Pogrążył Polskę, zagra w Arsenalu?
Większość z was zna go jako gościa, który bezczelnie wbiegł zza linii bocznej boiska, zmylił Jana Bednarka i strzelił na kuriozalną bramkę, która oczywiście nie powinna być uznana, a cały mecz, najlepiej cały turniej należy powtórzyć. Tak naprawdę ten piłkarz nazywa się M'Baye Niang i gra w Torino. Oprócz tego, że udało mu się strzelić bramkę Polakom, całkiem nieźle grał też w innych spotkaniach czempionatu, czym rzekomo zwróci na siebie uwagę poważnych europejskich klubów. No, może z tym stwierdzeniem "poważnych" trochę przegiąłem.
Tuttosport twierdzi, że Senegalczyk największe wrażenie miał zrobić na włodarzach Arsenalu. Nie dostajemy żadnych konkretnych informacji na temat ewentualnej kwoty odstępnego, pensji czy długości kontraktu. Możemy więc śmiało przypuszczać, że transfer ten jest mało prawdopodobny. Co prawda, można argumentować ten transfer tym, że Arsenal ma teraz ograniczone fundusze i jeśli ma się kimś wzmacniać, to raczej po taniości. Przecież Niang nie będzie kosztował więcej niż 10 milionów euro, a na taki wydatek może pozwolić sobie każdy klub Premier League, nie ważne z jak uszczuplonym budżetem.
Niemniej jednak, jest więcej przesłanek ku temu, że ta transakcja nie będzie miała miejsca i nie mówię tu tylko o średnio rzetelnym źródle. Po pierwsze, Arsenal absolutnie nie potrzebuje napastników. Mają przecież w składzie Aubameyanga, Lacazette'a i tego nieszczęsnego Welbecka. Po co tam jeszcze Niang? Po drugie, Senegalczyk jest zawodnikiem niezwykle chimerycznym. Kiedy miał naście lat i grał w Milanie prognozowano go na wielki talent. Po kilku sezonach nie spełnił choćby połowy pokładanych w nim oczekiwań. W Arsenalu tym bardziej by nie podołał. Żeby się upewnić zerknijmy jeszcze na jego statystyki. W zeszłym sezonie rozegrał 31 spotkań, w których ustrzelił ledwie 3 bramki. Zanotował za to 6 żółtych kartek. Jeśli więc Emery potrzebuje kogoś, kto na treningach będzie kopał po kostkach zawodników pierwszego składu, Senegalczyk jest idealnym wyborem. W przeciwnym wypadku jest po prostu zbędny.