Nie żyje Ray Wilkins
Nie będę ukrywał, zdecydowanie wolałbym napisać teraz o jakiejś plotce transferowej, takiej bliższej prawdy lub kompletnie niedorzecznej. Cokolwiek, nawet Kucharczyk do Barcelony. Pisanie o czyjejś śmierci, tym bardziej nagłej i niespodziewanej nie jest proste. Poza tym, ja jestem tylko jakimś tam gościem, który siedzi przed kompem i klepie palcami w klawisze. Co muszą czuć jego bliscy? Rodzina? Koledzy z boiska i ławki trenerskiej? To jest dopiero nie do opisania. W każdym razie, tę wiadomość trzeba przekazać. Ray Wilkins, były piłkarz, szkoleniowiec, a także ekspert stacji Sky Sports, nie żyje.
Oficjalną informację o śmierci Anglika podało Daily Mail. Wilkins pięć dni temu doznał ataku serca. Sześćdziesięciojednolatka przewieziono do Szpitala Świętego Jerzego w Londynie. Od tamtego czasu przebywał w stanie śpiączki farmakologicznej. Pomimo opieki najlepszych specjalistów z dziedziny kardiologii Wilkinsa nie udało się odratować. Warto nadmienić, że nie był to pierwszy raz, kiedy u Anglika wystąpiły problemy z sercem. Niemalże rok temu, w lipcu przeszedł on zabieg wszczepienia bajpasów. Od tamtego czasu wszystko było w porządku i wydawało się, że dolegliwości związane z najważniejszym mięśniem nie będą już zaprzątały jego głowy. Niestety, rzeczywistość zweryfikowała te przewidywania bardzo drastycznie.
Wilkins był w Anglii bardzo poważany. Mało który Wyspiarz może pochwalić się takim CV, jakie posiadał bohater wpisu. Wilkins rozpoczął swoją karierę w barwach Chelsea, wtedy jeszcze całkiem przeciętnej. Następnie przeniósł się do Manchesteru United, skąd kupił go Milan. Bo przygodzie we Włoszech zaliczył jeszcze epizod w Paris Saint - Germain, którego jednak nie mógł uznać za udany. Rozegrał tam zaledwie trzynaście spotkań i szybko wrócił na Wyspy, by reprezentować Glasgow Rangers. Dalsza kariera to już mniej istotne kluby w Anglii, ale mimo to trzeba przyznać, że CV jest pokaźne.
To tylko sukcesy piłkarskie. Wilkins po zakończeniu kariery przeniósł się na ławkę trenerską. Nigdy nie zdobył uznania jako główny menedżer, znamy go raczej z roli asystenta Chelsea. Pełniąc tę funkcję, pomógł Ancelottiemu doprowadzić The Blues do Podwójnej Korony w 2009 roku. Od kilku lat nie pracował jednak w żadnym sztabie. Był za to członkiem zespołu analityków Sky Sports i użyczał swojej ogromnej wiedzy, opowiadając o taktykach i zagraniach różnych zespołów. Za to wszystko należą mu się ogromne pokłony, Premier League na pewno uczci jego pamięć minutą ciszy w następnej kolejce, a wielce prawdopodobne, że stanie się to już podczas dzisiejszego spotkania Ligi Mistrzów pomiędzy Liverpoolem a Manchesterem City. Pokój jego duszy.