Chelsea sprzątnie piłkarza sprzed nosa City?
Za młodu kierowaliśmy się bardzo prostymi zasadami. Kiedy ktoś powiedział, że coś zaklepuje, było wiadome, że jest to już jego, nie ważne czy pozyska to za chwilę czy za tydzień. Zaklepane to zaklepane i koniec. Jeśli ktoś zamierzał tknąć taką rzecz, był automatycznie ganiony, ponieważ słowo się rzekło i wtedy było dla nas święte. Niestety, potem dorośliśmy i zorientowaliśmy się, że świat nie wygląda właśnie tak. Nikt tu sobie niczego nie zaklepuje, a ludzie mają w głębokim poważaniu twoje plany. Tu nawet nie działa prawo "kto pierwszy, ten lepszy". Tu wygrywa po prostu sprytniejszy. Jak się okazuje, już niedługo o brutalności tej zasady może się przekonać Manchester City. Obywatele od dawna ugadywali się z jednym ze swoich celów transferowych, ale wszystko może pójść jak krew w piach, przez tą wścibską Chelsea.
The Citizens od kilku dobrych tygodni negocjują transfer Joriginho i wydawało się, że jego potwierdzenie jest w zasadzie kwestią dni. Napoli zdążyło już sprowadzić Fabiana Ruiza na miejsce Włocha i tylko czekało na przelewik z Manchesteru. Okazuje się jednak, że może on przyjść z Londynu. Podobno do negocjacji z buta wkroczyła Chelsea, która piłkarza nie zamierza przekonywać pieniędzmi a osobą swojego ewentualnego przyszłego trenera, Maurizio Sarriego. Choć Włoch też nie jest jeszcze pewny zakontraktowania, The Blues liczą, że łatwiej go przekonają, gdy będzie on mógł współpracować z Jorginho. Ten sam argument ma zadziałać na pomocnika. Cena piłkarza raczej nie ulegnie zmianie. Tak, jak mówiono w przypadku jego przeprowadzki do Manchesteru, będzie on kosztował jakieś 55 lub 60 milionów euro.
Który kierunek byłby lepszy dla samego piłkarza. Trudno określić. Jego styl gry idealnie wpasowałby się w taktykę Guardioli, ale z drugiej strony u Sarriego miałby ogromne fory. Pieniądze są te same, więc przeważyć mogą argumenty sportowe, a te Manchester City ma mocniejsze. Obywatele zagrają przecież w Lidze Mistrzów i będą żelaznym faworytem do obrony Mistrzostwa Anglii, więc Chelsea, mówiąc slangiem młodocianych lowelasów, nie ma do niej podjazdu.