Llorente wróci do domu?
Nie jest łatwo być zmiennikiem Harry'ego Kane'a. W końcu twoim zadaniem jest zastępować i odciążać jednego z najlepszych środkowych napastników świata, bo do takich śmiało można zaliczyć Anglika. Może nie na chwilę obecną, jego formę obniżyła nieco kontuzja, ale ogólnie rzecz biorąc, jest to snajper ze światowej czołówki. Wracając jednak do tematu. Nie jest to proste z dwóch powodów. Po pierwsze, grasz rzadko, bo to w końcu on dostaje znaczną większość boiskowego czasu, ze względu na swoje umiejętności i wpływ na wyniki drużyny. Po drugie, jeśli już wchodzisz na boisko, wszyscy wymagają od ciebie goli, ponieważ facet, którego zastąpiłeś, strzelał je na potęgę. Ty jednak nie jesteś w stanie tego robić, bo przecież nie jesteś w rytmie meczowym. W ten sposób narasta frustracja kibiców i sztabu na ciebie i twoja na nich. W takiej sytuacji znajduje się właśnie Fernando Llorente i nie ma się co dziwić, że zmusza go to do rozważania odejścia.
Jak podaje Daily Mirror, znalazł się już chętny na przygarnięcie Llorente. Na wzór biblijnej przypowieści ma to być Athletic Bilbao. Syn marnotrawny Fernando występował w tym zespole przez dwanaście lat, dopóki nie zdecydował się na podbój Europy. Hiszpan najpierw próbował szczęścia w Juventusie, ale kariera nie stanęła przed nim otworem. Zaczął się spadek, najpierw Sevilla, potem Swansea. Wydawało się, że w Tottenhamie będzie miał szanse się odbudować, ale myliliśmy się. Koguty miały z niego bardzo znikomy pożytek.
Nic więc dziwnego, że jedynym chętnych jest hiszpański klub. Athleticowi wypada wyciągnąć pomocną dłoń po tym, co Llorente zrobił dla nich przez te wszystkie lata. Poza tym, mają duże powody, by wierzyć, że w ich barwach Fernando się odrodzi, a wtedy zyskają naprawdę dobrego snajpera. I to za nie duże pieniądze. Llorente może być do wyjęcia za zaledwie kilka milionów euro, nie więcej niż osiem. Wydaje mi się, że żadna ze stron nie ma nic do stracenia i powinna się na ten sentymentalny eksperyment skusić. A nuż wyjdzie z tego coś genialnego.