Kane'a nie ma, ale jest Harry!!!
Fulham od listopada wygrało tylko dwa mecze ligowe. Jeden z Southampton (jeszcze pod wodzą Marka Hughesa) i Huddersfield. Perspektywa pozostania w Premier League oddala się co raz bardziej. Tottenham za to usilnie walczy o zachowanie miejsca w pierwszej czwórce, bo cel w postaci mistrzostwa Anglii jest już raczej niemożliwy do wykonania - zwłaszcza bez Harry'ego Kane'a. Kolor czerwony w przypadku Fulham nie wiązał się dziś jedynie z trzema ostatnimi porażkami i strefą spadkową, a głównie z fryzurą Ryana Babela. Jeśli czerwony kolor włosów miał symbolizować ogień, to tego ognia graczom Claudio Ranierego ostatecznie zabrakło. Albo chcieli w ten sposób wyprowadzić z równowagi ekipę Mauricio Pochettino. Niestety - nie udało się.
Na samym początku spotkania wydawało się, że "Koguty" będą kontrolować spotkanie, ponieważ pewnie odbierali piłkę na połowie Fulham, doskakiwali do rywala, ale na nic to się zdało. Już w 11. minucie gospodarze przeprowadzili groźny kontratak, po którym "Czerwony Babel" trafił w bramkarza. Wiadomo, że domeną słabszych drużyn są stałe fragmenty gry i kontrataki. Fulham stworzył sobie w ten sposób kilka groźnych sytuacji - w tym wspomniana przed chwilą Babela - aż przyszedł moment...
17. minuta. Rzut rożny. Dośrodkowanie w pole karne. Piłka spada na nogę Llorente i gol. 1:0 dla Fulham. Pięknie urwał się obrońcom i dostawiając jedynie nogę, strzelił do zaskoczonego tym faktem Llorisa. Tak właśnie Fulham wyszło na prowadzenie w tym spotkaniu, po samobójczej bramce Llorente, który niczym włosy Babela, powinien być czerwony ze wstydu. Trzeba przyznać, że godnie zastępuje Harry'ego Kane'a. Próbował się jeszcze zrehabilitować, ale raz nie doszedł do zbyt mocno podanej piłki, za drugim razem oddał strzał z głowy prosto w Sergio Rico. Praktycznie każdy stały fragment tworzył zagrożenie pod bramką strzeżoną przez Hugo Llorisa, obrońcy "Kogutów" powinni być pewniejsi w swoich poczynaniach przeciwko drużynie walczącej o utrzymanie. Więcej szans na strzelenie bramki miało Fulham. W 40. minucie Red Label (Babel, jakby ktoś się pogubił) dośrodkował piłkę w pole karne prosto na nogę Schuerrle, który strzałem z woleja trafił w Llorisa, a ten wypluł piłkę na głowę Mitrovicia. Wydawało się, że dojdzie do sensacji i Fulham wyjdzie na prowadzenie 2:0, ale sędzia odgwizdał spalonego.
Drugą połowę meczu Fulham zaczął od postawienia autobusu, co dało możliwość spokojnego budowania akcji kogutom. W 51. minucie doskonałą piłkę do Dele Alliego rzucił Christian Eriksen, który uderzeniem z głowy pokonał Sergio Rico. 1:1. Mecz zaczyna się od nowa. Kilka minut później wydawało się, że Tottenham wyjdzie na prowadzenie, ale piłka po rajdzie, następnie strzale Danny'ego Rose'a wylądowała na poprzeczce. 55. minuta spotkania. Z boiska schodzi ten, który swoją fryzurą zaintrygował wszystkich zgromadzonych na stadionie i tych, którzy zapieli pasy i usiedli wygodnie w fotelach przed telewizorem.
Llorente, antybohater "Kogutów" zupełnie stracił pewność siebie po samobójczej bramce. Dochodził do sytuacji, raz nawet uderzył z główki, piłka poleciała niestety obok słupka. Ewidentnie, nie potrafił trafić do właściwej bramki, choć do przeciwnika wpakował futbolówkę jak typowy egzekutor pola karnego. W 82. minucie kontuzji doznał Alli, który po starciu z jednym z zawodników Fulham przy linii bocznej, złapał się za udo. To był koniec spotkania dla tego piłkarza. Nie chce mi się nawet liczyć ilości prób wymuszania rzutów karnych, ale było ich sporo w tym spotkaniu.
Sędzia doliczył trzy minuty do regulaminowego czasu gry. Kiedy wydawało się, że mecz na Craven Cottage zakończy się remisem, piłkę z lewej strony boiska na głowę Harry'ego Winksa dośrodkował N'Koudou - zmiennik Alliego. Szczęście w nieszczęściu. Ostatnie dziesięć sekund doliczonego czasu gry i "Koguty" wygrywają mecz. Nie Harry Kane, ale Harry Winks stał się wybawicielem Tottenhamu. Kamień (może nawet głaz) spadł z serca wszystkim związanym z "Kogutami"... taki duży, naprawdę duży.
Fulham ma siedem punktów straty do bezpiecznego miejsca w tabeli. Ranieri miał odmienić zespół, ale na razie nic nie idzie po myśli włoskiego szkoleniowca.
Fulham - Tottenham 1:2 (Llorente 17' [sam.] - Alli 51', Winks 90'+3')
Składy:
Fulham: Rico, Odoi, Le Marchand, Ream - Christine, Chambers, Seri (81' Cisse), Bryan - Schuerrle (72' Kebano), Mitrovic, Babel (55' Sessegnon)
Tottenham: Lloris - Alderweireld, Sanchez, Vertonghen - Trippier, Eriksen, Winks, Rose - Alli (86' N'Koudou), Lamela (79' Dier) - Llorente.