Obywatele wracają do żywych
Początek końca sezonu zdecydowanie nie idzie po myśli Manchesteru City. Obywatele byli jednak na tyle roztropni, że zabezpieczyli się i zapewnili sobie, prawie, że na pewno, że ostateczny finisz będzie dla nich szczęśliwy. Zanim to się jednak wydarzy będą musieli rozegrać czwarty już szlagier na przestrzeni zaledwie dziesięciu dni. Obywatele przyjeżdżają na Wembley, gdzie podejmie ich niepokonany jeszcze w tym roku kalendarzowy Tottenham. Koguty są w wyśmienitej formie, a ostatnie porażki City sprawiają, że to właśnie ich możemy uznać za faworytów tego spotkania. Kto okazał się lepszy w szlagierze trzydziestej trzeciej kolejki Premier League? Zapraszam.
Manchester City zaczął ten mecz nie tak, jak ostatnie trzy starcia a tak, jak przyzwyczaił nas przez cały sezon. Obywatele wyszli na prowadzenie już w 22 minucie meczu. Tottenham wyszedł swoją linią defensywną bardzo wysoko. Postanowił to wykorzystać Kompany, który posłał długą, prostopadła piłkę do Gabriela Jesusa, a ten nie pomylił się w sytuacji sam na samo. Chwilkę później sędzia wyciągnął jedenastkę z kieszeni, którego celnie wykorzystał Gundogan. Faul jak najbardziej był, ale Lloris wszedł w nogi Strelinga tuż przed polem karnym, a nie przed nim, jak uznał arbiter. Pod koniec połowy kontakt złapał, Eriksen, który został nastrzelony przez interweniującego obrońcę City. Duńczyk jest ostatnio tak dobry, że szczęście sprzyja mu w sposób absurdalny i odbita od niego piłka wpadła do siatki.
Wydawało się więc, że Koguty rusza do odrabiania strat wraz z gwizdkiem sędziego. Tak się jednak nie stało. Gospodarze byli dziś po prostu za słabo dysponowali, by można było coś z tego wykrzesać. Nie byli w stanie stworzyć sobie klarownej sytuacji, w przeciwieństwie do gości. Raheem Sterling koncertowo zmarnował jedną z nich. Zgarnął wybitną przez Llorisa piłkę i już w tym momencie powinien ją ładować do bramki. Zdecydował się ją jednak przyjąć, okiwać golkipera rywali, potem położyć Trippiera, a na koniec i tak kopnąć prosto w niego, stojąc jakieś pięć metrów od bramki, w której przecież bramkarza nie było. Gdyby Sterling wykorzystywał choć połowę sytuacji, w których się znajduje, byłby przed Salahem w klasyfikacji strzelców. Chwilę potem udało mu się wpakować piłkę do siatki z najbliżej odległości, po zamieszaniu w polu karnym. Tottenham nie był w stanie już potem odpowiedzieć, to bardziej City było bliższe strzelenia kolejnej bramki.
Naprawdę zawiodłem się na Tottenhamie. Co prawda zostali skrzywdzeni przez sędziego, ale ich ostatnia forma wskazywała na to, że powinni dziś zagrać znacznie lepiej, niż miało to miejsce. Manchester City uspokoił tym występem nerwówkę, która na pewno stworzyła się po ostatnich porażkach. The Citizens mogą zapewnić sobie mistrzostwo nawet jutro, jeśli United nieoczekiwanie przegra u siebie z West Bromem. Na to bym jednak nie liczył, więc koronację ujrzymy za tydzień, po spotkaniu ze Swansea.