Czy United przełamie klątwę Stamford Bridge? - zapowiedź 9. kolejki Premier League
No hejka premierleaguowe świry! Good evening! Co tam u Was? Stęsknili się za najbardziej emocjonującą ligą na świecie? Wiemy, że tak. Dlatego wraz z tą ligą powracamy i my – Adrian Kozioł, Piotrek Adamus i Kuba Pietruszewski – Trzej Muszkieterowie Premier League na Footroll.pl. Zatem bez zbędnego przedłużania – sprawdźmy, co od jutra do poniedziałku włącznie czeka nas na angielskich (i walijskich) boiskach w 9. kolejce Premier League . Let’s go!
!!!Chelsea F.C. – Manchester United!!! (Piotrek)
Jak na Premier League przystało, kolejkę zaczynamy z przytupem. Ale czy aby na pewno? No tak średnio bym powiedział, cytując klasyka. Czerwone Diabły ostatni raz przywiozły 3 punkty ze Stamford Bridge… 6 lat temu. Mało tego, decydująca o tamtym zwycięstwie 6 lat temu bramka Javiera Hernandeza została zdobyta ze spalonego. Od tego czasu United zbiera przy Fulham Road regularny oklep, za wyjątkiem wiosny 2016 i remisu 1:1. W tym samym roku, tyle że na jesień miała miejsce ich najbardziej spektakularna porażka w ostatnich latach. Prowadzona przez Antonio Conte Chelsea przejechała się po swoim rywalu 4:0, a gra gości wyglądała tak tragicznie, że po trzecim golu postanowiłem wyłączyć telewizor i nie jest powiedziane, że teraz wcale nie będzie lepiej, bowiem oba zespoły znajdują się na zupełnie innych biegunach. The Blues pod wodzą Sarriego zachwycają i zasłużenie mają tyle samo punktów co Liverpool i City. Klub z Old Trafford po wymęczonym zwycięstwie z tragicznie spisującym się Newcastle awansował na 8. pozycję, która dla nich jest niczym miejsce w strefie spadkowej. Zważywszy na nowożytną historię pojedynków na SB, obecną formę obu drużyn i oczywiście… kapitalnego Edena Hazarda uważam, że z United w sobotnie popołudnie nie zostanie mokra plama.
Mój typ: 4-0
A.F.C. Bournemouth – Southampton F.C. (Kuba)
Po tym, jak hit Liverpoolu z Manchesterem City zawiódł, to właśnie Wisienki miały stworzyć z Watfordem nowy mecz kolejki. W życiu jednak nie spodziewałem się, że dojdzie do takiej rzezi! Nie licząc poważnego wypadku przy pracy przeciw Burnley, nie da się w tym sezonie oglądać Bournemouth inaczej niż z bananem na twarzy. Eddie Howe wciąż nie przestaje imponować swoją pracą i nie zdziwię się, jeśli zdoła wygrać wyścig o „best of the rest”, co większość z nas raczej ucieszy. No bo kto z czystym sumieniem powie, że nie lubi Bournemouth i życzy im spadku? Nie sądzę, żeby znalazło się takich wielu, o ile ktokolwiek. W każdym razie, jeśli podopieczni Howe’a nie rozregulowali się po przerwie reprezentacyjnej, mini-derby z Saints u siebie również powinny paść ich łupem. Sytuacja w Southampton zdaje się po raz kolejny zataczać koło – kolejny menedżer nieźle zaczyna i ratuje drużynę, by w następnym sezonie popaść w marazm przez dokładnie taki sam problem, który prowadził ich na dno rok i dwa lata temu. Tej drużynie najnormalniej w świecie brakuje goli. O ile w tym roku pojawił się jako-taki napastnik w postaci Danny’ego Ingsa, to ten nie dość, że jest osamotniony w linii ataku, to do współpracy dostaje jeszcze bardziej osłabioną linię pomocy. A że defensywa do najszczelniejszych nie należy... zapowiada się kolejne ciężkie popołudnie.
