Paryski walec rozjeżdża - 9:0 na Parc des Princes
Ktoś powie, że to tylko liga francuska, w której królem jest PSG. Reszta zespołów to zwykłe ogórki, więc było do przewidzenia, że pewnego dnia rozjadą kogoś walcem - nie że wygrają, tylko zmiażdżą. Padło na Guingamp, które "usilnie" walczy o pozostanie w elicie. Szej... PSG pokonało ostatnią w tabeli drużynę aż 9:0. Niemalże tyle PSG straciło w dziewiętnastu kolejkach obecnego sezonu, bo łącznie dziesięć.
Składy:
PSG: Buffon - Kehrer, Silva (76' Meunier), Marquinhos, Bernat (67' Kurzawa) - Veratti (19' Draxler), Allves, Neymar, Di Maria, Cavani, Mbappe
Guingamp: Caillard - Ikoko, Kerbrat, Eboa, Rebocho - Thuram, Didot, Deaux (56' Blas), N'Gbakoto (73' Djilobodji) - Mendy (57' Rodelin)
Wszyscy pewnie spodziewaliśmy się tego, że PSG łatwo pokona jednego z faworytów do spadku. Jednak nikt chyba nie przewidywał aż takiego wpier.... wyniku. Strzelaninę w 11. minucie zaczął Neymar, który po efektownej wrzutce Daniego Alvesa, jeszcze bardziej efektownie zmylił szybkim zwodem obrońce przeciwnika, po czym lekkim strzałem wbił piłkę do bramki. Trzeba było trochę poczekać na drugą bramkę, bo aż do 37. minuty. Pokrótce, Neymar z Mbappe pograli sobie w dziada z defensywą Guingamp, by po chwili Francuz zmieścił futbolówkę w sieci. Po tej akcji można podejrzewać, że "rywal" PSG będzie recydywą w kwestii tego, jak nie grać w obronie. (Recydywa przy tym wyniku, to chyba adekwatne słowo). Nie wiadomo tylko, czy bardziej świadczy to o słabości obrońców czy klasy lidera Ligue 1? Pod koniec pierwszej połowy, Mbappe przyjął piłkę podaną przez Cavaniego, obrócił się i podwyższył rezultat do 3:0. Tak sobie, z łatwością, jakby nie robił tego na meczu, tylko rozgrzewce przedmeczowej.
Koniec pierwszej połowy. Tak bardzo chciałbym wiedzieć, co powiedział chłopakom w przerwie szkoleniowiec Guingamp. Miejmy nadzieje, że nie prawił morałów o wyciąganiu wniosków, bo wniosków chłopcy ewidentnie nie wyciągnęli, ponieważ 3:0 to dopiero początek zabawy.
59. minuta spotkania. Cavani oddaje łatwy strzał z pierwszej piłki. Wymowne było zachowanie obrońców, którzy już nawet nie zwieszali głów, tylko obrócili się i ruszyli wolnym krokiem w stronę środka boiska. (Strzelili to strzelili, po co drążyć?) Kto jak kto, ale PSG wie najlepiej, że 4:0 to niebezpieczny wynik. Remontady w tym przypadku nie było, za to padło jeszcze kilka bramek. Di Maria piłkę podciął, Cavani podskoczył, walnął z baniaka i 5:0. (Przy tej akcji, Mbappe i Cavani czekali nie kryci, bo niby czemu obrońcy mieliby zajmować sobie nimi głowę?) A potem, Neymar wziął, przyjął piłeczkę, zrobił zwód i oddał lekki strzał po ziemi. 6:0.
Być może napisalibyśmy coś o drużynie przeciwnej, sposobie gry, pięknych i składnych akcjach, ale niczego takiego nie dostrzegliśmy, więc jedziemy dalej.
O ile przy szóstej bramce zaczynałem współczuć ekipie Guingamp, o tyle PSG nic sobie z tego nie robiło. Po raz pierwszy, po raz drugi i Cavani po raz trzeci, a w sumie dla całej drużyny już siódma bramka w tym meczu. Po prostu, dobił piłkę wyplutą przez bramkarza. Przyszła 80. minuta, w której Kylian Mbappe najprawdopodobniej pozazdrościł hattricka Urugwajczykowi, więc skompletował swojego - 8:0. Jeśli kogoś szkoda mi w tym wszystkim, to tylko Neymara. "Bidulek", jako jedyny poprzestał na dwóch bramkach, a ostatnią zdobył Thomas Meunier. Była dopiero 83. minuta, więc istniały uzasadnione obawy, że chłopcy (bo chyba nie nazwą się piłkarzami po tym meczu) z Guingamp dadzą sobie wbić jeszcze tą jedną.
Tej jednej jedynej brakło do dwu cyfrówki, (Ajjj - cytując Andrzeja Strejlaua)