"Bo w końcu Hazard to Eden..." Czy Chelsea zatrzyma swojego gwiazdora?
Zanim wszyscy znawcy rapu zaczną mnie poprawiać. W utworze Quebonafide pt. "Eden Hazard", Muflon nawija: "Bo w końcu Eden to Hazard, ale czy Hazard to Eden?" Otóż tak, jak najbardziej. Dożyliśmy czasów, w których wszyscy chcą stawiać na Hazard(a). Belg prezentuje aktualnie najwyższą formę w karierze. Po udanym mundialu, na którym doprowadził swą reprezentację do brązowego medalu, będącego niejako ukoronowaniem złotej generacji piłkarzy z kraju Beneluxu nie przestaje nas zadziwiać swoimi popisami w londyńskiej Chelsea. Skrzydłowy The Blues lideruje aktualnie w klasyfikacji strzelców Premier League z siedmioma trafieniami, a okres jego dobrej gry wydaje się nie mieć końca.
Następstwem świetnych mistrzostw świata w jego wykonaniu było zainteresowanie Realu Madryt w letnim okienku transferowym. Królewscy potrzebowali (i dalej zdają się potrzebować) następcy sprzedanego do Juventusu Cristiano Ronaldo. Transfer Hazarda jednak nie doszedł do skutku, a teraz włodarze klubu ze Stamford Bridge zamierzają zatrzymać swoją największą gwiazdę na kolejne lata.
Jak podaje Daily Mail, Chelsea zamierza zasiąść do negocjacji w sprawie przedłużenia kontraktu z Belgiem w najbliższym miesiącu. Roman Abramowicz, wie, że by zatrzymać 27-letniego skrzydłowego w klubie, musi sięgnąć głębiej do kieszeni. Aktualna umowa Hazarda opiewa na 220 tysięcy funtów tygodniowo. Rosyjski multimiliarder skłonny jest podnieść jego pensję do 300 tysięcy, co uczyniłoby Edena najlepiej zarabiającym zawodnikiem w całej Premier League.
Czy cała ta operacja ma szansę powodzenia? Śmiem wątpić. Hazard chcąc zadbać o swoją karierę wie, że musi pójść szczebel wyżej. Po 2 tytułach ligowych przyszedł czas na triumf w Lidze Mistrzów, na który w tym sezonie z The Blues nie ma szans, bowiem stołeczny klub gra w Lidze Europy. Real, który zdobył to trofeum trzy razy z rzędu i jest aktualnym obrońcą tytułu wydaje się być w jego przypadku naturalnym kierunkiem. Troszkę przypomina to sytuację Roberta Lewandowskiego z tego lata. Bayern i Chelsea zawsze będą niżej w hierarchii zawodników niż Real i Barcelona – tak po prostu jest. Hazard jest najlepszym piłkarzem ligi angielskiej, a oglądając go momentami ma się wrażenie, że on tę ligę już przerasta o klasę. Wszystkie jego zagrania wyglądają tak, jakby robił je z dziecinną łatwością.
Na pochwałę zasługuje także jego profesjonalizm. Po fiasku negocjacji z Los Blancos nie strzelił focha na swój aktualny klub, tylko postanowił udowodnić, że zasługuje na duży transfer najlepiej, jak się tylko da – wyczynami na boisku. To także przywołuje mi sytuację z przeszłości, o czym miałem przyjemnośc wspomnieć wczoraj w programie na żywo „Tylko Piłka” na kanale YouTube’owym Footrolla (serdecznie zapraszam, kliknijcie TUTAJ). Leniuchom, którym nie chce się klikać w link, napiszę po krótce: pamiętacie, gdy na Luisa Suareza zakusy robiła Barcelona? Urugwajskiego supersnajpera udało się zatrzymać w klubie przy dużej pomocy Stevena Gerrarda, który przekonał go do pozostania na jeszcze jeden sezon słowami: „Luis, zostań jeszcze na rok. Rozwal tę ligę, a potem odejdziesz, gdzie chcesz.” I rzeczywiście tak się stało – Suarez został wtedy królem strzelców, a Liverpool otarł się wtedy o tytuł mistrzowski.
Zakładając moją teorię, można strzelać, że w rolę przekonującego Gerrarda wcielił się Maurizio Sarri. Wszystko ma logiczny sens, gdy spojrzymy jak w jego Napoli wyglądali skrzydłowi. Lorenzo Insigne u boku włoskiego miłośnika tytoniu wyrósł na zawodnika klasy światowej. Hazard już takim jest, ale dzięki Sarriemu, a także jego taktyce, która bardzo Belgowi odpowiada może przekroczyć barierę 20 bramek w sezonie i wejść na jeszcze wyższy poziom. Poziom, który pozwoli mu pożegnać się z Chelsea z należytym szacunkiem i podpisać nowy, prawdopodobnie już ostatni wielki kontrakt w swojej karierze.
[Zobacz też: Footroll x L PRO - "Być jak Dudelange" | najlepszy transfer!]