Zadanie wykonane – Liverpool 2:0 Fulham
Początek niezwykle ciekawej niedzieli z Premier League przebiegł zgodnie z planem. Liverpool od meczu z Crveną Zvezdą nie poprawił jakoś znacząco swojej gry, ale na czerwoną latarnię ligi spokojnie to wystarczyło. Po bramkach Salaha i Shaqiriego podopieczni Kloppa pokonują beniaminka z Londynu, zachowując przy tym kolejne czyste konto.
Składy:
Liverpool: Alisson; Alexander-Arnold, Gomez, van Dijk, Robertson; Fabinho (92’ Keita), Wijnaldum (68’ Henderson), Shaqiri (81’ Milner); Salah, Mane, Firmino.
Fulham: Rico; Christie, Chambers, Le Marchand, Mawson, Odoi; Anguissa (84’ Johansen), Cairney (63’ Seri); Sessegnon, Schurrle (78’ Vietto), Mitrovic.
Od pierwszego gwizdka to „The Reds” przejęli inicjatywę, często zamykając Fulham na własnej połowie przez długie minuty. Początkowo nie mieli oni jednak pomysłu, w jaki sposób po raz pierwszy umieścić piłkę w siatce. Dość niespodziewanie jednym z najaktywniejszych zawodników okazał się Trent Alexander-Arnold, co chwilę występując w roli dośrodkowującego lub strzelającego. Poza nielicznymi wyjątkami, nie wychodziło mu jednak ani jedno, ani drugie. W 4 minucie jedno z jego dośrodkowań zaplątało się pod nogami Firmino i trafiło do Mane, który ostatecznie zmarnował dobrą sytuację.
Po Senegalczyku zresztą znowu było widać permanentny spadek formy, utrzymujący się od dobrych kilku tygodni. Sadio nie można odmówić starań, ale niestety wychodziło mu bardzo niewiele, przez co wielu kibiców Liverpoolu zdążyło okrzyknąć go już najgorszym zawodnikiem spotkania po stronie gospodarzy. Na drugiej stronie skali był Xherdan Shaqiri – Szwajcar wracający do składu po kontrowersyjną odsunięciu od niego z powodów politycznych przed meczem z Crveną, co rusz stwarzał zagrożenie pod bramką Sergio Rico. Jego pierwsza próba w 13 minucie była tylko nieznacznie niecelna.
W 16 minucie mogliśmy za to poczuć, niestety tylko jednorazowy, powiew przeszłości. Fantastyczna dwójkowa akcja Firmino z Salahem zakończyła się jednak na dobrze dysponowanym dziś hiszpańskim bramkarzu Fulham. Tak samo było sześć minut później – a strzelał znowu Salah, tym razem po podaniu Shaqiriego. Chwilę później niespodziewanie najlepszą okazję w meczu zmarnowali goście – dalekie wybicie od bramki Rico strącił Mitrović, a do piłki na pełnej szybkości dopadł Sessegnon, mijając nawet Van Dijka. Jego strzał pozostawił jednak wiele do życzenia, gdyż piłka przeleciała dobry metr z okładem od dalszego słupka bramki Alissona.
Troszkę rozochociło to Fulham, które zaczęło grać odważniej. Mecz stał się bardziej otwarty – na próbę Mane odpowiedział Schurrle, sprawiając niemałe problemy bramkarzowi LFC, kilka minut później natomiast kolejną okazję zmarnował Shaqiri. Umieszczając piłkę po niewłaściwej stronie słupka. Do historii przejdzie jednak 41 minuta – najpierw po rzucie wolnym piłkę w siatce bramki Liverpoolu umieścił Mitrović, by ledwie kilkanaście sekund później to samo po drugiej stronie boiska zrobił Mo Salah. Jak to możliwe? Ano sędzia uznał, że serbski napastnik Fulham był na spalonym, po którym rzut wolny błyskawicznie rozegrali Alisson na spółkę z Alexandrem-Arnoldem (to jedno mu wyszło). Czy jednak faktycznie ofsajd był? Zdania są podzielone… Inna sprawa, że brazylijski bramkarz nie rozpoczął gry ze stojącej piłki, przez co gol Salaha nie powinien być uznany…
Czytając wylew hejtu na sędziego, bo przecież Fulham zdobyło prawidłowo bramkę, postanowiłem zrobić obrazkową analizę. Głowa Mitro zdecydowanie na spalonym.
— Tomasz Lebkuchen (@LebkuchenTomasz) 11 listopada 2018
Bierzcie i dzielcie się, jeśli zajdzie potrzeba. #LIVFUL pic.twitter.com/yxCA9nWMfh
W ten sposób zakończyła się pierwsza połowa. Po przerwie nie działo się już tak wiele – a stało się tak za sprawą Andy’ego Robertsona i wspominanego już wielokrotnie Xherdana Shaqiriego. Najpierw jednak sygnał ostrzegawczy wysłał Mane, który w końcu zdołał odda celny strzał, odbity przez Rico na rzut rożny. Dośrodkowanie z niego okazało się niezbyt udane, przez co z piłką w narożniku boiska znalazł się Van Dijk. Holender nic sobie nie robiąc z tego, że to zdecydowanie nie jego pozycja, szybko rozegrał piłkę z Gabinho i wycofał ją do Robertsona, który popisał się fenomenalnym dośrodkowaniem prosto na nogę Shaqiriego, który nie miał problemu z umieszczeniem piłki w siatce. 2-0!
👏 Sumptuous from Shaqiri!
— Under The Floodlights (@UTF_Sport) 11 listopada 2018
👌 Brilliantly crafted volley from the Swiss international!
🙌 He slots Liverpool into a 2 goal lead at Anfield!
🔴 Liverpool 2-0 Fulham ⚪️#LIVFUL #LFC #FFC #PremierLeague
pic.twitter.com/3AwY9LIBRh
W tym momencie, mimo że do końca pojedynku pozostało wówczas 35 minut, mógłbym zakończyć opisywanie spotkania. Piłkarze Fulham zdawali się być pogodzeni z losem, ani razu nie zagrażając poważnie bramce Alissona. Jedynym, który czegokolwiek próbował był Mitrović, ale jedyne co zdziałał to jeden strzał daleko od bramki i żółta kartka dla nieudolnie zatrzymującego go Gomeza. Liverpool tymczasem niby próbował podwyższyć wynik, ale słaba dyspozycja ofensywnego trio oraz zmiany powodujące ubytek w kreatywności (Henderson i Milner za Wijnalduma i Shaqiriego) spowodowały, że reszta meczu wyglądała jak gra w chodzonego. Podsumowując – nie był to mecz, który kibice będą długo wspominać, ale trzema punktami po ostatnich doświadczeniach nikt nie będzie gardził.