Mój typ: 3-1
Cardiff City – Fulham F.C. (Adrian)
Jednym z ciekawszych tego dnia spotkań (oczywiście poza pojedynkiem The Blues z Czerwonymi Diabłami) będzie starcie dwóch beniaminków – walijskiego Cardiff i angielskiego (dziwne, co nie?) Fulham. Podopieczni Neila Warnocka niezbyt dobrze weszli w ten sezon – zresztą gołym okiem widać, że składem, budżetem oraz ogólnie jako klub pasują do Premier League jak garbaty do ściany. Kolejki mijają, a oni wciąż nie zdołali wygrać żadnego spotkania. Nieco lepiej sytuacja ma się na Craven Cottage, gdzie lokalne Fulham zdołało posmakować zwycięstwa. AŻ RAZ. I tylko dzięki temu nie znajdują się oni w tym momencie w strefie w spadkowej, a tuż nad nią, na 17. pozycji. I o ile postawa Cardiff może być poniekąd wytłumaczona tym, że jest po prostu słabe, o tyle londyńczycy już tego usprawiedliwienia nie mają – bardzo dobry trener (a przynajmniej uważany za takiego) Slaviša Jokanović, świetni piłkarze jak Jean Michaël Seri, Andre Schürrle, Ryan Sessegnon czy Aleksandar Mitrović – a i tak coś w tej maszynie nie chce zatrybić i The Cottagers póki co niesamowicie się męczą. Być może takim meczem na przełamanie będzie właśnie jutrzejsze starcie na Cardiff City Stadium, kto wie. Mi osobiście wydaje się, że tak będzie.
Mój typ: 1-3
Manchester City – Burnley F.C. (Adrian)
Chciałbym wierzyć w to, że podopieczni Seana Dyche’a przyjadą jutro na Etihad Stadium, powalczą i naprawdę nie dostaną lańska jak niegrzeczne dzieci od Mikołaja za 2 miesiące. Chciałbym, ale nie wierzę. Przez definicję słowa „wiara” przeprowadził Was już kiedyś w jednym ze swoich filmów sam DissBlaster, więc nie będę się powtarzał i wyjaśniał o co dokładnie mi chodzi. Mam za to NADZIEJĘ, że tak będzie. Ale jak to mówią – nadzieja jest matką głupich. To prawda, zwłaszcza kiedy spojrzymy na to, jak od jakiegoś czasu prezentują się obie ekipy. City głodne kolejnych zwycięstw i sukcesów kontra brutalnie zweryfikowane, przeżute przez piłkę na wysokim poziomie i mega niestabilne Burnley. Do tego dochodzi potencjał kadrowy obu zespołów. Wynik tej konfrontacji może być więc tylko jeden. Być może Burnley spróbuje zasadzić City low-kicka, ale obstawiam że wyląduje on na biodrze, a podopieczni Seana Dyche’a skończą jak Daniel Magical na Fame MMA 2.
Mój typ: 4-0
Newcastle United – Brighton & Hove Albion (Piotrek)
Mecz dwóch moich drużyn na Old Trafford przed przerwą reprezentacyjną dostarczył mi, zgodnie z oczekiwaniami, zdecydowanie więcej złych emocji niż tych dobrych. Nie wiedziałem, czy bardziej triggerować się na MU, który po 10 minutach miał już dwubramkową stratę, czy na Newcastle, który pewne po pierwszej połowie 3 punkty roztrwonił. Siłą Srok w poprzednim sezonie (a w zasadzie w drugiej jego części) była mądra i zorganizowana gra w defensywie, jak na zespół Rafy Beniteza przystało. Oglądając ich grę, mam wrażenie, że popularnego Grubego Benka na stanowisku menedżera zastąpił Krzysztof Kononowicz – bo na St. James’ Park nie ma niczego, konkretnie niczego dobrego. Nowe nabytki w ataku – Rondon i Muto – przyniosły klubowi aż jednego gola i potroiły liczbę memicznych napastników pokroju Joselu. Wskutek urazu Floriana Lejeune’a kuleje również wspomniana wcześniej obrona, bo sam Jamaal Lascelles nie jest w stanie wszystkiego ogarnąć. Jak to z przerwą na kadrę bywa, wątpliwe są występy Paula Dummetta, Ciarana Clarka oraz dwójki Rondon-Muto. Nie wiem, czym Rafa chce postraszyć Mewy, ale te jak na te morskie ptaki przystało są chętne narobić mu jeszcze większego gówna niż to, w którym tkwi teraz. Glenn Murray utrzymuje regularność, a progres notuje Anthony Knockaert. Może Brighton nie zrobi gospodarzom jesieni średniowiecza z wiadomej części ciała, ale sądzę, że pewnie wygrają to spotkanie.
