Sebastian Boenisch jednak żyje! Ale szału nadal nie ma...
Jeśli są tutaj jacyś fani Sebastiana Boenischa, to mogą już przestać tęsknić za jednym z najsłynniejszych lewych obrońców w historii reprezentacji Polski. Urodzony w Gliwicach zawodnik znowu zakasał rękawy i udał się na trening pewnej drużyny, w której chciałby zarobić jakieś pieniądze.
Część z Was może zirytować się, że w lidzie nie została wymieniona nazwa tej drużyny, ale: po pierwsze, przeczytanie kilku linijek więcej jeszcze nikomu nie zaszkodziło; po drugie, ta nazwa i tak by Wam nic nie powiedziała. No, chyba że jesteście takimi kozakami, którzy znają i kojarzą drużynę Floridsdorfer AC - przy czym z góry mówię, że to nie ma zupełnie nic wspólnego z amerykańską Florydą. Jest to ekipa z drugiej ligi austriackiej, do której wybrał się Boenisch i gdzie na razie trenuje. Co z tego wyniknie? A skąd ja to mam wiedzieć? Niech na razie pokopie piłkę, a może coś w nim dostrzegą. Plusem dla Polaka jest na pewno to, że mówimy o klubie przylegającym od północnego wschodu do Wiednia, gdzie ten w tej chwili sobie mieszka.
Dla nas to oczywiście zaszczyt, że gracz z taką JAKOŚCIĄ wspiera nasz zespół w treningach. Mam nadzieję, że jego doświadczenie pomoże nam w osiągnięciu lepszych efektów, szczególnie jeśli chodzi o młodych zawodników.
To słowa dyrektora sportowego klubu, Lukasa Fischera. Cóż, trzeba przyznać, że faktycznie dla klubu z drugiej ligi austriackiej taki Boenisch, mający na koncie 124 występy w niemieckiej Bundeslidze (bo w Austrii też mają Bundesligę), będzie z nimi trenował. Pytanie tylko czy faktycznie pokaże tą jakość, o której mówił Fischer. Na początku roku były reprezentant Polski był już na podobnych testach w Austrii Wiedeń, czyli drużynie ze znacznie wyższej półki, jednak tam się nie przebił. Jeśli nie poradzi sobie teraz w FAC, to myślę, że zdecydowanie powinien zakończyć swoją piłkarską przygodę. Na ten moment pozostaje bez klubu od lata 2017 roku, kiedy wygasła jego umowa ze zdegradowanym z 2. Bundesligi TSV Monachium.