Wielki triumf Arsenalu w cieniu jeszcze większego skandalu? – podsumowanie 1/8 finału Ligi Europy
I po wszystkim – za nami 1/8 finału Ligi Europy! Pora zatem przypomnieć, co się w niej działo. A działo się i to sporo, nie tylko za sprawą piłkarzy, choć oczywiście głównie. Ale do rzeczy – jedziemy!
Atletico Madryt 8:1 Lokomotiv Moskwa
Wszyscy zachwycają się po tym dwumeczu Atletico. I słusznie, wynik jest bowiem niezwykle imponujący. Ale stawianie pucharu za zwycięstwo w Lidze Europy po pokonaniu Kopenhagi czy Lokomotivu jest co najmniej skrajnym debilizmem i ignorancją w stronę pozostałych zespołów, które też na pewno będą chciały z całych sił wygrać. Oczywiście, Materace są faworytem tych rozgrywek, ale futbol nieraz już uczył nas, że przedwczesne wieszanie komuś medali na szyi może zostać bardzo szybko zweryfikowane przez boiskowe wydarzenia. Piłka nożna uczy pokory. Niemniej jednak – Atletico po zmiażdżeniu Lokomotivu z przytupem wjeżdża do ćwierćfinałów Ligi Europy. O zespole z Rosji można tu wspomnieć tylko w jednym kontekście – bramkę dla nich strzelił Maciej Rybus. I to by było na tyle. Kurtyna.
Olympique Marsylia 5:2 Athletic Bilbao
Tutaj tak naprawdę wszystko rozstrzygnęło się już w pierwszym meczu. To jego wynik determinował postawę Basków we wczorajszym rewanżu oraz fakt, że musieli zaryzykować. Niestety, Marsylia była w tym dwumeczu zespołem zwyczajnie lepszym i na San Mamés nie pozwoliła się stłamsić. Payet z karnego raz, potem Ocampos dwa i było po herbacie. Honorowego gola dla gospodarzy na kwadrans przed końcem zdobył jeszcze Iñaki Williams, ale po pierwsze – w tym momencie Athletic potrzebował jeszcze kolejnych 4 goli, a po drugie – już 2 minuty później z czerwoną kartką wyleciał napastnik, Aritz Aduriz. Tak więc dziękuję, dobranoc, rozejść się. Marsylia bardzo zasłużenie melduje się w ćwierćfinale.
Lazio 4:2 Dynamo Kijów
Po pierwszym meczu wydawało się, że faworytem rewanżu będzie Dynamo – wywieziony bramkowy remis z bardzo trudnego terenu, a sami przecież grają na terenie dość trudnym dla rywali. Lazio pokazało jednak, że, jeśli grają na 100% swoich możliwości, to każdy musi się z nimi liczyć. Nie wzięli tego chyba pod uwagę zawodnicy Alaksandra Chackiewicza. I się przejechali – 2:0 dla rzymian i to bardzo zasłużone. Radości i ulgi nie krył natomiast Simone Inzaghi, trener gości, który po golu Stefana De Vrija (który już ostatecznie przesądził o wszystkim) tak bardzo się cieszył, że aż... wywinął orła na bieżni położonej wokół murawy. Podsumowując – Dynamo zmarnowało cały swój wysiłek, który włożyli w pierwsze spotkanie. Lazio z kolei odrodziło się jak feniks z popiołów i pokazało, że trzeba się będzie z nimi liczyć.
Sporting CP 3:2 Viktoria Pilzno
Jezus Maria, jak mi szkoda tych Czechów. Po pierwszym meczu napisałem bowiem (możecie to przeczytać TUTAJ), że raczej nie odrobią tego, co stracili w Lizbonie i odpadną. A oni odrobili i doprowadzili do dogrywki. W międzyczasie jeszcze wszystko mogło się spieprzyć, bo w doliczonym czasie gry rzut karny dla gości zmarnował Bas Dost. W dogrywce jednak zawodnikom Viktorii zabrakło już sił, co wykorzystał zdecydowanie bardziej doświadczony i mający w swoim składzie po prostu lepszych piłkarzy zespół Sportingu. Wielka szkoda i olbrzymie brawa dla Czechów za walkę do samego końca, ale niestety czegoś zabrakło. Sporting w ćwierćfinale.
RB Lipsk 3:2 Zenit Sankt Petersburg
Lipsk – tych sukinsynów trzeba się będzie obawiać, bo mogą tu namieszać i to bardzo. Po wyeliminowaniu Napoli, teraz rozprawiają się z kolejnym gigantem europejskiego futbolu, mającego w swoim składzie naprawdę duże nazwiska. Oczywiście, to już nie ten sam Zenit, który jeszcze niedawno był w 1/8 finału Ligi Mistrzów, ale wciąż grają tam świetni piłkarze. Dlatego wielki szacunek dla Lipska, że wygrali z nimi u siebie, a w rewanżu także nie ustępowali im klasą i nie dali się pokonać. Mogli nawet wygrać, ale rzut karny na wagę zwycięstwa koncertowo zmarnował Timo Werner. Lipsk w ćwierćfinale i odnoszę wrażenie, że to jeszcze nie jest szczyt ich możliwości, choć oczywiście wiele zależy od losowania.
