Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, 1 punkt... - po meczu Inter vs Tottenham
Dobry wieczór, kłaniam się nisko, aż po same kule! Tym oto pięknym przywitaniem w stylu Isamu jedziemy z pomeczówką ze spotkania Interu z Tottenhamem. Oj się działo! Prawdę mówiąc wypieki dopiero powoli zaczynają schodzić mi z twarzy, dlatego to idealny czas na napisanie chłodnego i analitycznego tekstu pomeczowego, nieprawdaż? Jedziemy z tym!
Zaczęło się naprawdę nieźle dla kibiców Nerazzurrich. Zawodnicy Luciano Spallettiego biegali jak nakręceni od jednego rywala do drugiego, atakując ich jeszcze na ich własnej połowie, a nawet w ich własnym polu karnym. Został więc wysłany jasny sygnał: ,,nie odpuścimy Wam”.
I faktycznie – nie odpuszczali… do jakiejś 30 minuty, kiedy spostrzegli, że pressing nie przyniósł oczekiwanego efektu w postaci gola, a mecz potrwa jeszcze przez godzinę więc trzeba sobie zostawić trochę sił na później. Czas pokazał, że była to całkiem słuszna decyzja, ale o tym potem.
Wtedy właśnie do głosu doszli goście, którzy zaczęli sobie tworzyć naprawdę groźne sytuacje. Najlepszą miał Harry Kane, który dostał fenomenalne podanie z głębi pola od Christiana Eriksena, ale w pozornie prostej sytuacji pogubił się i wybiegł z piłką poza boisko. Do końca pierwszej połowy nie padła więc żadna bramka i niewiele zanosiło się na to że padnie. Czy padła?
Oczywiście że tak! … dla Tottenhamu. W 53. minucie kilkadziesiąt metrów przed własnym polem karnym w dziecinny sposób przez Eriksena ograni zostali Perisić i Brozović. Duńczyk mając więcej swobody uderzył w kierunku dalszego słupka bramki strzeżonej przez Samira Handanovicia. Słoweniec obronił ten strzał, ale później nastąpiła sekwencja kolejnych wylewów i nieudanych wybić piłki, którą zakończył… Eriksen. Dopadł do futbolówki i ponownie ją uderzył, a ta, odbiwszy się jeszcze od nogi Kwadwo Asamoaha totalnie zmyliła i przelobowała ,,Batmanovicia” i znalazła się w siatce. Szok na Meazza.
Kolejne minuty były niezwykle ciężkie dla fanów Interu. Piłkarze Spala zaczęli gubić się w bardzo prostych sytuacjach – złe przyjęcia piłki, podania do nikogo, głupie straty i niepotrzebne zabawy z piłką. Wszystko to brało się oczywiście z nerwów. Nie muszę chyba mówić, że taki obraz meczu był wodą na młyn podopiecznych Mauricio Pochettino.
Przełamanie przyszło późno. Zaskakująco późno. Ale przyszło. Konkretnie w 85. minucie, kiedy to lewym skrzydłem urwał się Asamoah i wspaniale wycofał piłkę do niepilnowanego na 20. metrze od bramki Mauro Icardiego. Co on tam robił? Nie mam zielonego pojęcia. Ale jak widać nie tylko ja – obrońcy Tottenhamu również. Kiedy go dostrzegli od razu zrobili wielkie oczy i rzucili się by zablokować jego uderzenie, ale było już za późno. Maurito przymierzył fenomenalnie i pokazał, że nigdy, ale to przenigdy, nie wolno o nim zapominać. 1:1 i iskierka nadziei na korzystny wynik znów zaczęła się tlić na trybunach Stadio Giuseppe Meazza.
Tę iskierkę podsycili sami piłkarze swoją postawą w końcówce spotkania. I nie mam tu na myśli tylko piłkarzy Interu. Bardzo pomogli im w tym zawodnicy i trener Tottenhamu. W jaki sposób? Ano w taki, że po stracie gola na 1:1 nie kontynuowali swojej gry, która do 85. minuty dawała im dobry wynik, tylko postanowili bronić remisu. Z podobnego założenia wyszedł również Mauricio Pochettino, który w miejsce Harry’ego Kane’a wpuścił Danny’ego Rose’a. Zmiana napastnik à obrońca. Nie muszę chyba mówić, jaki sygnał wysłał tą roszadą swoim piłkarzom argentyński szkoleniowiec. Muszę natomiast powiedzieć, że była to skrajnie głupia decyzja i najwidoczniej Pochettino nie ogląda kwietniowego meczu Interu z Juventusem oraz majowego starcia Lazio z… a jakże, Interem. W pierwszym z nich Luciano Spalletti, chcąc obronić prowadzenie z Juve na własnym stadionie (Nerazzurri grali wówczas w ,,10” po czerwonej kartce dla Matiasa Vecino), postanowił w miejsce Mauro Icardiego, kapitana i najlepszego strzela, wpuścić Davide Santona – obrońcę-mema. Efekt? Z 2:1 w okamgnieniu zrobiło się 2:3, a Santon zamieszany był w utratę obu bramek. Jedziemy dalej – Lazio vs Inter. Lazio prowadzi 2:1. Do gry w Lidze Mistrzów kosztem Interu wystarcza im remis na własnym stadionie. Wtedy to Simone Inzaghi, szkoleniowiec rzymian, decyduje się na zdjęcie z boiska Ciro Immobile i wpuszczenie za niego… a jakże, obrońcy! Na placu gry zameldował się wówczas Jordan Lukaku. Efekt końcowy? Porażka 2:3, utrata miejsca w Lidze Mistrzów na rzecz Interu oraz utrata samodzielnej korony króla strzelców przez Ciro Immobile. Dziś IDENTYCZNY błąd popełnił Mauricio Pochettino i bardzo słusznie został za to ukarany. On i cała jego drużyna.
Jak to się stało? Ano tak, że po wejściu na boisko Rose’a, Tottenham bronił się już naprawdę całym zespołem. Inter zaś poczuł krew i atakował jak wściekły. Koguty cofały się, wchodząc coraz bardziej na rożen, na który w 2. minucie doliczonego czasu gry nabił ich Matias Vecino, wykorzystując zgranie głową Stefana De Vrija. Euforia na Meazza, Inter w pierwszym meczu po swoim powrocie do elity zdobywa komplet punktów. I to w jakich okolicznościach! Mediolan nie położy się dzisiaj długo spać, oj nie położy!
Podsumowując – brawa dla Interu, bo choć nie zagrali dobrego meczu, to dzięki posiadaniu wielkich jaj, serducha oraz walki zdołali w pełni odwrócić niekorzystny wynik. A wpuszczanie obrońcy za napastnika to ciota i chuj.