United bez nerwówki, nawet aż za nudno
Ledwo ochłonęliśmy po kolejce Premier League z środka tygodnia, a już mamy tę standardową, weekendową. W niedzielne popołudnie wyznawcy jednego, słusznego sportu, którym absolutnie nie są skoki narciarskie, mogli zasiąść przed telewizorami i podziwiać dwa istotne dla układu tabeli spotkania. Choć szlagier kolejki był dopiero o 17.30, warto było obejrzeć przystawkę w postaci starcia Manchesteru United z Leicester City. Faworytem były oczywiście "Czerwone Diabły", ale tydzień temu już się potknęły. Jak było dzisiaj?
Pierwsza połowa wyglądała tak, jak większość spotkań Manchesteru United pod wodzą Ole Gunnara Solskjaera. "Czerwone Diabły" grały ofensywnie i swobodnie. Wiele razy zbliżyły się do pola karnego gospodarzy, ale tylko raz były w stanie ich ukąsić. Ricardo Pereira wybił piłkę wprost pod nowi Paula Pogby, który delikatną podcinką zagrał podanie do Marcusa Rashforda. Anglik skleił piłkę do stopy i chwilę później posłał ją obok bezradnego Kaspera Schmeichela. Leicester nie potrafiło poważnie zagrozić gościom ani razu, więc pierwsza połowa zakończyła się niekorzystnym dla nich wynikiem.
W drugiej połowie było znacznie nudniej. Nie padła żadna bramka, ale to dlatego, że w zasadzie tylko jeden zespół miał ambicje ją strzelić. "Czerwone Diabły" raczej biernie atakowały i robiły to tylko, by mieć alibi. Bardziej skupiały się na obronie, a że Leicester napierało dosyć intensywnie, to goście mieli co robić. Gości ze dwa razy standardowo uratował od straty punktów David De Gea. Poza tym, gdyby Jamie Vardy był chociaż w połowie w takiej formie, jak za mistrzowskiego sezonu "Lisów" strzeliłby w tej części gry przynajmniej dwa gole. A że nie jest, to komplet oczek do domu zawiezie Manchester.
To był nudny mecz. Nie będę Wam mydlił oczu. Sytuacji, przez które mocniej zabiło mi serce było tyle, że moglibyśmy je policzyć na palcach jednej ręki jakiegoś członka Yakuzy. Cztery by wystarczyły. Niemniej jednak wciąż uważam, że lepiej było oglądać ten mecz, niż skoki narciarskie, bo zjechać z górki i podskoczyć to każdy potrafi, a w piłkę to już nie wszyscy umieją kopać. Taki Harry Maguire dzisiaj pokazał, że jemu to tak średnio wychodzi. Piękna przygoda Manchesteru trwa, a jak dobrze pójdzie to już niedługo "Czerwone Diabły" wylądują w pierwszej czwórce. Dwa miesiące temu, uznałbym to za nieśmieszny żart.