Podsumowanie Boxing Day
Nie wszyscy mają dziś tak dobrze jak my. Podczas gdy możemy się spokojnie i beztrosko zajadać świątecznymi potrawami, patrząc jak nasze brzuchu gwałtownie się rozrastają, niektórzy muszą biegać po boisku. Z naszej perspektywy wydaje się to bezduszne i bestialskie, ale oni bardzo nie narzekają, bo nawet fajne pieniążki sobie zarobią. My też nie powinniśmy, bo do naszego obżarstwa możemy jeszcze z czystym sumieniem dołączyć oglądanie spotkań. Boxing Day może nie zapowiadało nam jakichś wielkich szlagierów, ale jak zwykle miało być ciekawie. Poza tym, tego dnia z przyczyn bliżej nieznanych zwykle pada sporo goli. Być może bramkarze są ociężali przez nadmiar jedzenia, a może po prostu zespoły chcą sprawić nam świąteczny prezent, dając kapitalne widowisko. To nieistotne, ważne, że się dzieje. Jak był w tym roku?
Znaczna większość spotkań została rozegrana o 16.00. O tej porze na Anfield Road wyszedł też Liverpool z Newcastle. The Reds po ostatniej kolejce zwiększyli swoją przewagę nad Manchesterem City i byli tym rozpromienieni. Widać to było po ich boiskowych poczynaniach, gdyż od samego początku chcieli pokazać Srokom, kto tu rządzi. Pierwszą bramkę strzelił najlepszy obrońca świata według bardzo wąskiego grona, czyli Dejan Lovren. Później z karnego wynik podwyższył Salah. Następnie akcję rodem z hokejowych boisk, bo Liverpool tak zamknął swojego rywala, wykończył strzałem do pustej bramki Xherdan Shaqiri, a wynik spotkania ustalił Fabinho, dla którego była to pierwsza bramka w nowych barwach. Podopieczni Jurgena Kloppa nawet specjalnie się nie spocili, byli ewidentnie lepsi tak, jak w zeszłym roku Manchester City w spotkaniach ze swoimi rywalami. Na takie mecze patrzy się z podziwem, ale też delikatnym przerażeniem.
Apropos właśnie Manchesteru City. Podopieczni Pepa Guardioli są w trakcie bardzo poważnej zadyszki. To, że stracili punkty z Chelsea, jeszcze nie było blamażem, ale porażkę z Crystal Palace u siebie już należy w tych kategoriach rozpatrywać. Obywatele, żeby nie stracić kontaktu z rozpędzonym Liverpoolem, musieli więc wygrać wyjazdowy mecz z Leicester. Zaczęło się nawet dobrze, bo prowadzenie zapewnił im wcześnie Bernardo Silva. Wtedy wydawało się, że wszystko pójdzie dalej bezproblemowo. Na wydawaniu się skończyło. Lisy całkiem prędko wyrównały stan gry za sprawą Albrightona, po czym dzielnie się broniły przez resztę spotkania. W końcówce kapitalnym uderzeniem popisał się Ricardo Pereira, który pogrążył Obywateli. Tym samym podopieczni Pepa Guardioli mają już 7 punktów straty do liderującego Liverpoolu.
W tym czasie na Old Trafford mierzył się Manchester United. Czerwone Diabły zaliczyły niezwykle udany debiut pod skrzydłami Ole Gunnara Solskjaera, wygrywając z Cardiff 5-1. Tym razem miało być porównywalnie łatwo, gdyż mierzyli się z Huddersfield i to u siebie. Goście bardzo długo i zwięźle się bronili, ale ostatecznie nie udało im się zejść na przerwę z czystym kontem. Gola strzelił bowiem Matić. Czerwone Diabły naciskały na Huddersfield niemiłosiernie, co w drugiej połowie zaowocowało kolejnymi golami. Autorem obydwu był Paul Pogba. Francuz najpierw wykończył znakomita akcję całego zespołu, a potem przymierzył z dystansu, pokonując niezbyt czujnego golkipera gości. Ci zdołali jeszcze zdobyć bramkę honorową, ale na niej się skończyło. Nie byli w stanie bardziej zagrozić Davidowi De Gei. Pięknie się zaczyna ta norweska przygoda Manchesteru United.
