Awans zgodny z planem - Juventus w ćwierćfinale Pucharu Włoch
Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie oczekiwał, że Bologna powalczy o awans do kolejnej fazy Coppa Italia. Na stadionie, gdzie we wrześniu ubiegłego roku zagrała reprezentacja Polski zobaczyliśmy wyrachowany, spokojny Juventus, który bez wielkiego nakładu sił awansował do następnej rundy.
Składy:
Bologna: da Costa – Helander, Danilo, Calabresi – Dijks, Soriano, Pulgar, Svanberg (63’Donsah), Mattiello (69’Orsolini) – Sansone, Destro (77’Palacio)
Juventus: Szczęsny – De Sciglio, Bonucci, Chiellini, Spinazzola (80’Alex Sandro) – Khedira, Can, Pjanic – Bernardeschi, Kean (62’Ronaldo), Costa (77’Dybala)
Nie trzeba być specjalnym znawcą Serie A, aby stwierdzić, że zdecydowanym faworytem tego spotkania byli goście z Turynu. Zwłaszcza patrząc na ich rywala, którym była beznadziejnie prezentująca się w tym sezonie Bologna. Mecze Pucharu Włoch są okazją do odpoczynku najważniejszych graczy oraz przyjrzenia się zawodnikom zwykle siedzącym na ławce. W ekipie Juventusu w pierwszym składzie zabrakło dziś między innymi Cristiano Ronaldo czy Paulo Dybali. Pewnie wielu kibiców oraz ekspertów ciekawiło jak spisze się rewelacyjny nastolatek Moise Kean, który dostał szansę występu od pierwszej minuty. Bologna natomiast mogła chyba liczyć tylko na cud.
Mecz ułożył się dla gości wprost wybornie. Podopieczni Massimiliano Allegriego objęli prowadzenie już w 9 minucie! Katastrofalny błąd w komunikacji pomiędzy bramkarzem Bolognii Angelo da Costą (który zastępował dziś Łukasza Skorupskiego) a stoperem Arturo Calabresim wykorzystał Federico Bernardeschi i bez problemu wpakował piłkę do siatki.
Po objęciu prowadzenia Juventus parę razy zachował się jak nie Juventus. Dziwne, niefrasobliwe zachowania na własnej połowie mogły drogo kosztować ekipę „Starej Damy”. Napastnikom Bolognii zabrakło jednak pomysłów oraz najzwyczajniej w świecie umiejętności, aby zagrozić bramce strzeżonej przez Wojtka Szczęsnego.
W początkowej części spotkania w oczy rzucały się techniczne popisy Douglasa Costy. Brazylijczyk był bardzo efektowny, ale mało efektywny.
Co ciekawe, Juve często próbowało uderzeń z dystansu. Na bramkę da Costy strzelali między innymi Emre Can, Sami Khedira czy Mattia De Sciglio. Żadna z tych prób nie zmierzała jednak w światło bramki gospodarzy.
Minimalnego plusika jeśli chodzi o ofensywę Bolognii można było zapisać przy nazwisku Nicoli Sansone. Napastnik wypożyczony z Villarreal robił sporo szumu z przodu. W jednej z akcji Włoch wyłożył piłkę Mattiasowi Svanbergowi, który jednak fatalnie skiksował.
W 28 minucie mecz mógł rozstrzygnąć Leonardo Bonucci. Włoch po rzucie rożnym świetnie znalazł się w polu bramkowym Bolognii i uderzył piłkę z odpowiednią mocą. Problem w tym, że skierował ją w sam środek bramki i golkiper gospodarzy nie miał problemu ze złapaniem tej próby.
Pod koniec pierwszej połowy mieliśmy groźną sytuację w polu karnym Bologii. Nie chodzi jednak o szansę bramkową dla Juventusu. Przewrotka Douglasa Costy wylądowała bowiem na głowie stopera rywali, Filipa Helandera. Po tym kopnięciu obrońca runął na murawę. Na szczęście Szwed szybko doszedł do siebie i wrócił na boisko.
Juventus naciera (ale też bez jakichś szaleńczych ataków), Bologna właściwie ogranicza się tylko do wybijania piłki – tak w skrócie można podsumować pierwszą połowę.
Jak szybko Juventus zabił nadzieje Bologii na początku pierwszej połowy, tak dobił wieko trumny na starcie drugiej części spotkania. Znów jak przy pierwszej bramce sporo chaosu, bilard w polu karnym gospodarzy. Do piłki dopadł Moise Kean i z bliskiej odległości umieścił ją w siatce.
Po stracie bramki Bologna o dziwo nie wyglądała wcale tak źle. Potrafili kilkukrotnie przemieścić się pod pole karne Juventusu, oddali kilka strzałów. Były one albo blokowane, albo niecelne, natomiast sam fakt, że bramka Moise Keana nie podłamała graczy Filippo Inzaghiego można uznać za minimalny pozytyw.
„Jeśli chodzi o powtarzalność, to duża jakość po stronie Bolognii” – tak kompletnie nieudane strzeleckie próby gospodarzy podsumował komentujący to spotkanie na antenie TVP Sport Robert Podoliński. I rzeczywiście, niby ta Bologna optycznie nie wyglądała aż tak źle, niby czasem gościła pod bramką Wojciecha Szczęsnego, ale żeby coś z tego wynikało, to już powiedzieć nie można.
Pod sam koniec spotkania celny strzał na bramkę Bolognii oddał jeszcze wprowadzony w drugiej połowie Cristiano Ronaldo. Nie sprawił on jednak wielkich problemów da Coście.
Opis wydarzeń z drugiej połowy jest bardzo lakoniczny, ale tak naprawdę nic się podczas niej nie działo. Druga bramka gości totalnie zamknęła nam to spotkanie. Juventus nie forsował przesadnie tempa mając w perspektywie środowe starcie w Superpucharze Włoch z Milanem. Spokojny awans Juventusu, co chyba nikogo absolutnie nie dziwi.