Mój typ: 0-2
West Ham United – Tottenham Hotspur (Kuba)
W sumie to ciekawszy mecz, niż zdawało mi się za pierwszym rzutem oka na dziewiątą kolejkę. Na Młotach w końcu zaczyna być widoczny odcisk Manuela Pellegriniego, podczas gdy nieprzekonujące Koguty walczą o wyjście z cienia nie tyle Liverpoolu i Chelsea, co pewnego rozpędzonego derbowego rywala z północnego Londynu. Arsenal coraz bardziej się chwali, na Tottenham trochę się narzeka… ale przecież koniec końców obie drużyny odnoszą takie same rezultaty i mają tyle samo punktów w tabeli, co najlepiej ukazuje oczekiwania wobec obu klubów na ten sezon. Co są w stanie zrobić Koguty w formie, wiemy doskonale – pytanie tylko, czy dobra dyspozycja wróci właśnie teraz? Wiele w tym aspekcie zależy od Harry’ego Kane’a, który najzwyczajniej w świecie zdaje się za mało… strzelać na bramkę, a za dużo podawać. Jeśli Tottenham będzie jednak podobnie irytujący jak przeciwko Cardiff, West Ham jest jak najbardziej odpowiednią drużyną, by skorzystać z okazji i skarcić rywala, o czym sporo wie choćby taki Manchester United. Co ciekawe, defensywa West Hamu od września nie straciła w żadnym meczu Premier League więcej, niż jednego gola – i duża w tym zasługa Łukasza Fabiańskiego – co jest w ich przypadku imponującym wyczynem. Pachnie, oj pachnie niespodzianką.
Mój typ: 1-1
Wolverhampton Wanderers – Watford F.C. (Piotrek)
Mecz, który może być symbolicznym przekazaniem pałeczki w wyścigu o miejsce w górnej połówce tabeli. Wilki oswoiły się w Premier League i trzeba powiedzieć, że wyją dość głośno. 4 zwycięstwa, 1 remis, w efekcie czego Nuno Espirito Santo zgarnął statuetkę dla najlepszego menedżera miesiąca. Portugalski trener pobił także rekord Premier League, wystawiając ten sam skład w ośmiu kolejnych spotkaniach. Co nie znaczy, że na ławce najlepiej punktującego beniaminka od 9 lat nie ma nazwisk, które mogą wnieść sporo ożywienia do gry w drugiej połowie. Chociażby szybki skrzydłowy Ivan Cavaleiro, czy szybszy nawet od Bolta Adama Traore. Żelaznej jedenastki trzyma się również Javi Gracia, choć ten aż takich dobrych zmienników nie ma. Tym bardziej szkoleniowca Szerszeni cieszy pewnie fakt, że do gry powraca Gerard Deulofeu – ważna postać drużyny w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu. Watford rewelacyjnie zaczął, lecz potem rywale rozczytali ich taktykę. O tym, czy Gracia w czasie przerwy reprezentacyjnej wymyślił coś nowego, co przywróci ich na dobre tory, przekonamy się w sobotę ok. godziny 18:00. W mojej opinii, za dużo wykombinować mu się nie udało i potencjał ludzki Wilków przyniesie im 3 punkty w starciu na Molineux.
Mój typ: 2-1
Huddersfield Town – Liverpool F.C. (Kuba)
Przed Terrierami kolejne zadanie z gatunku niemożliwych – oto bowiem na Kirklees Stadium zjawi się jego serdeczny przyjaciel, u którego niegdyś drużbował na weselu. Na murawie Jurgen Klopp, a już na pewno jego drużyna, sentymentów pokazać nie powinna. Obaj niemieccy menedżerowie muszą radzić sobie ze skrajnie różnymi problemami i ciężko szukać między ich klubami innych podobieństw niż to, że grają w tej samej lidze. Huddersfield jest nieporównywalnie mniejszym klubem nie tylko od Liverpoolu, ale właściwie od trzech czwartych Premier League. Właśnie dlatego samo ich pozostanie w stawce na kolejny rok było sporym zaskoczeniem, nie wspominając już nawet o takich rezultatach, jak choćby wygrana z Manchesterem United czy utrzymanie czystego konta na Etihad Stadium jako jedyny zespół w zeszłym sezonie. Liverpool tymczasem w końcu może złapać oddech po koszmarnie ciężkiej serii meczów… a przynajmniej tak im się zdawało, gdyż przerwa reprezentacyjna przyniosła lawinę większych i mniejszych kontuzji. Salah, Mane, van Dijk, Keita, wcześniej także Milner i Henderson – sami przyznacie, dość pokaźna lista. Wygląda jednak na to, że połowa z nich będzie gotowa do gry… chociaż nawet gdyby nie była, czy zrobiłoby to wielką różnicę?