AC Milan 1:5 Arsenal
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że w tym dwumeczu awansowała drużyna zdecydowanie lepsza i to pod każdym możliwym względem. Arsenal zmiażdżył w tym dwumeczu ekipę Rossonerich (zwłaszcza w pierwszym meczu na San Siro) i wyglądał przy nich jak ekipa o klasę lepsza. I co, wszystko ok, rozchodzimy się? No nie, bo jest pewna rzecz, której pominąć nie można. Mianowicie sędziowie w rewanżu. Przy wyniku 1:0 dla Milanu (2:0 dawałoby dogrywkę) karnego z kapelusza wyciągnął sędzia Jonas Eriksson. Niekoniecznie należy tu jednak winić głównego sędziego, bo zdecydował się on na ten drastyczny krok dopiero po sugestii od arbitra zabramkowego. A ten sytuację z Rodriguezem i Welbeckiem miał jak na dłoni. Oczywiście, Rodriguez nie zachował się zbyt roztropnie i niepotrzebnie w ogóle wyciągał ręce w kierunku uciekającego mu Anglika, ale w porę się opanował. Welbeck jednak poczuł, że to co zrobił defensor gości wystarczy do podyktowania ,,jedenastki” i runął jak długi. O dziwo... miał rację. Karny pewnie zamieniony na gola. Wielki niesmak, zwłaszcza że sędzia po chwili mógł wskazać na wapno w polu karnym Arsenalu po ręce Caluma Chambersa. Tu mam jednak wątpliwości – oczywiście, piłka trafiła w rękę młodego stopera (który zmienił w tym meczu kontuzjowanego Kościelnego) i z tym nie ma co dyskutować. On sam jednak nie wykonał żadnego ruchu w jej kierunku, więc wyglądało to bardziej jak trafienie piłką w rękę, niż celowe zatrzymanie jej przez Chambersa. Sędzia był dość blisko tej sytuacji i uznał, że nie należy się tu rzut karny. Druga połowa to już koncert gry w wykonaniu Arsenalu – pokazali, że są drużyną lepszą na każdej płaszczyźnie i że Milan musi się jeszcze bardzo, ale to bardzo dużo nauczyć. Oczywiście, będą gadać, że Arsenal przeszedł dzięki sędziom, ale po 1. WYNIK, po 2. Pogadają o tym przez tydzień, a za 10 lat i tak każdy będzie pamiętał tylko to, że to Kanonierzy przeszli dalej, a po 3. Rossoneri zwyczajnie nie zrobili w tym dwumeczu nic, żeby pokazać, że to oni zasługują na ten awans. Trochę tam poszarpali, coś tam powalczyli, ale jeden gol w obliczu pięciu bramek Arsenalu – z tym się po prostu NIE DA dyskutować. Podopieczni Wengera bardzo pewnie i zasłużenie meldują się w ćwierćfinale jako jeden z faworytów obok Atletico.
CSKA Moskwa 3:3 Olympique Lyon
Jedna ze zdecydowanie największych niespodzianek tej fazy rozgrywek. Po zwycięstwie w Olimpijczyków w Moskwie wszyscy chyba postawili już krzyżyk na zespole Wiktora Hanczarenki. I bardzo się pomylili – Rosjanie wygrali w Lyonie 3:2 i dzięki dużej ilości bramek na wyjeździe awansowali dalej. Wielkie brawa za ambicję i walkę do samego końca. O frajerstwie Lyonu nawet się nie wypowiadam i nie chcę sobie wyobrażać, co muszą czuć teraz fani tego klubu. W każdym razie niespodzianka stała się faktem – CSKA w ćwierćfinale. Zasłużenie. Jeszcze raz brawa za walkę i świetną postawę na Parc Olympique Lyonnais.
Salzburg 2:1 Borussia Dortmund
Jeśli fani wyżej wspomnianego Lyonu są wkurwieni, to co muszą czuć po tym meczu kibice BVB. A w zasadzie po tym dwumeczu, bo pierwsze spotkanie w wykonaniu ich ulubieńców wyglądało chyba jeszcze gorzej niż ten rewanż. Oczywiście, Borussia niby starała się odrobić straty, ale wyglądało to tak mizernie, tak słabo, tak nieporadnie, że miało się wrażenie, iż wynik próbuje odrobić Legia Warszawa, a nie wicemistrz Niemiec. W efekcie drużyna Petera Stögera zasłużenie żegna się z rozgrywkami i może się teraz spokojnie skupić na krajowym podwórku. A tam walka o wicemistrzostwo jest niezwykle pasjonująca – bije się o nie bowiem aż 5 zespołów, a tylko 4 zespoły wezmą udział w rozgrywkach Ligi Mistrzów w przyszłym sezonie. Tak więc jeśli dodamy do tego Bayern, który ma już w zasadzie zaklepanego mistrza to wyjdzie nam, że co najmniej dwie z tych ekip będą musiały się obejść smakiem i grać ,,zaledwie” w Lidze Europy. I dlatego beka z Borussii po tym meczu jest trochę mniejsza – bo rozumiemy, że krajowe podwórko jest tu niezmiernie ważne. W ćwierćfinale zaś melduje się Salzburg, który zasłużył sobie na to swoją postawą – głównie w pierwszym spotkaniu.
I to wszystko! 1/8 Ligi Europy już za nami! Zapraszam Was oczywiście na losowanie Ligi Mistrzów, które już dziś o 12:00. Chwilę po jego zakończeniu na footroll.pl pojawi się relacja Krystiana Rembielińskiego, który opisze Wam poszczególne pary. O 13:00 zaś zaczynamy losowanie Ligi Europy, a swój komentarz parę chwil po jego zakończeniu wrzuci na footroll.pl Janek Rusinek. W ich imieniu zapraszam Was serdecznie – będziemy co czytać, będziemy czym się emocjonować. Ja zaś żegnam się z Wami i widzimy się przy okazji ćwierćfinałów LM i LE. Sbohem!