Marco Silva lepszy niż Walter Melon?
Też wydaje wam się, że macie deja vu? Chelsea zdobywa Mistrzostwo Anglii w pewnym stylu, dominując resztę stawki, a zaledwie niecały rok później jest cieniem samej siebie z tego niedawnego okresu. Pierwszy raz było tak jakieś dwa lata temu, kiedy to Jose Mourinho był zwalniany z The Blues po tym, jak jego drużyna nie tyle nie potrafiła powalczyć o obronę tytułu, co nie była w stanie wydostać się z środka tabeli. Teraz sytuacja jest podobna, choć nieco mniej drastyczna. Londyńczycy szans na obronę tytułu już nie mają, a teraz muszą rozpaczliwie trzymać się ostatniego miejsca gwarantującego im grę w Lidze Mistrzów. Nie będzie to łatwe, bo forma jest zniżkowa. Na razie jednak, wszystko wskazuje na to, że za dalsze wyniki klubu będzie już odpowiedzialny kto inny. Media typują bardzo nieoczekiwanego faworyta.
Pamiętajcie taka bajkę jak Walter Melon? To był bohater do wynajęcia, postać, która zwykle musiała zastąpić kogoś, kto z jakichś przyczyn nie mógł sobie poradzić ze swoim wyzwaniem. Guus Hiddink to jest właśnie taki piłkarski Walter Melon. Abramowicz dzwoni do niego, kiedy w środku sezonu rozkraczy mu się menedżer, a wtedy Holender przychodzi i skleja tymczasowo zespół, najczęściej do końca sezonu, dopóki rosyjski właściciel nie znajdzie sobie nowego, odpowiedniego szkoleniowca. Hiddink ratował tak Chelsea już dwukrotnie, raz po dramatycznym sezonie Mourinho, a jeszcze wcześniej po odejściu Luisa Felipe Scolariego. Kiedy tylko więc forma Chelsea się pogorszyła, nikogo nie zdziwiło częściej pojawiające się w mediach nazwisko holenderskiego menedżera. Teraz jednak sytuacja nieco się zmieniła, bowiem faworytem do objęcia ewentualnego wakatu po Conte jest nieoczekiwanie Marco Silva.
Dla osób mniej zaznajomionych z ligą to nazwisko może nie mówić nic. Portugalczyk nie prowadził bowiem jeszcze wielkiego klubu, w Premier League też jest dopiero od niedawna. W zasadzie to na chwilę obecną nie jest, ale mniejsza z tym. Jeśli w celu zaznajomienia się z tym panem spojrzymy na jego cv, możemy się mocno zdziwić, że ktoś taki jest brany pod uwagę przez Abramowicza. W Anglii prowadził do tej pory tylko Hull i Watford. Z Tygrysami spadł przecież z ligi. Wcześniej był sezon w Sportingu i tyle samo czasu z Olimpiakosie. W zasadzie od dobrych 4 lat nie potrafi nigdzie zagrzać miejsca na dłużej niż 12 miesięcy. To chyba nie są odpowiednie argumenty ku temu, by go zatrudniać, prawda?
Ci, którzy jednak obserwowali grę drużyn prowadzonych przez Silvę, z pewnością będą w stanie zrozumieć fakt zainteresowania jego osobą. Portugalczyk ma bowiem niespotykaną umiejętność zmiany mentalności swoich zawodników. Sprawił, że zarówno Hull, jak i Watford przestały grać jak zespoły gorsze od innych. W końcu na papierze, w 75% starć to one były słabsze. Jednak Silva potrafił ich zmotywować i ustawić w taki sposób, że piłkarze nie czuli się, ani nie grali tak, jakby byli gorsi. Niewiele brakło, by utrzymać Hull w lidze, a Silva i tak przerzucił mnóstwo gnoju, którego narobił mu poprzedni menedżer Tygrysów Mike Phelan. W Watfordzie też radził sobie nieźle, pod jego wodzą Szerszenie znajdowały się w górnej połowie tabeli. Zwolniono go jednak ze względu na to, że Silva przestał się skupiać na pracy, w związku z zainteresowaniem innego klubu Premier League. Tak właśnie umotywowano koniec jego przygody na Vicarage Road w oficjalnym oświadczeniu. Być może już wtedy chodziło o Chelsea, które robiło delikatne zakusy ku niemu.
Czas odpowiedzieć na najważniejsze pytanie. Czy Marco Silva poradzi sobie w butach Antonio Conte? Przecież nie ma doświadczenia w prowadzeniu takich zawodników, ani klubu o takich wymaganiach. Czy rzucony na tak głęboką wodę wypłynie na brzeg, czy raczej puści jakieś marne bąbelki i pójdzie na dno? Moim zdaniem da radę. Jeśli potrafił wpłynąć na zawodników słabszych zespołów, by czuli się lepsi, nie powinien mieć problemu z klasowymi zawodnikami. Skoro potrafił poskładać do kupy szatnie drużyn, które biły się o utrzymanie, zrobienie tego samego z obecnymi jeszcze mistrzami powinno być łatwizną. Pamiętajmy o tym, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. A Abramowicza stać na najdroższego z nich, więc czemu by nie spróbować napić się go z nowego, portugalskiego kieliszka?