Łabędzie zarżnięte na Old Trafford
Bardzo długo przyszło nam czekać na Premier League. Tydzień temu ścierały się bowiem ze sobą reprezentacje, a jeszcze siedem dni wcześniej, większość drużyn rywalizowała w meczach Pucharu Anglii. Głodni emocji dostaliśmy w końcu naszą ligę angielską. Niemalże od razu na pierwszy ogień poszło spotkanie Manchesteru United ze Swansea. Czerwone Diabły chciały zwyciężyć, aby pewnie utrzymać się na fotelu wicelidera, a Łabędzie potrzebowały wywalczyć jakiekolwiek punkty, gdyż są one zagrożone spadkiem i każde oczko jest na wagę złota. Nie zanosiło się jednak na to, że cokolwiek wartościowego wywiozą z Old Trafford, chyba że zajumają coś z szatni. Ostatnie spotkanie tych drużyn skończyło się bowiem wynikiem 4:0 na korzyść Manchesteru. Teraz mieli oni jeszcze dodatkową przewagę w postaci własnego boiska, więc szanse na zwycięstwo jeszcze rosły. Czy pomimo tych przeciwności Swansea udało się coś ugrać?
Na pewno nie w pierwszej połowie. Łabędzie były dużo gorsze od gospodarzy. Piłkę rozgrywali zdecydowanie za wolno, przez co nie byli w stanie zaskoczyć United. Połową biedy byłby fakt, gdyby tylko ich ofensywa nie funkcjonowała. W obronie nie było lepiej. Manchester bez problemu wchodził w pole karne gości. Pierwszą bramkę, już w czwartej minucie zdobył Lukaku. Była to setna bramka Belga w Premier League. Romelu stał się tym samym najmłodszym obcokrajowcem, który przekroczył barierę tylu goli. Wynik podwyższył Alexis Sanchez po prostopadłym podaniu Lingarda. Tych bramek mogło być jeszcze więcej. Swansea spokojnie mogło do przerwy dostać już tyle goli, ile w poprzednim spotkaniu. Mieli jednak trochę szczęścia, no i oczywiście dobrze dysponowanego Fabiańskiego w bramce.
Druga połowa była już nieco ciekawsza. Carvalhal musiał zrobić w szatni dobrą suszarkę albo popisać się niezwykle wzruszającym przemówieniem, które natchnęło Łabędzie. Ruszyły one bowiem do ataku i w zasadzie powinny strzelić dwa gole za sprawą Tammy'ego Abrahama. Te jednak nie padły tylko dlatego, że w bramce gospodarzy stał David De Gea. Gdyby między słupkami znajdował się ktoś inny, mielibyśmy remis. Pod koniec meczu genialną interwencją popisał się również Łukasz Fabiański, któremu Lukaku nie potrafił strzelić gola z kilku metrów.
Jakim jednym słowem można podsumować ten mecz? Kontrola. Manchester United, choć tradycyjnie zrzucił bieg w drugiej połowie, nie stracił panowania nad spotkaniem na dłużej niż pół minuty. Mówię o tych trzydziestu sekundach, w których do sytuacji dochodził Abraham. Poza tym grali pewnie i nie dawali Łabędzią szans na nic. Co ciekawe, w końcu dobre zawody zagrał Pogba. Francuz grał dziś wyjątkowo dojrzale,nie robił głupich sztuczek, na boisku był bardzo wyrachowany. O takiego Pogbę kibice United jęczeli przez dwa miesiące.