Konnichiwa, Villa - san
David Villa to ewenement piłkarza na skalę światową. Dlaczego? Już po krótce tłumaczę. W końcu znaczna większość zawodników ucieka do Stanów Zjednoczonych przed poważna piłką. Nadal chcą oni kopać futbolówkę, ale już zamierzają wkładać w to znacznie mniej wysiłku, a byłoby świetnie, gdyby zarobili przy tym nie mniej, a nawet nieco więcej pieniędzy niż dotychczas. Wielu piłkarzy robi tak od dawna, stało się to wręcz trendem i nikt już nie patrzy na to krzywo. Nikt więc nie miał pretensji do Villi, gdy ten zamieniał Stary Kontynent na Amerykę. Swoje do tego czasu w Europie i tak już zrobił.
Villa niesłychanie nas jednak zaskoczył. Hiszpan naprawdę zaangażował się w grę dla New York City i stał się wyróżniającym zawodnikiem w MLS i nie tylko ze względu na swoje znane nazwisko. Hiszpan był faktycznie jednym z najlepszych w całych rozgrywkach. Jego praca została nawet doceniona. Po 3 latach przerwy, kiedy wydawało się, że już wszystko stracone został nawet powołany do reprezentacji Hiszpanii, bo zwyczajnie zasłużył sobie na to grą za Oceanem. Mało, który piłkarski emeryt z MLS może się tym pochwalić.
Villa zdecydowanie może swoją przygodę ze Stanami zaliczyć do udanych i ten rozdział właśnie zamknął. Po sezonie rozstał się z Nowym Jorkiem i nie zdecydował się na przedłużenie umowy. Pomimo 36 lat na karku nie zdecydował się jednak na zawieszenie butów, a ruszył na podbój kolejnego kontynentu. Tym razem wylądował w Japonii, gdzie zakontraktowało go Vissel Kobe. W tym zespole gra już Andres Iniesta z Lukasem Podolskim. Nie ma wątpliwości, że osoba Hiszpana miała spory wpływ na decyzję podjętą przez byłego napastnika Barcelony.
Taką decyzję Villi należy tylko podziwiać. Spokojnie mógłby już udać się na emeryturę lub do jakiejś żenującej ligi nie wymagającej nawet biegania, ale zdecydował się na całkiem profesjonalną Japonię. Nie odważę się go skreślać, tak jak wiele osób robiło to przy okazji jego przeprowadzki do Stanów, bo w tym wypadku też pewnie nie raz nas jeszcze zaskoczy.