W związku z tym, że Manchester City przegrał mógł nie tylko stracić kontakt z liderem, ale również drugie miejsce na podium. W wypadku zwycięstwa Tottenhamu, Koguty przeskoczyłyby Obywateli. Przeciwnik wcale nie musiał być jednak łatwy, w końcu stawali w szranki z Bournemouth. Wisienki w tym sezonie grają porządnie i raczej nie dają się tak po prostu ograć. Do dziś. Tottenham przejechał się bowiem po nich niczym walec. Koguty zwyciężyły 5-0 i robiły z Wisienkami to, co chciały, a lewa strona defensywy gości wołała o pomstę do nieba. Dość powiedzieć, że rezerwowy prawy obrońca Tottenhamu zaliczył trzy asysty. Nikt nawet nie śmiał zablokować Kyle’a Walkera-Petersa, chłopak miał więcej swobody niż podczas gry z przedszkolakami. Eddie Howe żałuje pewnie, że to urządzenie do wymazywania pamięci z „Facetów w czerni” nie jest do dostania na AlieExpress. No, a Pochettino niepostrzeżenie wskoczył na stołek wicelidera.
Nieco później ba boisko wychodził Arsenal. Kanonierzy gościli w Brighton, gdzie powinni w miarę łatwo ograć lokalne Mewy. Wiadomo jednak jak to jest, kiedy coś się powinno. Arsenal co prawda zaczął bardzo przyzwoicie i objął prowadzenie za sprawą, a jakżeby inaczej, Aubameynaga. Przez kolejne kilkanaście minut mógł podwyższyć swoje prowadzenie i w zasadzie powinien to zrobić, ale gospodarze mieli sporo szczęścia. Potem to Mewy wzięły się za grę i za sprawą Jurgena Locadii wyrównały stan gry. Kanonierzy do końca meczu nie mogły się do końca przebudzić i ostatecznie zremisowały to spotkanie, tracąc kolejne cenne punkty w walce o miejsce premiowane awansem do Ligi Mistrzów.
Ostatnim spotkaniem Boxing Day było starcie Watfordu z Chelsea. The Blues chcieli wykorzystać remis The Gunners i nieco się od nich oddalić. Długo nie mogli jednak przekuć swoich chęci w bramkę. Dopiero w doliczonym czasie gry pierwszej połowy udało się to Edenowi Hazardowi. Radość gości trwała jednak tylko chwilkę bo jeszcze przed przerwą wyrównał Roberto Pereyra, który kapitalnie uderzył piłkę z wolej wprost z rzutu rożnego. Robben biłby brawo, gdyby był na tym meczu. W drugiej części gry znów na prowadzenie gości wyprowadził Hazard, tym razem strzałem z rzutu karnego. Dzięki tej bramce, mecz zakończył się ich zwycięstwem, choć w końcówce Ben Foster, czyli bramkarz gospodarzy, próbował pokonać jeszcze Kepę przewrotką zza pola karnego. Serio,
Co jeszcze ciekawego się działo? Everton postanowił zemścić się za niedawną porażkę 2-6, ale niestety nie mógł się zrewanżować na Tottenhamie, więc wciry dostało Burnley, którego bramkarz aż 5 razy wyjmował piłkę z siatki. Sean Dyche ze wściekłości chyba zjadł swoich podopiecznych. Jutro też będzie się działo, bo mamy w końcu mecz naszych rodaków. Southampton zmierzy się z West Hamem United i prawdopodobniej obaj Polacy w nim wystąpią, dlatego musicie to śledzić, a jeśli nie będziecie mogli, to na naszej stronie będzie na Was czekała obfita relacja.