Pewna ręka Guardioli dominuje strachliwe Chelsea
Dzisiejsze spotkanie Chelsea z Manchesterem City miało być absolutnym szlagierem kolejki. Spotkanie to było bardzo istotne, nie tyle dla gospodarzy z Etihad Stadium, bo ci i tak mają ogromną przewagę nad resztą stawki, co dla gości z Londynu. Podopieczni Antonio Conte bardzo cienko przędą ostatnimi czasy, nawet do tego stopnia, że ich włoski trener drży o posadę. Jak sam jednak przyznał przed meczem, nie jest w stanie myśleć o piłce, po śmierci jego znajomego, Davide Astoriego. Czy Chelsea z trenerem, który nie jest w stanie się skupić na meczu może w jakikolwiek sposób zagrozić skoncentrowanej ekipie Pepa Guardioli?
Sęk w tym, że The Blues wcale nie chcieli gospodarzom zagrozić. Conte wystawił do gry jedenastkę bez nominalnego napastnika. Jego rolę miał odgrywać Eden Hazard. Do spółki z Willianem i Pedro mieli stworzyć szybkie trio, które miało być groźne w kontratakach. Problem polegał jednak na tym, że Manchester City absolutnie nie zamierzał im na to pozwolić i kontrolował przebieg spotkania bez najmniejszego wyjątku. Obywatele byli przy piłce przez 77% czasu gry. The Blues nie byli w stanie wykrzesać nic z pozostałej im należności. Udało im się jednak zniwelować groźne sytuacje rywala do minimum. City, podobnie jak Arsenal parę godzin wcześniej, był przy piłce, ale nic z tego nie wynikało.
Oczekiwaliśmy więc, że druga połowa będzie ciekawsza i piłkarze dostarczyli nam wrażeń już minutę po wyjściu z szatni. Silva przeprowadził groźną akcję po lewej stronie boiska i dośrodkował piłkę w pole karne. Przy długim słupku akcję zamknął bardzo niechlujnym, acz szczęśliwym strzałem Bernardo Silva i tym samym wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Minutę później można było odnieść wrażenie, że mecz jest ustalony. Chelsea wciąż nie była w stanie w jakikolwiek sposób zagrozić Edersonowi, a koledzy Brazylijczyka wymieniali na spokojnie podania w środku pola, próbując wynik utrzymać. Conte ostatecznie zdecydował się na wprowadzenie swoich obydwu wysokich napastników, ale dziwi fakt, że dopiero w końcówce meczu. Gra nie kleiła się już dużo wcześniej, więc może warto było spróbować wrzutek na wieżowców.
Ci, którzy zdecydowali się olać przystawkę przed tym szlagierem, którą było spotkanie Brighton z Arsenalem, popełnili ogromny błąd. Tamto spotkanie było o wiele ciekawsze niż ten domniemany hit. Drużyna Chelsea wyglądała tak, jakby udzieliła im się żałoba swojego trenera. Obecnego jeszcze trenera warto dodać. Abramowicz widząc taką grę pewnie był wielokrotnie zalany krwią podczas dzisiejszego popołudnia. Conte będzie więc niedługo zmuszony do powiedzenia swoim piłkarzom "Arrivederci", podczas gdy Guardiola będzie się witał z mistrzostwem radosnym "Hola!"