Karuzela emocji na Anfield
Wczorajsze mecze Premier League starały przygotować się nas na to, co miało nadejść późnym niedzielnym popołudniem. Hitem kolejki miało być bowiem starcie Liverpoolu z Tottenhamem. W poprzednim meczu pomiędzy tymi zespołami górą były Koguty. Podopieczni Pochettino roznieśli ekipę Kloppa aż 4-1. Tym razem również było im niezbędne, ale w zasadzie nie tylko dla nich. Wygrac potrzebował też Liverpool, tyle że z innych przyczyn. Koguty chciały sie wreszcie wkraść do czołowej czwórki, a The Reds się w niej utrzymać. Czy ów mecz sprostał naszym oczekiwaniom? Kto osiągnął swój założony cel?
Pierwsza połowa była raczej spokojna. Delikatnie przeważał Tottenham, ale to nie im było dane strzelić gola. Bramka na 1-0 dla Liverpoolu padła w komicznych okolicznościach. Ci, którzy grają w FIFA Ultimate Team, dobrze mnie zrozumieją, jeśli to co stało się w obronie Kogutów określę typowym wylewem do mózgu. Piłka odbijała się jak w pinballu, nikt nie wiedział co się dzieje, Sanchez jakoś dziwnie się zagapił, ostatecznie we wszystkich odnalazł się najszybszy, jak się okazuje nie tylko nogami, ale również umysłem, Mohhamed Salah. Egipcjanin wyszedł sam na sam z Hugo Llorisem i posłał piłkę obok niego.
W drugiej połowie mogliśmy się spodziewać nasilonych ataków gości, którzy rozdrażnieni tym, że byli lepsi, a mimo to stracili gola, powinni ruszyć do ataku. Nie do końca jednak tak było. Mecz przez większość drugiej części był wyrównany, oba zespoły miały swoje szanse. W osiemdziesiątej minucie spotkania Kogutom udało się wyrównać za to za sprawą Wanyamy, który huknął wybitą z pola karnego Liverpoolu piłkę tak mocno, że kibice za bramką mogą dziękować Bogu, że siatka wytrzymała, dzięki czemu futbolówka nie połamała im nosów. Kilka minut później Harry Kane mógł wyprowadzić swój zespół na prowadzenie, ale rzut karny wykonał tak niechlujnie, jak niegdyś Paweł Brożek z Legią Warszawa. Nawet Loris Karius nie miał problemów by to obronić. Już w doliczonym czasie gry świetnym dryblingiem popisał się Salah. Egipcjanin na małej przestrzeni okiwał kilku zawodników gości i podciął piłkę nad interweniującym Llorisem. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się zwycięstwem gospodarzy, na sekundy przed końcem Koguty dostały kolejnego karnego. Do piłki znów podszedł Kane i pokazał, że ma nerwy ze stali. Pierwsze pudło nie wyprowadziło go z równowagi i tym razem trafił, wyrównując stan gry.
Spotkanie na Anfield mogło się podobać i śmiało zasłużyło na tytuł hitu kolejki. Działo się dużo, było efektownie i emocjonująco. Choć teoretycznie wygranych w protokole meczowym brak, to takowi są, ale w tabeli. Mam na myśli Manchester United i Chelsea, które na tym remisie zyskały najwięcej.