Rozczarowanie unosi się w powietrzu. Hit tylko z nazwy
Co prawda mecze pomiędzy Manchesterem United a Arsenalem nie mają już takiej temperatury, jak za czasów Sir Aleksa Fergusona oraz Arsene’a Wengera, ale te starcia nadal zasługują na miano hitu Premier League, bo emocje wciąż zazwyczaj buzują. Trwa szalony sezon Premier League i właściwie przed każdym meczem można spodziewać się każdego wyniku. W ostatnim czasie należy jednak rozważać przede wszystkim brak jakichkolwiek oczekiwań przed hitowymi starciami, aby przynajmniej nie być totalnie rozczarowanym przebiegiem meczu. Po takim wstępie dosyć łatwo można się domyślić, że mecz pomiędzy Arsenalem a Manchesterem United zakończył się bezbramkowym remisem.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Arsenal: B. Leno – H. Bellerin, R. Holding, D. Luiz, C. Soares – G. Xhaka, Thomas – B Saka, E. Smith-Rowe (83' M. Ødegaard), G. Martinelli (46' Willian) – A. Lacazette (90+4' E. Nketiah)
Manchester United: D. de Gea – A. Wan-Bissaka, V. Lindelöf, H. Maguire, L. Shaw – S. McTominay (37' A. Martial), Fred – P. Pogba, B. Fernandes, M. Rashford (80' M. Greenwood) – E. Cavani
Goście z Manchesteru przede wszystkim chcieli zmazać niedawną plamę powstałą po gigantycznej wpadce przeciwko Sheffield United, a "Kanonierzy" chcieli kontynuować obecną serię, dzięki której nie przegrywają od Drugiego Dnia Świąt Bożego Narodzenia czyli są niepokonani od ponad miesiąca i nie przypadku w tym, że Arsenal przestał być zaliczona do grona drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. Przy ewentualnym zwycięstwie zdołaliby nawet dość niespodziewanie zrównać się punktami z Tottenhamem. A przecież bardzo dobrze wiemy, która drużyna z północnego Londynu jest o wiele bardziej chwalona. Jest to związane z tym, że "Koguty" to drużyna dwóch ofensywnych piłkarzy, a Arsenal na razie strzelił podobną liczbę goli, co inny zespół ze stolicy Anglii - Crystal Palace.Z pierwszej połowy meczu zapamiętamy przede wszystkim dwa zdarzenia z udziałem piłkarzy "Czerwonych Diabłów", którzy pozostawili po sobie dużo lepsze wrażenia, aczkolwiek szału wciąż nie było. Najpierw należy wspomnieć o nieprzyjemnym momencie, który spowodował przedwczesną zmianę Scotta McTominaya. Szkot w trakcie meczu zgłaszał ogromny dyskomfort i w pewnym momencie odpuścił sobie dalszą grę, bo dalszy udział środkowego pomocnika mógłby zaszkodzić Manchesterowi United. Sporym zaskoczeniem było to, kto został desygnowany w miejsce McTominaya. Ole Gunnar Solskjaer zdecydował się na odważniejsze ustawienie swojej drużyny, bo z ławki rezerwowych zameldował się Anthony Martial. Następnie Marcus Rashford chyba zapomniał o tym, że nie jest profesjonalnym tancerzem. Anglik zaczął tańczyć z defensywą rywala, ale najwyraźniej zapomniał, na czym polega granie w piłkę nożną i przez to, w tej konkretnej akcji zabrakło konkretów przed bramką Arsenalu.
