Przyćmione przez hity, ale ciekawe - mecze wtorkowe Ligi Mistrzów sortu drugiego
Te pozostałe spotkania Ligi Mistrzów często są ignorowane, ale nie powinny być… dzieje się w nich wiele: rzeczy słabych, rzeczy ciekawych, rzeczy nudnych, rzeczy porywających. OK, może nie takich jak w Dortmundzie i Londynie. Ale przyznajcie - wystarczy pewnie czasem nawet być jak Slavia Praga – czyli nie musieć strzelać mnóstwa goli, by wszystkich porwać swoją grą. Co jednak zrobiono w Sankt Petersburgu, Liverpoolu, Walencji, Neapolu oraz Lyonie?
Oto, co się działo:
Zenit Sankt Petersburg – RB Lipsk 0:2
Nudny był to mecz, przynajmniej w porównaniu z pierwszym starciem w Niemczech. Pierwsza połowa nas uśpiła, a dwa gole dla Lipska tak naprawdę udowodniły przewagę drużyny Juliana Nagelsmanna. Więcej strzałów, więcej okazji, lepsi piłkarze, mniej nerwów (nie takich jak Artioma Dziuby, który nawet sytuacji z pięciu metrów nie umie zamienić na gola) i 3 punkty zabrane z Rosji. Demme i Sabitzer (znowu on, znowu on) wyjaśnili pięknie mistrzów Rosji. Choć pochwalić należy też Upamecano. Swoimi interwencjami miał duży wpływ na to, że Lipsk zakończył mecz z czystym kontem.
Jeśli ktoś już dzisiaj spisał się dobrze z Rosjan, to na pewno byli to kibice:
Zenit's tifo 😲👏#UCL #ZENRBL pic.twitter.com/pQkqIYZkVG
— FootballWTF (@FootballWTF247) November 5, 2019
👍 Julian Nagelsmann celebrates 10th #UCL game as coach with Leipzig win
— UEFA Champions League (@ChampionsLeague) November 5, 2019
🇦🇹 Marcel Sabitzer has scored 5 goals in 8 for club & country 🔥 pic.twitter.com/F0fNp5eVvm
Liverpool – Racing Genk 2:1
10 pierwszych minut bez gola? Taktyka „uśpij – przywal”. Tak, to obecny Liverpool. W niczym nie chcemy ujmować tej drużyny, z przodu wciąż wygląda olśniewająco. Niemniej, pogoda, która nie sprzyjała dziś piłkarzom na Anfield, dała się chyba we znaki. Obie ekipy nie miały takiej swobody, jak w Genku. Na szczęście dla kibiców „The Reds”, dosyć przypadkowe trafienie Giniego Wijnalduma otworzyło wynik w 14. minucie. 1:0 na tablicy i im dalej w mecz, tym bardziej widać było TO:
Total dominance from Liverpool so far against Genk.
— Match of the Day (@BBCMOTD) November 5, 2019
Liverpool 1-0 Genk
Follow live #UCL updates 👉https://t.co/1IM5GXJYDO#bbcfootball #LIVGEN pic.twitter.com/5YYIqmRFky
Przejęli kontrolę, wystarczył jeden gol.
Do czasu. Nadeszła bowiem 41. minuta i trafienie dla Genku. Lekkie zmartwienie? A i owszem. Samata zdobył gola i co najważniejsze – trafił głową ze stałego fragmentu gry. Cóż, nie spodziewaliśmy, że akurat w taki sposób („Fabiańskowate wrzutka-główka-gol”) Genk zaskoczy obronę Liverpoolu.
Ale to przecież Liverpool. On nie znosi pustki, więc strzelił jeszcze raz. I brawo dla nich, bo znów zasłużyli na to, by wygrać. Belgów jednak trzeba docenić - dziś nie przypominali zagubionej drużyny.
Napoli – Red Bull Salzburg 1:1
Pudła są zaraźliwe – zapytajcie o to nie tylko Lorenzo Insigne, ale też Piotra Sebastiana Zielińskiego: tego, który został przez Ancelottiego dziś wystawiony w pierwszym składzie (Aruś Milik usiadł na ławce). Co innego Erling Haaland, za którego cena osiągnie niedługo budżet serialu „The Morning Show”.
Norweg strzelił co najmniej jednego gola w swoim czwartym występie w Lidze Mistrzów i jest pierwszym nastolatkiem, który tego dokonał w pierwszych czterech meczach. Trafił na początek z karnego, czym sprawił, że Napoli naprawdę zajrzała w oczy stara znajoma – Liga Europy (nawet pomimo tego, że pomimo zwycięstwa, Salzburg i tak traciłby jeden punkt do Włochów). Wiecie… oni też czekali na te momenty, kiedy w końcu pokaże się Hirving Lozano. Pokazał się dziś. 1:1 to jego zasługa, trochę się przynajmniej Włosi uspokoili. Tzn. najpierw było głośno, ‘’Decibel’’ znów się wydzierał, ale jednocześnie to była ulga.
