Co nas czeka w Lidze Mistrzów? – krótka analiza ćwierćfinałowych par.
Poznaliśmy już ćwierćfinałowe pary Ligi Mistrzów. Jak powszechnie wiadomo, na tym etapie nie ma już słabych drużyn i nikt nie znalazł się tutaj przypadkowo. Oczywiście, można powiedzieć, że jedna czy druga drużyna jest faworytem, ale futbol to futbol i wszystko zawsze rozgrywa się na boisku. Najlepszy przykład na potwierdzenie tej tezy widzieliśmy we wtorek, kiedy Manchester United, drużyna zbudowana za olbrzymie pieniądze, odpadł z Sevillą, która ma kilkakrotnie, o ile nie kilkanaście razy niższy budżete. Wracając jednak do tematu losowania, pochylmy się nad poszczególnymi parami. A przedstawiają się one następująco
FC Barcelona - AS Roma
Myślę, że tutaj nie ma prawa zdarzyć się jakakolwiek niespodzianka. Barcelona, dowodzona przez Messiego, radzi sobie w obecnym sezonie naprawdę bardzo dobrze. Na krajowym podwórku Katalończycy mają 8 punktów przewagi nad Atlético Madryt, na 10 kolejek przed końcem rozgrywek. Natomiast w 1/8 Ligi Mistrzów, w dwumeczu (4:1), odprawili z kwitkiem Chelsea. Ernesto Valverde poukładał klocki po swojemu i jak do tej pory jego drużyna funkcjonuje znakomicie. Jeśli chodzi o Romę, do ćwierćfinału dostali się po potyczkach z Szachtarem Donieck (2:2 w dwumeczu, zadecydowała bramka zdobyta przez rzymian na wyjeździe), a w lidze włoskiej walczą o miejsce premiowane udziałem w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Szczerze mówiąc, w tym sezonie nie widziałem zbyt wielu spotkań Romy, ale to nieistotne, bo i bez nich mogę stwierdzić, że włoski klub jest co najmniej kilka półek niżej od Dumy Katalonii.
Mój typ: awans FC Barcelony
Sevilla - Bayern Monachium
Tutaj, podobnie jak w pierwszej parze, mamy zdecydowanego faworyta. Zespół z Andaluzji wyeliminował drużynę prowadzoną przez José Mourinho (choć niektórzy twierdzą, że Portugalczyk sam się wyeliminował), ale przed nimi stoi mur praktycznie nie do przeskoczenia, czyli Bayern Monachium. Mimo wszystko, Jupp Heynckes na pewno nie zlekceważy podopiecznych Vincenzo Montelli, po tym czego dokonali na Old Trafford. Niemiecka drużyna ma już praktycznie zapewnione mistrzostwo, a półfinał krajowego pucharu będzie rozgrywany już po ćwierćfinałach Ligi Mistrzów. Moim zdaniem Bawarczycy w tej edycji europejskich rozgrywek walczą nie tylko o trofeum, ale również o zatrzymanie Roberta Lewandowskiego. Gdyby udało im zdobyć Puchar Europy, bardzo prawdopodobne jest, że Polak zdecydowałby się na pozostanie w Monachium. Jeśli chodzi o Sevillę, w przyszłym sezonie najprawdopodobniej nie zobaczymy ich w elitarnym gronie 32 drużyn. Do końca sezonu ligowego pozostało 10 kolejek, a drużyna Montelli traci aż 11 punktów do Valencii, która zajmuje 4 i zarazem ostatnie miejsce premiowane grą w Champions League. Kibice Andaluzyjczyków z pewnością mają jednak powód do radości, bowiem Sevilla po kilkudziesięciu latach wróciła do najlepszej ósemki w Europie, przynajmniej na ten moment.
Mój typ: awans Bayernu Monachium
Juventus - Real Madryt
Chyba najlepsza para, jaką będzie nam dane oglądać w ćwierćfinałach. Można by rzec, że to przedwczesny finał (bo właśnie te drużyny walczyły ze sobą o Ligę Mistrzów w zeszłorocznym finale). Massimiliano Allegri i jego żołnierze na pewno będą mieli dodatkową motywację podczas tego dwumeczu. Moim zdaniem drużyna z Turynu została upokorzona przez Królewskich w ostatnim spotkaniu zeszłosezonowej Ligi Mistrzów. Czy wiele rzeczy się zmieniło od tamtego czasu? Z pewnością. Futbol zmienia się bardzo szybko, co udowodniły mecze Barcelony i Juventusu w zeszłym roku. Najpierw piłkarze Starej Damy w genialnym stylu wyeliminowali z europejskich rozgrywek drużynę prowadzoną wtedy przez Luisa Enrique, następnie ekipa już Ernesto Valverde zlała turyńczyków na własnym boisku. Z włoskiego klubu odeszli m. in. Bonucci i Dani Alves, którzy swoją drogą narobili niezłego gnoju w szatni, w przerwie finałowego meczu z Realem. Nie wpłynęło to jednak znacząco na jakość prezentowaną przez Bianconerich, którzy pewnie zmierzają po 33 w historii, a 7 z rzędu mistrzostwo Włoch. Jeśli chodzi o Champions League, Juventus w 1/8 mierzył się z Tottenhamem i muszę przyznać, że był to chyba najciekawszy dwumecz ze wszystkich. Dobry wynik londyńczyków na wyjeździe, a później wielkie emocje na Wembley i pokaz charakteru ze strony Juve, co ostatecznie dało awans włoskiemu zespołowi.
