Come-back Sevilli, przegrana United - podsumowanie środy w Lidze Mistrzów
Środowe spotkania Ligi Mistrzów już za nami. Na następne poczekamy aż trzy tygodnie, ponieważ w międzyczasie odbędą się mecze reprezentacji w Lidze Narodów. Wędki, czerwona kartka w pierwszej połowie, Manchester United przegrywający z tureckim Basaksehirem czy come-back Sevilli w starciu z Krasnodarem - świadkami tego wszystkiego byliśmy dzisiejszego wieczoru w Champions League. Zapraszamy do czytania.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Basaksehir 2:1 Manchester United
Wolny, niedokładny, frustrujący – taki był Manchester United na stadionie im. Fatiha Terima w Stambule. Jakkolwiek dobrze od strony personalnej zestawił dzisiaj swój zespół Ole Gunnar Solskjaer, jego drużyna na boisku zawiodła. To jest właśnie całe United – nie umie zagrać w sposób logiczny. Dziś rozczarowało. Sztuka gry obronnej to jakaś bzdura była przy golu straconym na 0:1. Demba Ba poczuł się znów jak na Anfield, kiedy ślizgał się Steven Gerrard.
Ci, którzy mieli dziś nieść ten zespół, zawiedli. Bruno Fernandes ciągle stawiał efektowność nad efektywnością, Juan Mata popełnił poważną stratę przy akcji na 0:2 i nawet nie zakrył złego wrażenia gol Anthony’ego Martiala. To było United, które – nieumyślnie, ale jednak – gra przeciwko Ole Gunnarowi Solskjaerowi.
This is Manchester United's defensive set up in the twelfth minute of the game. Shambolic. 🤣 pic.twitter.com/kkpg8AzieA
— FutbolBible (@FutbolBible) November 4, 2020
How it started How it's going pic.twitter.com/s1Hhqujl9r
— M•A•J (@Ultra_Suristic) November 4, 2020
Zenit 1:1 Lazio
Lazio w środowy mecz Ligi Mistrzów wjechało po come-backu, jakiego dokonał w ligowym pojedynku przeciwko Torino. Wówczas w doliczonym czasie gry przegrywali 2:3, ale koniec końców "Biancocelesti" wyrwali trzy punkty za sprawą Immobile i Caicedo. Na stadionie w Petersburgu słuchaliśmy dopingu prawdziwych kibiców, a nie podłożonych efektów dźwiękowych. Tęsknimy za pełnymi trybunami, a w Rosji dostaliśmy chociaż namiastkę atmosfery normalnego meczu. To właśnie gospodarze wyszli na prowadzenie po wymianie trzech podań w powietrzu, barku i dwóch głową, które strzałem z woleja zwieńczył Erokhin. Cała akcja - palce lizać.
17 427 kibiców na meczu Zenit - Lazio https://t.co/KTykrlFE4N
— Kasia Lewandowska (@KatherineAFC) November 4, 2020
Lazio nie grało zbyt dobrze, więc kolejne upływające minuty bez bramki mogły doprowadzać do frustracji podopiecznych Simeone. No i doprowadziły tak, że sam szkoleniowiec Lazio obejrzał żółty kartonik. Dopiero w 82. minucie mogli odetchnąć z ulgą, gdy Felipe Caicedo doprowadził do wyrównania po podaniu Acerbiego z lewego skrzydła. Wszystko wyglądałoby zapewne inaczej, gdyby po boisku biegał m.in. Immobile , jednak jego osoby zabrakło dzisiejszego wieczoru. Ostatecznie udało się wywieźć punkt, ale stracha gospodarze napędzili im w ostatniej doliczonej minucie. Wówczas piłkarze z Petersburga trafili do siatki, tyle że koniec końców zawodnik uderzający był w momencie podania na spalonym...
Więcej szczęścia niż rozumu. Forza Lazio 👊
— Dominik Mucha (@DominikMucha) November 4, 2020
Chelsea 3:0 Rennes
Nie możemy się doczekać lepszych czasów, w których na trybuny wrócą kibice, mecze nie będą odwoływane i ogólnie dobrze się będzie żyło. W jednym klubie więcej, w drugim mniej, ale już chyba w większości możliwych Koronawirus krzyżuje plany trenerom. Frank Lampard przez to cholerstwo musiał się dziś obyć bez Kaia Havertza, u którego test okazał się pozytywny. Ekipa z Londynu na prowadzenie wyszła już w 10. minucie. Faulowany w polu karnym Timo Werner sam podszedł do piłki ustawionej na jedenastym metrze i mocnym strzałem w lewy róg pokonał Gomisa.
Frank Lampard confirms that Kai Havertz tested positive for COVID-19 and is self-isolating pic.twitter.com/L82rExB87u
— B/R Football (@brfootball) November 4, 2020
Musimy uczciwie przyznać, że Dalbert Henrique o wieczorze w Londynie będzie chciał jak najszybciej zapomnieć, bo tak chyba trzeba powiedzieć o sprokurowaniu dwóch jedenastek w pierwszej połowie. Najgorsze jest to, że za te akcje Brazylijczyk dostał po żółtej kartce i wyleciał z boiska. Werner się oczywiście nie pomylił, Chelsea prowadziła 2:0 na Stamford Bridge. Czy drugi karny został podyktowany słusznie? Pozostawiamy waszej ocenie.
