawić kolejny krok. Przeszkód nie widać, bo Athletic jest w naprawdę głębokim kryzysie. Jedynie efekt nowej miotły może sprawić, że wydarzy się cud.
I to by było na tyle. Fajerwerków może nie będzie, ale na brak emocji raczej też nie powinniśmy narzekać. Podsumowaniem kolejki zajmie się Milczar. Cześć i czołem, kluski z rosołem.