McTominaya chyba dwójka przycisnęła. Znam ten styl biegania
— Deaf (@thexdeaf) January 30, 2021
The fitness guy realising he gave McTominay a laxative instead of a panadol pic.twitter.com/t1R7KkFZtL
— pastor dax (@DaX_Utd) January 30, 2021
#ARSMAN
— 🏅🏆 sportify 🏆🏅 (@sportifylife) January 30, 2021
The match is like that pic.twitter.com/o6ehPcsyHF
Warto jednak zauważyć, że roszady dokonywane przez trenerów okazywały się być niezwykle znaczące. Mikel Arteta w przerwie meczu również wprowadził jednego rezerwowego - Williana, który miał zagrozić zmęczonemu rywalowi. Doświadczony Brazylijczyk w pewnym stopniu rozruszał ofensywę "Kanonierów", bo to on zaczął tworzyć poważne zagrożenie pod bramką Davida de Gei. Można nawet zaryzykować, że to gospodarze byli o wiele bliżsi zdobycia bramki. Arsenal miał w drugiej połowie sporą przewagę i powinni ją udokumentować golem Alexandre'a Lacazette'a, ale strzał Francuza z rzutu wolnego zatrzymał się na poprzeczce. Niewykorzystane sytuacje mogły się zemścić na Arsenalu, gdyby Edinson Cavani oraz Anthony Martial nie weszli sobie w paradę przy próbie zaatakowania bramki Bernda Leno. W końcówce meczu debiut zdążył zaliczyć Martin Ødegaard, ale norweski pomocnik grał zbyt krótko, aby w znaczący sposób wpłynąć na losy rywalizacji. Tym samym dostaliśmy spotkanie, o którym bezapelacyjnie będziemy chcieli jak najszybciej zapomnieć. Można było w dużo lepszy sposób spożytkować dwie godziny w sobotni wieczór, nawet jeśli wciąż jest lockdown i wszystko jest zamknięte dookoła.
Nie da się patrzeć na wyczyny Rashforda.
— Magdalena Orpych (@Orpych9) January 30, 2021
Martin Odegaard makes his Arsenal debut 💥 pic.twitter.com/llFzsXUUvK
— B/R Football (@brfootball) January 30, 2021
Wybrane „hity” Big Six w tym sezonie Premier League.
— Michał Gutka (@M_Gutka) January 30, 2021
Arsenal - Man United 0:0
Man United - Man City 0:0
Chelsea - Tottenham 0:0
Man United - Chelsea 0:0
Liverpool - Man United 0:0 pic.twitter.com/8y1HThmGJ7
Mecz na The Emirates Stadium to niejedyne starcie, jakie zaoferowano nam w sobotę na boiskach Premier League. Zaczęło się w niebieskiej części Liverpoolu, gdzie przyjechał Newcastle właściwie w jednym celu – zniechęcić Everton do gry. Udawało się to przez dłuższe fragmenty spotkania, bo z pierwszej połowy zapamiętamy głównie polowanie na nogi. W zespole „Srok” jest na szczęście napastnik z prawdziwego zdarzenia, który w drugiej połowie rozstrzygnął losy spotkania – Callum Wilson zdobył dublet i to wystarczyło do osiągnięcia zaskakującego zwycięstwa. Następnie o godzinie 16:00 rozpoczęły się trzy spotkania: Crystal Palace z Wolverhampton, Manchesteru City z Sheffield United oraz West Bromwich Albion przeciwko Fulham. Najbardziej interesował nas mecz „The Citizens”, bo dzisiejsi rywale udowodnili, że zaczynają wracać do żywych i potrafią sprawić sensację. Pep Guardiola najwyraźniej uczulił swoją drużynę przed lekceważeniem rywala, bo szybko zdobyta bramka, której autorem był Gabriel Jesus, zadecydowała o końcowym wyniku meczu i kataloński szkoleniowiec mógł pomachać w kierunku Ole Gunnara Solskjaera, a przy okazji podpowiedzieć, jak się wygrywa z drużynami ze strefy spadkowej. Wciąż w dużej zapaści są „Portugalskie Wilki”, które wciąż zaliczają serię meczów bez zwycięstwa. Tym razem Wolverhampton przegrało z Crystal Palace 1:0 i to sprawiło, że „Orły” odleciały Wolverhampton w tabeli ligowej. A skoro mowa o sąsiadach w tabeli, to przed największym hitem mieliśmy starcie w strefie spadkowej. Drużyny West Bromwich Albion i Fulham, będące w podobnym położeniu, rozegrały naprawdę interesujący spektakl, zakończony podziałem punktów, a końcowy wynik meczu to 2:2. Na koniec dnia dobra wiadomość, która jednak o dłuższego czasu już nie zaskakuje - Jan Bednarek w pierwszym składzie Southampton, a "Święci" rywalizowali z niezwykle groźną Aston Villą.
Wczoraj ludzie tutaj dziwili się, jak można oglądać Ekstraklasę, a dzisiaj dostali to samo tylko pod szyldem Premier League. Paździerz straszny, a kopania po kostkach i przerw w grze to jest nawet więcej niż w Ekstraklasie.
— Football Info (@football_inf0) January 30, 2021
Callum Wilson wins it for Newcastle 💪#EVENEW pic.twitter.com/6MmFaKNowc
— Premier League (@premierleague) January 30, 2021