Piłkarz Liverpoolu oskarżony o obstawianie meczów
Pamiętacie szalony sezon 2013/2014 w angielskiej Premier League? Walka o mistrzostwo toczyła się prawie do samego końca i mimo że tytuł zgarnęła drużyna Manchesteru City, mnie w pamięci najbardziej utkwił Liverpool Brendana Rodgersa. Ekipa z Merseyside prezentowała bardzo atrakcyjny futbol oparty na zasadzie "nieważne ile stracimy, z przodu zawsze coś wpadnie", czego efektem było 101 goli strzelonych, 50 straconych i 2. miejsce na koniec sezonu. Czemu wzięło mnie na takie wspomnienia? Bo tamte rozgrywki to ostatni dobry okres w karierze Daniela Sturridge'a, którego kariera od tamtego czasu to jedno wielkie pasmo nieszczęść. Dzisiaj doszło kolejne.
I jak już zdążyliście przeczytać w tytule - bynajmniej nie chodzi o kontuzje, które były głównym problemem Anglika w ostatnich latach. Tym razem problemem jest rzekome zamiłowanie Sturridge'a do obstawiania meczów. The Football Association (angielski odpowiednik PZPN), oskarżył Anglika o odwiedzenie bukmachera, którego miał się dopuścić w styczniu bieżącego roku - tuż przed wypożyczeniem do West Bromwich Albion.
Liverpool zdążył już wydać lakoniczny komunikat, który brzmi mniej więcej tak: "Daniel Sturridge przysięga, że nigdy nie obstawiał meczów piłkarskich". Wygląda to na przyznanie się do winy, ponieważ nie ma znaczenia, czy piłkarz puszczał pewniaczki z Premier League, czy z czeskiego hokeja albo zapasów kobiet w kisielu na Madagaskarze. Nieważne co obstawiał, ale czy obstawiał. Jeśli piłkarz złamie zakaz, grożą mu surowe konsekwencje, takie jak sporych rozmiarów kara finansowa albo czasowe zawieszenie. Wątpię też, żeby FA kierowała podobne oskarżenia, gdyby nie miała wystarczających dowodów. Wygląda więc na to, że sankcje 29-latka nie ominą. Sam zawodnik ma czas do 20 listopada na ustosunkowanie się do tych oskarżeń.
Mówiąc szczerze, trochę jest mi żal Anglika. Zdaję sobie sprawę, że w tym konkretnym wypadku sam dał ciała, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że po prostu się zagubił. Od wspomnianego wyżej sezonu oglądamy zniszczony przez kontuzje cień świetnego piłkarza. Na pewno ciągłe urazy i niepowodzenia rzutowały na jego psychikę, w związku z czym nie odsądzałbym go od czci i wiary, tylko po prostu pomógł. Przypomina mi się dość głośna sprawa sprzed kilku lat, kiedy Łukasz Burliga został przyłapany na obstawianiu w czasie gry w Wiśle. Został co prawda ukarany przez klub, jednak zrobiono wszystko, żeby zawodnika odbudować i wyleczyć z nałogu. "Bury" po tej terapii zagrał swój najlepszy sezon w karierze. Życzę Sturridge'owi, żeby ta historia miała podobny epilog.