Podsumowanie 32. kolejki Premier League
Premier League zaczyna wchodzić w decydującą fazę. Wiem, że piszę to jakoś od miesiąca, ale po prostu cały czas to robi, a jeszcze jej się nie udało, bo odpowiedzi na liczne pytania wciąż się nie pojawiają. Walka o miejsca w Lidze Mistrzów trwa w najlepsze, samo mistrzostwo wciąż nie jest rozwiązane, a przecież nie do końca wiadomo, kto jeszcze spadnie, choć już mogę Wam zdradzić, że w tej kolejce jedna drużyna została już matematycznie zrzucona do Championship. Co działo się jednak poza tym? Mieliśmy bardzo ciekawy mecz pomiędzy Liverpoolem a beznadziejnym ostatnio Tottenhamem i kilka innych emocjonujących starć. Jak się one zakończyły? A co ciekawego działo się u Polaków? Sprawdźmy.
Pierwszym starciem tej kolejki był mecz Fulham z Manchesterem City. Gospodarze praktycznie nie mają już nadziei na utrzymanie, za to goście są faworytami do mistrzostwa kraju, więc wynik tego spotkania był w zasadzie wiadomy od początku. "Obywatele" faktycznie zwyciężyli dosyć pewnie, choć nie nastrzelali dużo goli. Władowali im tylko dwa, ale po co mieli się przemęczać, skoro z Fulham wygrałby nawet skład złożony z czternastolatków i woźnych?
Później tego dnia grał Manchester United. "Czerwone Diabły" podejmowały u siebie Watford i podobnie jak ich sąsiedzi, byli w sobotnim starciu faworytami. Nie udało im się jednak tak zdominować rywala, jak zrobili to "Obywatele". Niemniej jednak zdobyli trzy punkty. Pierwszą bramkę zagwarantował im Marcus Rashford, który ostatnio jest bardziej kliniczny od skalpela, a drugą, całkiem kuriozalną i przy tym bardzo sprytną, dołożył Anthony Martial. Gości stać było jeszcze na honorowe trafienie w 90 minucie spotkania. Gdyby bramka ta padła kwadrans wcześniej albo nawet ciut później, mielibyśmy ogromne emocje i prawdopodobnie brak zwycięstwa gospodarzy. Dobrze, że się w takim razie nie spieszyli z tym golem.
Niedzielne granie rozpoczęło się od niezwykle nieudolnej ostatnio Chelsea, która tę cechę potwierdziła też w tym spotkaniu. "The Blues" musieli wygrać, by liczyć się jeszcze w walce o Ligę Mistrzów, a ich przeciwnikiem było Cardiff, które przecież bije się o spadek. Zadanie nie było trudne w teorii, ale w praktyce się takie okazało. "The Blues" bardzo długo przegrywali i w pewnym momencie wydawało się, że nie wywiozą z Walii nawet punktu. Udało im się jednak zdobyć wyrównującą bramkę ze spalonego i to bardzo oczywistego. Jak sędzia tego nie zauważył, to tylko jego okulista raczy wiedzieć. W samej końcówce szalę na stronę gości przechylić Ruben Loftus-Cheek. Dużo głupoty, jeszcze więcej szczęścia. To nie jest dobry przepis na sukces.
Tego dnia grał też Liverpool z Tottenhamem. Był to zdecydowany hit tej kolejki, który nie zawiódł również pod względem sportowym i emocjonalnym. Nie mogliśmy się nudzić, oglądając to spotkanie. Liverpool szybko wyszedł na prowadzenie i jakimś cudem nie był go w stanie później podwyższyć. To zemściło się na nich, bo Tottenham zdołał wyrównać w drugiej połowie za sprawą Lucasa Moury. Gdy już wydawało się, że Liverpool znów straci punkty, sytuację uratował im Toby Alderwiereld. Belg władował piłkę do własnej siatki po rzucie rożnym, czym skutecznie zabrał szanse na dobry wynik dla swojej drużyny.
Ostatnie starcie tej kolejki miało miejsce w poniedziałek. Arsenal podejmował Newcastle. Jeśli "Kanonierzy" zdołaliby wygrać, przeskoczyliby w tabeli Tottenham pierwszy raz od dawna. Właśnie dlatego wyszli na to spotkanie niezwykle zmotywowani, choć w pierwszej części chyba byli jednak tym wszystkim speszeni. Dopiero po pól godzinie gry wynik otworzył Aaron Ramsey. Później ustalił go Alexandre Lacazette i było po sprawie. "Sroki" nie był w stanie zagrozić gospodarzom w tym spotkaniu i tylko sobie koło nich fruwały. Zdobycie tu trzech punktó nie było trudnym zadaniem.
Co działo się na innych stadionach? Jak tam nasi rodacy? Southampton z Janem Bednarkiem w składzie zdołał wygrać z Brighton, choć był to bardzo ciężki bój. Pozwolił jednak "Świętym" na wyniesienie się nad strefę spadkową z bagażem pięciu punktów zapasu. Znów czystego konta nie zachował Łukasz Fabiański, którego West Ham United uległ Evertonowi. Obrońcy "Młotów" byli tego dnia wyjątkowo przydżumieni, przez co "The Toffees" nie mogli mieć prostszego zadania. Przegrało także Huddersfield, które zostało oficjalnie zepchnięte do Championship. Piękna to była przygoda i tak o rok zbyt długa. Tabela (via Soccerway) prezentuje się na tę chwilę następująco: