Foch z przytupem czy słuszny bunt?
Kiedyś w piłce nożnej relacje na płaszczyźnie zawodnik - klub wyglądały jak te między dziećmi a rodzicami. Słowo naszego ojca lub mamy było święte i trzeba było się słuchać, bo inaczej czekały nas konsekwencje, a kilkadziesiąt lat temu normą było lanie po tyłku. Podobnie było w futbolu. Piłkarze raczej nie burzyli się do swoich pracodawców, mieli świadomość, że nie są ważniejsi od klubu. Teraz czasy się zmieniły, a w dupach się poprzewracało. Zawodnicy obrażają się na lewo i prawo, zachowują się jak rozwydrzone dzieci, mając gdzieś wszystkie założenia kontraktu, pod którym się podpisywali. Niedawno do tego grona dołączył Riyad Mahrez, który przestał uczęszczać na treningi Leicester. Czy należy Algierczyka wrzucać do jednego wora z dziecinnym Dembele czy Aubameyangiem?
Zacznijmy jednak od przybliżenia całej sytuacji. Kilka dni temu o Mahreza bardzo starało się City. Guardiola, na wieść o kontuzji Sane chciał ściągnąć kogoś na jego miejsce, by należycie zapełnić lukę po Niemcu. Idealny wydawał się więc algierski skrzydłowy. The Citizens wkroczyli w fazę negocjacji z Lisami, ale te były nieugięte i nie sprzedały swojego gwiazdora. Oburzony tym obrotem spraw Algierczyk zdecydował się bojkotować sesje treningowe swojej drużyny.
Na tę sytuację możemy spojrzeć dwojako. Pierwsza z perspektyw jest taka, że uznajemy skrzydłowego za krnąbrnego cwaniaka, który jak to się potocznie mówi: "Wyżej sra, niż dupę ma." W końcu kontrakt ma jeszcze ważny, klub nie musi chcieć go sprzedawać, podpisując umowę był trzeźwy i nikt nie trzymał mu pistoletu przy skroni, więc czego on teraz oczekuje.
Druga jest jednak bardziej racjonalna. Musimy tylko spojrzeć na Algierczyka wyrozumiałym okiem i wziąć pod uwagę pewne istotne, czynniki. W końcu nie jest to pierwszy raz, kiedy Leicester blokuje transfer Mahreza do lepszego klubu. Tuż po mistrzowskim sezonie Lisów Algierczyka chciał pozyskać Arsenal. Latem niemalże przeniósł się do Romy, a wiosną zgłaszał się po niego Liverpool, a pod koniec stycznia ofertę za niego złoży Manchester City. Negocjacje z tymi wszystkimi zespołami wyglądały bliźniaczo podobnie. Zespół składał ofertę, Leicester podbijało cenę, niby było zainteresowane, ale ostatecznie żądało za swojego skrzydłowego absurdalnej kwoty, na którą żaden z chętnych nie przystawał. Ponadto, jeden z kolegów Mahreza, który udzielał informacji Sky Sports, ale pragnie pozostać anonimowym zdradził, że to czwarte okienko z rzędu, w którym Lisy obiecały Algierczykowi, że go sprzedadzą, a tego nie robią.
W takiej sytuacji należy Mahreza rozgrzeszyć, a ja osobiście nawet się za nim wstawię. Kontrakt, umowy i obowiązki to jedno, ale traktowanie piłkarza jak niewolnika, to drugie. Lisy powinny okazać ludzką twarz dać sobie zarobić na Algierczyku i okazać wdzięczność za dotychczasowe występy, pozwalając mu odejść.