Kucharczyk ratuje Legię! Ważne zwycięstwo w Irlandii
W zeszłym tygodniu dostaliśmy komunikat, w dodatku – komunikat bardzo czytelny. Pierwsze spotkanie z Cork City nie będzie pokazywane w telewizji, gdyż Irlandczycy nie zdecydowali się na przekaz sygnału telewizyjnego. Słabo. Po raz pierwszy nastawialiśmy się na to, że będziemy skazani na pisanie relacji z meczu, który widzą tylko ludzie na stadionie. W sumie… śmieszna to byłaby sytuacja. Ostatecznie jednak, nie stało się tak. Transmisja była i to niekoniecznie jedna.
Jakość jednak… ujmijmy to tak: ustępowała kasetom VHS z wesel naszych rodziców z lat 80. i 90.
Co można napisać o meczu?
Bądźmy uczciwi. Przypomnijcie sobie kadrę Legii na to spotkanie – Pazdan i Jędrzejczyk na urlopach, brak Carlitosa, eksperymenty, dogrywanie ustawienia 3-5-2 (zupełnie nowego dla Legii)… to musiało skończyć się niezbyt fajnie. Brakowało pewności siebie, którą legioniści imponowali w spotkaniu z Viitorulą Konstanca.
Spójrzmy na skład: Malarz - Remy, Astiz, Wieteska - Vesović, Cafu, Mączyński, Szymański, Kucharczyk - Hamalainen, Kante.
Ławka: Cierzniak, Żyro, Hlousek, Philipps, Nagy, Michalak, Kulenović.
Na boisko wyszła ona - cała na biało, Legia Warszawa. Mimo lepszych nazwisk, znów przypominały się boje z Dundalk i St. Patrick’s Athletic. Cork City nie chciało oddać tego meczu walkowerem. Wydawało się, że nawet strzelą oni pierwsi gola. Dwie, może trzy akcje Legii to było jednak za mało. Legia podporządkowała się pod warunki, jakie narzucili gospodarze z Cork. Dosłownie można było sobie przypomnieć czasy Henninga Berga (tak, te, które skończyły się następnie Celtikiem).
Walczyliśmy sami ze sobą, by nadążyć za piłką. Walczyliśmy sami ze sobą, by w ogóle ją jakoś rozpoznać. Szanujemy klub za to, że podjęli próby walki o transmisję, że ją przeprowadzili. W szczytowym momencie ponad 20 tysięcy osób oglądało relację na Facebookowym koncie Legii. Jakość obrazu była jednak nie do wybronienia.
W zestawieniu ze statystykami FB, 5795 kibiców w Cork wypadało blado. Natomiast, ich reakcje na każde wybicie na aut, każde groźniejsze podejście pod bramki… to było coś sympatycznego.
Niestety, ciężko pisać o Legii cokolwiek pozytywnego. Oglądaliśmy na drugim ekranie Francja – Belgia i naprawdę… ta pierwsza połowa też skończyła się wynikiem 0:0. Ale tam były emocje, tam był lepszy poziom zagrań, taktyczne szachy, które jednak oglądało się z zapartym tchem.
Jeśli Legia chciała otworzyć nowy sezon z przytupem, to wyszło jej bardzo średnio. Największym plusem jest brak straty gola (i to pomimo nieobecności Pazdana).
Jarosław Niezgoda jest tej drużynie potrzebny niczym tlen człowiekowi. W kolejnych meczach może się też okazać, że transfer Carlitosa będzie również kolejną dawką „życionośnego” pierwiastka.
Do 80. minuty można było powiedzieć, że straszny był to mecz. Aby dopełnić obraz nędzy i rozpaczy: tylko w meczu Cork – Legia nie padł żaden gol, a grano na ośmiu stadionach we wtorkowy wieczór. Źle to wyglądało.
Tylko przypomnijcie sobie stare prawidło legijne. Kto może ratować ten zespół, gdy nie idzie? Kto będzie przesądzał o wynikach? No, właśnie. ON. Michał Kucharczyk.
79’ faaaaantastyczna bramka Kuchego Kinga💥⚽️ 0:1 #CORLEG pic.twitter.com/JMb1NEGZJ2
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) 10 de julio de 2018
Strzelił. Legia wygrała 1:0, mimo że męczyła się potężnie. Gol na wyjeździe – odnotowany. Punkty do rankingu klubowego UEFA – są. Oklaski za zwycięstwo? Stonowane, ale dobrze, że tak się skończyło.