"Diabły" nie takie straszne, ale "Lisy" jednak za mało chytre - Echa Meczu
Spotkanie Manchesteru United z Leicester City zapowiadało się na typowe spotkanie zespołu z czołówki ze średniakiem. Problem w tym, że role tego dnia były zamienione. To "Lisy" podchodziły do tego starcia jako drużyna z podium obecnej tabeli, a "Czerwone Diabły" z dalszych jej rejonów. Jak poradziły sobie oba zespoły z tą zamianą ról? Czy weszły w nie na dłużej? Może jednak od razu się zamieniły? O tym zaraz, "a teraz króciutko składy, bo to w końcu najważniejsze", że tak pozwolę sobie zacytować klasyka.
— Leicester City (@LCFC) September 14, 2019
— Manchester United (@ManUtd) September 14, 2019
W 7 minucie spotkania Andreas Pereira ofiarnie powalczył o piłkę, ostatecznie podał ją wślizgiem do Marcusa Rashforda, który wyprzedził interweniującego Soyuncu. Choć sędziowie i VAR lubią się w tym sezonie kompromitować, w tym wypadku podjęli dobrą decyzję. Do piłki podszedł sam poszkodowany, który w tych rozgrywkach jedną jedenastkę już zmarnował. Tym razem jednak pewnie ją wykonał.
— Krzysztof "Varasku" Hnatuśko (@Varaskuu) September 14, 2019
Poza tym w pierwszej połowie nie działo się za wiele. Nie możemy nawet powiedzieć, żeby którykolwiek z zespołów stworzył sobie stuprocentową sytuację. Najbliżej strzelenia gola był chyba Ben Chillwell, który uderzył z półwoleja pod poprzeczkę, ale w sam środek bramki, więc David De Gea, pomimo średniej formy i tak sobie z tym poradził. Miłą odmianą od przeciętnego futbolu były omyłkowo puszczone przez realizatora skróty meczu Liverpoolu z Newcastle. Chociaż było na co popatrzeć.
— Radosław Leśniak (@RadekL97) September 14, 2019
W trakcie drugiej połowy nie działo się praktycznie nic. Manchester w pewnym momencie zdecydował się na cofnięcie do obrony, czego Leicester nawet nie potrafiło wykorzystać. Mało tego, dawało "Czerwonym Diabłom" sporo szans, raz po raz myląc się w obronie i tracąc piłkę tam, gdzie nie powinno. United, które w pewnym momencie na boisko wprowadziło Freda i Tahita Chonga wyglądało jednak jak jeździec bez głowy i nie potrafiło tych prezentów wykorzystać. Tym razem najciekawsze nie były fragmenty innego spotkania, a mała bijatyka pod koniec, spowodowana tym, że McTominay usiadł na piłce, by ukraść nieco czasu. Nie dziwie się, że reszta się zdenerwowała. Mogło zrobić się jajo. Na tym granie się skończyło, a mecz finiszował wynikiem 1:0 dla gospodarzy.
— Karol Rybaczuk (@k_rybaczuk) September 14, 2019