Jeśli miałbym określić grę Realu Madryt w tym sezonie, to ująłbym to tak: krajowe podwórko - dno i wodorosty, Liga Mistrzów - rozgrywki skrojone pod Blancos. Pominę zagłębianie się w sytuację ligową hiszpańskiej ekipy, bo nie chciałbym używać niecenzuralnych słów. Pochylę się jednak nad dwumeczem z PSG, o którym zresztą był jeden z moich tekstów. Królewscy skutecznie zamknęli japy wszystkim niedowiarkom i złorzeczącym.
Gdy widmo porażki zagląda im w twarz. Gdy brak jest sukcesów i kasy jest brak. Z pomocą przychodzi dziś petro-szmal lub miasto za grosze tereny im da... Kiedyś to padnie jak domek z kart.
No i padło. Huk trzaskających dup był tak głośny, że może jakaś obca cywilizacja się nami w końcu zainteresuje. Nie pomógł Neymar, nie pomógł Mbappe, a Unai Emery po raz kolejny się skompromitował. Co lepsze, coraz częściej słyszy się, że Brazylijczyk chce się wycofać z projektu tworzonego w Paryżu, na rzecz Realu Madryt. Przy całej jego jakości, mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie. Wracając jednak do potyczki tych dwóch zespołów. W moim przekonaniu kwestia awansu była rozstrzygnięta już po pierwszym meczu, a kiedy okazało się, że Neymar doznał kontuzji, byłem tego pewien. Choć znajdywały się osoby, które twierdziły, że PSG bez swojej największej gwiazdy będzie groźniejsze. Na tego typu teorie spuszczam zasłonę milczenia. Drugie spotkanie było jedynie dopełnieniem formalności, a zarazem pokazem tego, jak Zidane rozwinął się w Madrycie, jeśli chodzi o kwestie taktyczne. Dwumecz pomiędzy Realem i Juventusem z pewnością będzie fascynujący. Nie potrafię jednoznacznie wskazać faworyta tej pary, uważam że obie drużyny są na podobnym poziomie. Serce jednak mówi, że awansują Królewscy.
Mój typ: awans Realu Madryt
Liverpool - Manchester City
Ostatnia para, która może być powodem radości dla kibiców angielskiej piłki, bowiem mają oni pewność, że na pewno reprezentant ich ulubionej ligi zagra w półfinale.
Pod względem atrakcyjności ten dwumecz może ustąpić jedynie poprzedniej parze, ale wcale nie musi tak być. Oba zespoły prezentują w tym sezonie ofensywną, przyjemną dla oka piłkę. Jaka jest między nimi różnica? Ano przede wszystkim taka, że Obywateli można było już dawno ogłosić mistrzami Anglii, a The Reds będą do końca rozgrywek bić się o wicemistrzostwo, a zarazem o utrzymanie w TOP 4, które gwarantuje grę w Champions League, w przyszłym sezonie. O ekipie Guardioli nie ma co się zbytnio rozpisywać. Ligę angielską zaorali zanim rozkręciła się na dobre, a w 1/8 Ligi Mistrzów trafili na FC Basel i nic więcej nie muszę pisać. Hiszpan po prostu stworzył potwora. Natomiast jeśli chodzi o zespół z miasta Beatlesów, zaskakująco łatwo awansowali w potyczce z FC Porto, które rozbili w pierwszym meczu, do tego na wyjeździe, aż 5:0. Takim samym wynikiem zakończyło się pierwsze spotkanie drużyny Jürgena Kloppa z Manchesterem City, w lidze angielskiej. Tyle tylko, że Liverpool wtedy przegrał. W rundzie rewanżowej The Reds wzięli odwet za kompromitującą porażkę i po chyba obiektywnie najlepszym ligowym meczu w sezonie, pokonali ekipę Guardioli 4:3. Jak już mówiłem, w ofensywie oba zespoły sprawują się bardzo dobrze, natomiast jeśli chodzi o defensywę, zdecydowanie lepiej sprawują się Obywatele.
Łatwo nie będzie, ale bez wylewów w obronie możemy tego dokonać.
— Krzysiek Perchał (@perchal) 16 marca 2018
Uważam podobnie, jak Krzysiek. Z drugiej strony, stawka jest na tyle wysoka, że głupotą byłoby wierzyć, aby Guardiola wypuścił potencjalne trofeum z rąk, co tu dużo mówić, z drużyną, która jednak jest o półkę niżej niż Real, Bayern, Barcelona czy City.
Mój typ: awans Manchesteru City
Podsumowując, bez wątpienia czekają nas wielkie widowiska i mnóstwo emocji. Spodziewam się również spotkań do jednej bramki. Nie zabraknie wszelkiej maści smaczków, chęci zemsty za poprzednie lata i walki do ostatniego gwizdka. W końcu to Liga Mistrzów, a mistrzowie nigdy nie odpuszczają.