Do Bakayoko jednak nikt się nie przekonał
Tiemoue Bakayoko nie ma łatwego życia. Wydaje się w zasadzie, że najlepsze, co go przez minione dwa lata spotkało, to nawiązanie przyjaźni z Krzysztofem Piątkiem. Francuz zagrał raptem kilka niezłych spotkań w tym czasie i przez znaczną część tego okresu był pośmiewiskiem. Ostrych słów nie szczędzili mu nawet jego menedżerowie. W efekcie Milan nie zdecydował się na wykupienie go. Bakayoko liczył, że Frank Lampard jako nowy menedżer Chelsea da mu czystą kartę, ale Anglik już chyba wszystkie rozdał reszcie, przez co pomocnik musi sobie ze swoją pobazgraną kartką szukać nowego pracodawcy.
Jest już bowiem jasne, że nie znajdzie miejsca w składzie Chelsea, pomimo tego, że ta w tym sezonie gra przeciętnie i nie wygrała jeszcze spotkania. "Express" podaje, że pomocną dłoń w jego kierunku mogą wyciągnąć jego byli pracodawcy. Podobno pozyskaniem go zainteresowane jest AS Monaco, które zamierza przebudować skład, by nie popełnić powtórki blamażu z zeszłego sezonu. Nie wiemy, ile są skłonni za niego zapłacić, ale nie ma wątpliwości, że będzie to znacznie mniej niż te 40 milionów euro, które inwestowała w niego Chelsea swego czasu. Londyńczycy powinni go sprzedać za połowę tego.
Zakładając, że "The Blues" faktycznie zadowolą się taką sumą, klub z Księstwa powinien się na tę ofertę skusić. Monaco jest jedynym klubem, w którym Bakayoko może jeszcze odpalić. Jeśli tam mu się nie uda, z tego piłkarza już nic nie będzie. To ryzyko, które warto podjąć.
— ASMonaco 🇲🇨🏴 (@ASMonacoEnglish) August 18, 2019