FA Cup wkracza w decydującą fazę
Miniony weekend był jednym z tych, podczas których nie możemy podziwiać Premier League. A przynajmniej nie w pełnej okazałości, bo niektóre zespoły co prawda grały, ale jednak kolejka była rozczłonkowana z powodu Pucharu Anglii. Był to już ćwierćfinał tych rozgrywek, więc etap, na którym większość z czołowych zespołów zaczyna traktować go poważnie.
Moje przypuszczenia sprawdziły się ponieważ żaden z faworytów, w przeciwieństwie do Manchesteru City z poprzedniej rundy, nie zlekceważył swoich rywali i odniósł sukces. Manchester ograł Brighton, Tottenham rozprawił się ze Swansea, Chelsea po dogrywce wymęczyła sukces przeciwko Leicester, a w chyba najbardziej wyrównanej parze tryumfował Southampton nad Swansea.
To zwycięstwo dla Świętych to dobry prognostyk. Mark Hughes zaczyna bowiem prace od wprowadzenia klubu do półfinału FA Cup, co może dawać im nadzieję na utrzymanie się w Premier League. Nie wiele brakło, a kolejną kompromitację w tym roku kalendarzowym zaliczyłaby Chelsea. The Blues potrzebowali dodatkowego czasu gry, by ograć Lisy. Co ciekawe w końcu gola strzelił Morata. Ten sam, który był stawiany ponad Batshuayiem, który w tym momencie ma już osiem goli od przejścia do Dortmundu. Manchester United tym razem, tak dla odmiany, nie zlekceważył słabszych od siebie rywali, eliminując Birghton po golach Lukaku i Maticia. Czwórkę półfinalistów dopełnia Tottenham, który przejechał się na Wembley po Łabędziach. Ten mecz, zaraz po starciu Polski z Danią, jest idealnym przykładem pokazującym dlaczego nie powinno się dawać ani centymetra przestrzeni Eriksenowi przed polem karnym.
Po zakończonych spotkaniach odbyło się również losowanie. Można było przypuszczać, że wszystkie trzy kluby z czołówki Premier League ślinią się na widok biednego Southampton i każdy z nich liczy, że zostanie z nim sparowany. To szczęście przytrafiło się Chelsea. Oznacza to, że w drugim półfinale będziemy mieli nie lada szlagier, ponieważ Koguty podejmą Manchester United. Faworyt? Biorąc pod uwagę obecną dyspozycję, tym mianem trzeba chyba określić podopiecznych Pochettino. Warto jednak pamiętać, że półfinały będą miały miejsce za ponad miesiąc. Do tego czasu forma obydwu zespołów może się jeszcze trzykrotnie zmienić. Na pożarcie nie skazywałbym też Świętych. To zespół pełen dobrych zawodników, którzy przecież umieją grać w piłkę, tylko nie pasowało im to, jak Pellegrino ich ustawiał. Być może potrzebowali tak zwanego "efektu nowej miotły". Mark Hughes, choć w Stoke radził sobie słabo, może być tym, który w Southampton tchnie nowe życie. Antonioe Conte musi więc być czujny, by nie dać się ograć. W przeciwnym razie, odpadnięcie z niżej notowanym rywalem mogłaby być kolejnym gwoździem do jego produkowanej już trumny.