Akcja na 3:0 poszła właśnie prawym skrzydłem, którego w normalnych okolicznościach pilnowałby właśnie wyrzucony z boiska Dalbert. Reece James dośrodkował, szybciej od obrońców do futbolówki wyrwał się Tammy Abrahaim i już wtedy mogliśmy być w zasadzie pewni, że do żadnego kataklizmu nie dojdzie. 3:0 dla "The Blues" - trzeci pojedynek bez straty gola i pierwsze miejsce w grupie.
Jeśli macie kiepski dzień, to lewy obrońca Rennes ma jeszcze gorszy.
— Krzysztof Marciniak (@Marciniak_k) November 4, 2020
41 minut gry przeciwko Chelsea:
- dwa spowodowane rzuty karne
- dwie żółte kartki i zjazd do bazy.
Club Brugge 0:3 Dortmund
Borussia przystępowała do meczu przeciwko Club Brugge z trzema punktami na koncie, ponieważ tydzień temu zespół z Łukaszem Piszczkiem w składzie wygrał 2:0 z Zenitem. Dziś potrzebowali piętnastu minut do otworzenia spotkania, a kolejnych czterech do podwyższenia rezultatu na stadionie w Brugii. Pierwszy na listę strzelców wpisał się Hazard, a drugi Haaland. Simon Mignolet po raz trzeci skapitulował w 32. minucie, a jego katem katem znów okazał się norweski napastnik, któremu futbolówkę jak na tacy wyłożył Thomas Meunier. Tyle wystarczyło do zwycięstwa nad Club Brugge.
Gdyby Borussia Dortmund zawsze strzelała gola na początku meczu to byłaby mistrzem Niemiec. #faktnieopinia
— raapan (@r_pan23) November 4, 2020
Sevilla 3:2 Krasnodar
Tydzień temu Sevilla wygrała skromnie z francuskim Rennes, a Krasnodar został rozbity 4:0 przez Chelsea. Dziś zaczęli o wiele lepiej, bo od kapitalnej bramki z rzutu wolnego w wykonaniu Suleymanova. Wydawało się, że od tego momentu podopieczni Lopeteguiego zakasają rękawy i w miarę szybko doprowadzą do wyrównania, stało się jednak na odwrót. Rzut karny w 20. minucie po analizie VAR dla Krasnodaru i po chwili Marcus Berg zamienił prezent na gola. Tego się chyba nikt nie spodziewał... dwie szybkie bramki dla gości z Rosji.
Sevilla w dziesięciu odrabia straty👍 #lmtvp #SevillaKrasnodar
— Radosław Ciołek (@podbramka_compl) November 4, 2020
Julen trochę się wkurzył, o czym najdobitniej przekonali się Konde i Escudero, których w 34. minucie sternik Sevilli zdjął z murawy. Czy poskutkowało? Trochę tak... W końcówce sytuacje swoim trafieniem poprawił Ivan Rakitić, strzelając gola kontaktowego. Całość tuż przed przerwą mógł popsuć Jesus Navas, który za faul przed polem karnym wyleciał z placu gry. Pomimo czerwonej kartki pierw udało się wyrównać, a za momencik wyjść na prowadzenie. Cóż za nos Lopeteguiego... w 60. minucie wpuścił na boisko En Nesyri'ego, a ten odwdzięczył się dubletem. 23-letni Marokańczyk tym sposobem zapewnił Sevilli trzy oczka. Od 0:2 do 3:2.
Jules mocno wkurzył Julena. Wędka w 34 (dla Escudero też) to gruba rzecz. Ale trzeba było coś zrobić.
— Leszek Orłowski (@Leszek_Orlowski) November 4, 2020
Ferencvaros 1:4 Juventus
Alvaro Morata przestał być memem. Naprawdę. Przestańcie się śmiać z jego spalonych. Praca, którą wykonuje na treningach z Cristiano Ronaldo, aby Hiszpan stał się jego własnym Benzemą, opłaciła się.
Można wręcz powiedzieć, że tak jak na razie Juventus przestrzelił z Arthurem i Westonem McKennie'em, tak z Moratą - absolutnie nie. Były napastnik... wielu klubów, tak powiedzmy, jest wzmocnieniem linii ofensywnej. Wczoraj Crotone, Spezia i Dynamo Kijów, dzisiaj Ferencvaros - potrzebował Juventus takiego upgrade'u po Higuainie. Tak szczerze, Arkadiusz Milik naprawdę zapragnął w bardzo złym momencie transferu do Juventusu.
Nieprawdopodobne, co Węgrzy dają Dybali na przełamanie. Dwie czyściutkie asysty pierwszego stopnia od bramkarza. Juventus nawet nie chce strzelać tych goli, a ci gościnni jak San Marino.
— Przemek Langier (@plangier) November 4, 2020
Przypomnijmy - Morata robi to już drugi raz. Wszedł w sezonie 2014/15 i dotarł z drużyną półemerytów do finału Ligi Mistrzów. A jeszcze po drodze opędzlował Real Madryt.
Miło się musiało zrobić dziś fanom Juventusu, patrząc na to, że Morata wreszcie był szczęśliwy, nie smutny. A potrafi być często bardzo smutny. Ale dziś nie był smutny. I dobrze.
Kiedy Juventus zachowa następnym razem czyste konto?
— Forza Juve (@JuveMvp) November 4, 2020
Gdy zbankrutuje chyba. #Boli