Leicester ma faworyta do objęcia wakatu po Puelu
Choć wszyscy spodziewaliśmy się, że wczoraj oficjalnie dowiemy się o zwolnieniu Maurizio Sarriego, Włoch jeszcze nie pożegnał się z pracą. Oczywiście i tak dał nam niezapomniane show, ale to temat na zupełnie inny i znacznie dłuższy tekst. Ci jednak, którzy liczyli na jakieś zwolnienie tego dnia, nie mogli czuć się zawiedzeni. Czara goryczy przelała się w Leicester, gdzie zarząd stracił cierpliwość do Claude'a Puela. Francuz został wczorajszego poranka usunięty ze stanowiska menedżera "Lisów", które na ten moment pozostają bez przywódcy. Wiedzą już jednak, kto byłby najlepszym kandydatem do dyrygowania nimi.
Tych media typują oczywiście mnóstwo, a najwięcej wspomina się oczywiście o złotym trio drugiej części tabeli Premier League. Takie miano nie istnieje, pozwoliłem je sobie wymyślić na potrzeby tego tekstu, ale trudno mi sobie wyobrazić lepsze określenie dla Alana Pardew, Davida Moyesa i Sama Allardyce'a. Wszyscy trzej specjalizują się w prowadzeniu średniaków i bronieniu ich przed spadkiem. Kiedy klub pokroju Leicester zwalnia menedżera, niemal pewnym jest, że to właśnie któryś z nich obejmie ten zespół. Są jak Walter Melon. Allardyce to jest nawet z wyglądu podobny.
"The Sun" podaje jednak, ze wyżej wymienieni panowie to tylko rutynowe propozycje i żaden z nich nie jest faworytem. Ten bowiem nie stacjonuje nawet w Anglii, choć doświadczenie w Premier League ma bogate. Chodzi tu o Brendana Rodgersa, który obecnie prowadzi Celtic. Anglik swego czasu niemalże zdobył mistrzostwo z Liverpoolem i gdyby Gerrard dobrał sobie lepsze buty na mecz z Chelsea, pewnie miałby pomnik przed Anfield. Nie ma go, a w Merseyside stał się troszkę pośmiewiskiem. Zupełnie inaczej patrzą a niego w Glasgow, gdzie wygrał ligę nie przegrywając meczu. W Szkocji znów wyrósł na porządnego menedżera, choć nie możemy się oszukiwać, że miał tam trudne zadanie. Niemniej jednak "Lisy" liczą, że jest na tyle dobry, by nie skompromitować ich zespołu. Problem polega jednak na tym, że wciąż ma ważną umowę z "The Bhoys" i ściągnięcie go może kosztować nawet 6 milionów. To nie duże pieniądze, ale jak na Brendana Rodgersa jednak zbyt duże. Niech już sobie wezmą za darmo Allardyce'a.