Łatwa przeprawa Legii w Głogowie - po meczu Chrobry - Legia
Środa, godzina 20:30? Znowu w telewizji lecą jakieś Barwy Szczęścia oraz Na dobre i na złe i nie ma nic ciekawego, więc klasycznie siusiu, paciorek i spać. A nie! Zapomniałem, przecież jest jeszcze Puchar Polski. Dlatego, więc zapraszam was na streszczenie dzisiejszego spotkania, w którym Legia Warszawa pokonała pierwszoligowego Chrobrego Głogów.
Składy:
- Chrobry: Janicki - Stolc, Wajsak, Wasiluk, Ratajczak - Kona (81' Borecki), Pawlik, Machaj (62' Kaczmarek), Drewniak - Maćkowski (56' Bach), Sędziak
- Legia: Majecki - Stolarski, Remy, Wieteska, Hlousek - Philipps, Cafu, Kucharczyk (72' Szymański), Hamalainen (70' Radović), Vesović (46' Pasquato) - Kulenović
Pierwsze minuty spotkania były dość specyficzne. Przede wszystkim dlatego, że Chrobry poczuł się jak faworyt i dość konkretnie przycisną mistrza Polski. Przycisną to mało powiedziane. Stworzył sobie nawet jedną groźną okazję. Po bardzo dobrym dośrodkowaniu Bartosza Machaja, z piłką minął się jeden z atakujących gospodarzy i potencjalnego zagrożenia wyszło całe nic. Taki stan nie mógł się utrzymać zbyt długo, między innymi ze względu na to, że był to pojedynek mistrza Polski z jakimś średniakiem pierwszej ligi.
W sumie to był jedyny okres w tym spotkaniu, gdzie głogowianie mieli jakąkolwiek przewagę. Na szczęście trwało to zaledwie 10 minut i po upływie tego czasu wszystko wróciło do normy. Do głosu doszła Legia, tak jak na faworyta przystało i po serii ataków udało się wbić pierwszą bramkę. Choć musieliśmy na nią czekać aż pół godziny, to było naprawdę warto. Mam oczywiście na myśli to, w jaki sposób zachowała się obrona Chrobrego, gdyż było to zachowanie rodem z B-klasy. Po bardzo dobrym zagraniu przez jednego z legionistów błąd defensywy Chrobrego wykorzystał Michał „KuchyKing” Kucharczyk, który w bezpardonowy sposób pokonał bramkarza gospodarzy.
Po tej bramce Legia nie zamierzała zwalniać i na kolejną bramkę musieliśmy czekać zaledwie 5 minut, kiedy to Sławomira Janickiego pokonał Portugalczyk - Cafu. Podsumowując pierwszą połowę, poza pierwszymi dziesięcioma minutami było to raczej jednostronne widowisko. Legia trzymała się planu, który sądząc po grze nazywał się „przyjechać, postrzelać, pojechać” i bardzo pewnie prowadziła grę.
Druga połowa to już zupełnie inne spotkanie. Obie drużyny skupiły się głównie na obronie i nie zbyt chętnie atakowały bramkę rywala. O tym, jak słaba była ta druga połowa, świadczy fakt, że do 75. minuty ujrzeliśmy zaledwie jedną groźną akcję. No, ale za to jaką! Rodem prosto z Lotto Ekstraklasy. Bramkarz gospodarzy, zamiast wybić piłkę zdecydował się podać do ... napastnika rywali - Sandro Kulenovicia, który wystawił niemal na pustą bramkę dopiero co wprowadzonemu Miroslavovi Radoviciovi, a ten? No jak myślicie, co mógł zrobić doświadczony Serb? Tak dokładnie, nie trafił w bramkę. Jednak akcja, a podsumowała całą drugą połowę. W skrócie była nudna jak flaki w oleju.
Na szczęście piłkarze nie zamierzali składać broni i na 10 minut przed zakończeniem spotkania doszło do przełamania. W końcu zaczęło się coś dziać, co poskutkowało kolejną bramką, którą zdobył Cafu - ustalając wynik spotkania na 3:0. Choć mogło się wydawać, że piłkarze się rozkręconą, to ostatecznie poza nieuznaną bramką Kulenovicia, który znajdował się na spalonym, do niczego takiego nie doszło i do końca spotkania nie zobaczyliśmy już bramek. Tym samym Legia, po Miedzi, Jagiellonii i Lechii jest kolejną drużyną Lotto Ekstraklasy, która zameldowała się w 1/4 finału Pucharu Polski.