Mister 50 milionów dziś w końcu gra adekwatnie do ceny. Obok Insigne (jak zawsze nieskutecznego) najlepszy na boisku.
— Bartek Szulga (@BartekSzulga) November 5, 2019
Natomiast co grają Mario Rui i Fabian Ruiz, gdzie jest środek pola, co to za krycie przy stałych fragmentach... 🧐
Cóż, stan na 70. minutę pokazywał, kto ma coraz większą przewagę – 23 po stronie Napoli w rubryce „total attempts”. To był dobry moment, żeby to podnieść – Arkadiusz Milik szykował się wtedy do zmiany. Wszedł, ale wyniku nie zmienił. Napoli dało się wyprzedzić Liverpoolowi, lecz wciąż ma drugie miejsce. To, którego będzie za wszelką cenę bronić.
Valencia CF – Lille 4:1
Gdyby nie cholerny Jonathan Ikone, Valencia byłaby spokojniejsza i bogatsza o dwa punkty. Tak się cieszyli, że Denis Czeryszew mógł dać zwycięstwo, ale nie – musieli nie dość, że kończyć mecz w dziesiątkę, to jeszcze popełnić kosztowny w skutkach błąd. Jak było dzisiaj? Z początku to wydawała się być kalka spotkania sprzed dwóch tygodni. Valencia wcale nie rzuciła się jak wściekła do ataku, Lille wciąż wiedziało, co się dzieje. Nie stało oszołomione. Powiemy więcej – TO ONI PROWADZILI JAKO PIERWSI. VICTOR OSIMHEN ZAPAKOWAŁ PIŁKĘ JASPEROWI CILLESENOWI MIĘDZY NOGI.
Victor Osimhen is the real deal. Look at that pace. Ridiculous. #losc pic.twitter.com/IJK8C2x5WE
— Andrew Gibney 🦄 (@Gibney_A) November 5, 2019
Liczyliśmy w sumie na to, że to się utrzyma do końca – zasługiwało to Lille w końcu na zwycięstwo. Problem w tym, że musiał odezwać się jeden człowiek… zupełnie niepotrzebnie…
Lille prowadzi z Valencią. Awans na wyciągnięcie ręki jeżeli niczego nie odwalimy.
— Tomasz Weinert #KamilaDajeMukęChorobie (@PanTomaszJZW) November 5, 2019
Valencia później strzeliła na 1:1. I na 2:1. I na 3:1 (panie Kondogbio, szacuneczek).
— Marcin Gazda (@marcin_gazda) November 5, 2019
I na 4:1.
Po co mu to było? Obudził charakter w „Nietoperzach”. Którym tak naprawdę dobrze życzymy, bo to też sympatyczna drużyna jest. Na 100-lecie nie wypada złorzeczyć. Valencia wróciła do gry o awans z grupy.
Olympique Lyon – Benfica 3:1
Ostatnio o wyniku przesądził katastrofalny błąd Anthony’ego Lopesa, po którym koledzy mogli zrobić tylko jedną rzecz – pocieszyć go i przytulić. Dziś Lyon nie chciał psuć sobie nastroju, tylko pokazać Benfice, że rządzić to ona sobie może w swojej lidze. Zaczął dobrze – czwarta minuta, trafienie Joachima Andersena i potencjalne wyprzedzenie w tabeli grupy G Zenita. Przy tym, co działo się w Lyonie tygodnie temu… był to naprawdę krok w dobrą stronę. Można się było zastanawiać, czy Rudi Garcia tym razem będzie traktowany przez kibiców OL lepiej niż Bruno Genesio (utrzymywał w końcu Lyon w trójce Ligue 1).
A później kolejne trafienie dołożył Memphis Depay. Ten, który zasługuje na to zawsze, bo lubi ratować Lyon.
Memphis Depay has scored 7 goals in his last 5 matches.
— Zach Lowy (@ZachLowy) November 5, 2019
Back to his best under Rudi García. pic.twitter.com/Pr3MSFZywf
Na nic zdały się starania Benfiki, na nic zdał się gol na 1:2. Okazał się być tylko trafieniem honorowym. Lyon jeszcze dołożył kolejnego gola, niedługo po tym, jak Portugalczycy znajdowali się naprawdę blisko pola karnego Francuzów. Kontratak na dobicie – Bertrand Traore podsumował. 3:1.