Mój typ: 0-3
Everton F.C. – Crystal Palace (Kuba)
Ale za to niedziela, ale za to niedziela… ale jak to, tylko jeden mecz? Dlaczego? Kto uznał, że to będzie dobry pomysł? Co ja będę wtedy oglądał, Ekstraklase? Litości… No dobra, every cloud has a silver lining. Everton więc – w końcu zaczynają się tam pojawiać wyniki. Szczególnie cenne może okazać się zwycięstwo z Leicester, w którym wybitnie dopomógł swoją czerwoną kartką Wes Morgan. Za miesiąc nikt nie będzie już jednak tego pamiętał, a trzy punkty w tabeli pozostaną. Miła to odmiana dla fanów The Toffees, których ukochany klub nie korzystał z okazji, tylko sam te okazje rywalom stwarzał. Właśnie dlatego Marco Silva powinien traktować Crystal Palace nie jako ciężkiego rywala, a jako szansę na podtrzymanie dobrej passy i powrót do górnej połówki tabeli. Tym bardziej, że Roy Hodgson chyba nadal nie ma pomysłu na to, jak stwarzać jakiekolwiek zagrożenie bez udziału Wilfrieda Zahy. W rezultacie tego pozostaje mu tydzień w tydzień odprawiać nad Iworyjczykiem rytuały, by jego dyspozycja dnia pozwoliła na nawiązanie walki z rywalem. Ostatnio jednak nawet to przestało dawać rezultaty, co automatycznie stawia Orły na przegranej pozycji. Nie, żeby mnie to jakoś smuciło, może w końcu jeden stary zgred zniknie z trenerskiej karuzeli.
Mój typ: 2-0
Arsenal F.C. – Leicester City (Adrian)
Tym razem władze Premier League wyłamały się ze schematu i w poniedziałkowy wieczór nie uraczą nas spotkaniem przysłowiowych „Stoke z West Bromem”, a dostaniemy naprawdę smakowity deser. Arsenal, który miał fantastyczny wrzesień i niemniej udany początek października, zagra na własnym stadionie z Leicester, które jak do tej pory gra bardzo w kratkę. Lisy mają jednak w swoim składzie dwóch ziomeczków, na których defensywa The Gunners musi bardzo, ale to bardzo uważać. Pierwszym z nich jest Matty James, który jak na gościa, który cały zeszły sezon spędził w championshipowym Norwich, gra naprawdę świetnie i wyróżnia się na tle całego zespołu. Drugi to oczywiście Jamie Vardy, którego atutów przedstawiać nie trzeba. Trzeba za to powiedzieć, że bardzo lubi on grać przeciwko Arsenalowi i strzelać mu bramki. Kluczem do sukcesu tego dnia będzie więc powstrzymanie i odcięcie od podań wspomnianej dwójki. O atutach Kanonierów mniej więcej wiemy: Lacazette w turboformie, odradzający się Aubameyang, Lucas „biały Kante” Torreira oraz świetny od początku tego sezonu Alex Iwobi – siostrzeniec legendarnego Jay-Jay’a Okochy. Jakim wynikiem zakończy się więc spotkanie na Emirates Stadium? Odpowiedź brzmi: nie wiem, choć się domyślam.
Mój typ: 2-0
I to by było na tyle! Który mecz (oczywiście poza pojedynkiem Chelsea z Manchesterem United) elektryzuje Was najbardziej? My zwracamy szczególną uwagę na starcia West Hamu z Tottenhamem, Wolverhampton z Watfordem oraz Arsenalu z Leicester. Zgadzacie się z nami i naszymi typami na te spotkania? Piszcie w komentarzach oraz na naszej grupie facebookowej „To Tylko Piłka Nożna” (wcześniej znanej jako „Stajnia DissBlastera”). My tymczasem żegnamy się już z Wami i w imieniu Michała Fitza zapraszamy Was już na podsumowanie tejże kolejki, które ukaże się już we wtorek. Do zobaczenia za tydzień! Bye!