De Gea pozdrawia - United górą nad Tottenhamem
Ten mecz miał być pierwszą poważną weryfikacją Manchesteru United pod wodzą Ole Gunnara Solskjaera. Oczywiście, ostatnie 4 ligowe zwycięstwa z rzędu budziły wrażenie. Jednak malkontenci stale powtarzali: "Niech w końcu wygra z kimś poważnym." Jakby nie było - niewiele jest w Premier League poważniejszych drużyn niż Tottenham. Czy 45-letni Norweg zdał ten trudny egzamin? Cóż, jeśli chodzi o wynik - na pewno, w końcu "Czerwone Diabły" wygrały 1:0, ale już do stylu tego zwycięstwa można mieć sporo uwag.
Składy:
Tottenham: Lloris - Trippier, Vertonghen, Alderweireld, Davies - Sissoko (43' Lamela), Winks (81' Llorente) - Son, Alli, Eriksen - Kane
Manchester United: De Gea - Young, Lindelof, Jones, Shaw - Matic, Herrera - Martial (73' Lukaku), Pogba (90+2' McTominay), Rashford - Lingard (83' Dalot)
Mecz początkowo nie był prowadzony w szalonym tempie. Pierwszą dobrą okazję mieliśmy dopiero w 10. minucie, kiedy Harry Winks znalazł się z piłką w polu karnym gości i miał przed sobą tylko Davida de Geę, jednak strzelił obok bramki. Goście odpowiedzieli parę minut później za sprawą Anthony'ego Martiala. Francuz dostał piłkę od swojego rodaka - Paula Pogby i po wbiegnięciu w pole karne oddał strzał w krótki róg bramki Hugo Llorisa. 30-letni golkiper spisał się w tej sytuacji bez zarzutu, ponieważ sparował piłkę na rzut rożny. 7 minut później piłkę na 11. metrze otrzymał Harry Kane, jednak w ostatniej chwili został zablokowany przez Nemanję Maticia. W 30. minucie Tottenham zdobył bramkę - piłkę dośrodkował Trippier, udem na 3 metr przed bramką zagrał Dele Alli, a Kane wpakował futbolówkę do bramki. Wszystko byłoby super, gdyby nie jeden drobny szczegół - sędzia liniowy podniósł chorągiewkę, słusznie sygnalizując pozycję spaloną napastnika "Spurs."
"Nieuznane bramki lubią się mścić" - takie powiedzenie po tym meczu mogliby wygłaszać w mediach zawodnicy Tottenhamu. Kwadrans po anulowanym golu dla "Kogutów" prowadzenie objęli zawodnicy gości. Pogba posłał kapitalną górną piłkę do Marcusa Rashforda, który znalazł się oko w oko z Llorisem. Młody Anglik uderzył po długim słupku, absolutnie nie do obrony. Była to klasyczny przykład bramki do szatni, ponieważ 3 minuty później sędzia zakończył niezłą pierwszą połowę.
Druga część meczu rozpoczęła się od kolejnej świetnej okazji Kane'a. Kapitan "Kogutów" dostał bardzo dobrą piłkę od Allego i znalazł się w identycznym miejscu co Rashford w akcji bramkowej, jednak uderzył dokładnie w miejsce, w którym stał David de Gea. 2 minuty później hiszpański golkiper pierwszy raz w tym spotkaniu miał okazję pokazać, że nie tylko w FIFIE jest jednym z najlepszych bramkarzy świata. Z bliska głową uderzał Alli, a de Gea wyciągnął się jak struna i wybił futbolówkę do boku. Interwencja światowej klasy, nie jedyna podczas dzisiejszego meczu.
Chwilę później Paul Pogba zrobił jedną z najdziwniejszych akcji tego sezonu Premier League. Francuz podbił piłkę na wysokość 4. piętra, po czym sam do niej dopadł i oddał niekonwencjonalny strzał, który z trudem obronił Lloris. Warto w tym miejscu na chwilę zatrzymać się przy charyzmatycznym Francuzie: Paul Pogba za Jose Mourinho i Paul Pogba za Ole Gunnara Solskjaera to dwaj różni piłkarze. To, jaką metamorfozę przeszedł 25-latek pod okiem legendarnego Norwega, jest po prostu niewyobrażalne. Kapitalny przegląd pola, gra ciałem, precyzyjne podania, niesamowita skuteczność... można oczywiście mieć zarzuty do jego charakteru, jednak co by nie mówić, potencjał ma niesamowity. Szkoda tylko, że Mourinho zamiast go wydobyć, wolał skupiać się na jakichś dziwnych gierkach psychologicznych, jednak szczęśliwie Portugalczyk na Old Trafford jest już tylko przykrym wspomnieniem.
W 67. minucie powinniśmy mieć wyrównanie - Alli znalazł się w kapitalnej sytuacji do strzelenia bramki, jednak de Gea był dziś absolutnie nie do zatrzymania. Inna sprawa, że podobnie jak chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy Harry Kane - 22-latek oddał strzał bardzo blisko miejsca, w którym stał hiszpański bramkarz. 5 minut później już po raz 3 w tym meczu próbował Alli, jednak de Gea zaliczył 20993. świetną interwencję. To po prostu wymyka się ludzkiej wyobraźni, co dzisiaj w bramce wyprawiał Hiszpan. Wychowanek Atletico Madryt pokazał, że po słabszej dyspozycji z początku sezonu nie ma już śladu. Komentujący ten mecz Andrzej Twarowski stwierdził, że oglądamy najlepszy występ bramkarza w tym sezonie Premier League. Nie pozostaje mi nic innego, jak się pod tym stwierdzeniem podpisać.
Ostatnią okazję do zmiany rezultatu miał w 86. minucie Kane, ale nie zgadniecie, jak to się skończyło - po raz kolejny kapitalnie obronił de Gea. 25-letni Anglik po tym meczu będzie się musiał udać na jakąś sesję do psychiatry, bo tyle straconych nerwów, ile kosztował go golkiper Manchesteru United, prawdopodobnie stanowi niepowetowaną stratę na jego zdrowiu mentalnym. Do końca meczu nie wydarzyło się już nic przełomowego i 5. z rzędu zwycięstwo United w lidze stało się faktem.
Piłka nożna bywa niesprawiedliwa - chyba nie ma sensu dyskutować z tą tezą. Możesz nacierać na bramkę rywala, oddawać 20 strzałów, mieć miażdżącą przewagę w posiadaniu piłki, a przeciwnik wyprowadzi jedną zabójczą kontrę i wygra mecz. Czy tak było dzisiaj na Wembley? Myślę, że to mimo wszystko spore uproszczenie, bo jednak United nie zagrali jakiegoś tragicznego meczu, zwłaszcza w pierwszej połowie. Jednak nie ma wątpliwości, że gdyby nie genialny dzisiaj David de Gea, United mogliby pomarzyć o jakichkolwiek punktach w tym meczu.