Ależ to był mecz! Koguty lepsze od Lisów!
Po daniu głównym trwa wyczekiwanie na deser. Kilka minut po tym, jak zespoły Chelsea i Manchesteru City zakończyły granie w hicie 16. kolejki Premier League, do walki o 3 punkty przystąpiły drużyny Leicester oraz Tottenhamu. Ekipa Mauricio Pochettino po porażce w Derbach Północnego Londynu z Arsenalem ponownie wkracza na ścieżkę zwycięstw. W środku tygodnia „Koguty” bez większych problemów pokonały Southampton, który w tym sezonie jest outsiderem, a dziś odnieśli kolejne zwycięstwo, wygrywając z „Lisami”.
Składy:
- Leicester: Schmeichel – Ricardo Pereira, Morgan, Evans, Chilwell – Mendy (79' Okazaki), Iborra (56' Albrighton), Ndidi – Gray, Iheanacho (56' Ghezzal), Maddison
- Tottenham: Lloris – Aurier (78' Walker-Peters), Alderweireld, Vertonghen, Davies – Dier, Winks – Sissoko, Alli, Son (74' Kane) – Lucas (67' Eriksen)
Pierwszy gwizdek Pana Craiga Pawsona rozpoczął istną nawałnicę. Wymiana ciosów, akcja za akcję, niesamowite tempo, niesamowita intensywność, jak na poziom Premier League przystało. Mnóstwo walki, mnóstwo zaangażowania – to, co tygryski kochają najbardziej. Boczni obrońcy śmigali flankami niczym francuska kolej TGV, raz po raz posyłając groźne dośrodkowania w pole karne rywala. Tam bywało naprawdę różnie. Albo kapitalnym refleksem i skocznością wykazywali się stoperzy, albo swój instynkt strzelecki, by dojść do sytuacji, wykorzystywali napastnicy.
Gdy już im się udało, bramkarze musieli wyciągać się niczym struna. Schmeichel i Lloris grali mecze życia, dwojąc się i trojąc, co chwila ratując swe drużyny przed utratą bramki. Nie oszczędzali ich również główni kreatorzy. Po atomowych bombach Maddisona i Sona ich biedne ręce były bliskie rozerwania. Naprawdę nie chciałbym być tego wieczora w ich skórze. Kapitalna pierwsza połowa, aż momentami nie wyrabiałem z pisaniem pomeczówki. Chyba zaopatrzę się w dodatkową klawiaturę i zatrudnię dwie osoby do pomocy w opisywaniu meczów, bo jeśli tak ma wyglądać każda potyczka w lidze angielskiej, to na się serio wykończę. Praca górników w kopalniach jest niczym w porównaniu do tego, co ja przechodziłem przez pierwsze 45 minut, próbując nadążyć za piorunującym tempem spotkania. Moja mama nie wyrabiała z przynoszeniem mi kolejnych kubków kawy, by podtrzymać mnie przy życiu, bym nie padł tu z wyczerpania. Pot lał się z mojego ciała strumieniami.
Piter, wstawaj!...
…zesrałeś się! Starając się już być śmiertelnie poważnym, była to najnudniejsza połowa meczu Premier League, jaką przyszło mi oglądać w tym sezonie. W trakcie, gdy pisałem do mojej dziewczyny z filozoficzną rozterką: „Co ja mam napisać w tekście o takim gównianym meczu?”, sprawy w swoje nogi postanowił wziąć On…
…Heung-Min SOOOOOOOOON!
Pozdrawiam przy okazji wszystkich grających w FIFĘ z włączonym komentarzem Pana Szpakowskiego. Wracając, Koreańczyk otrzymał podanie od Serge’a Auriera, po czym huknął z całej siły nie do obrony. Naprawdę. Że też ja nie zacząłem narzekać wcześniej, tylko dopiero przed przerwą. Ależ to była bomba!
Heung-Min Son Goal Tottenham vs Leicester City 1-0| Premier League https://t.co/MgbLOTMgnR via @YouTube ce but 🤩
— Lo’ (@ThePompomCie) 8 grudnia 2018
I cyk, rozklepALLI
Po zmianie stron na kolejnego gola przyszło nam czekać znacznie krócej, bo niecały kwadrans. Podaniem z lewej strony Lucasa Mourę uruchomił Ben Davies. Brazylijczyk odegrał z pierwszej na lewe skrzydło do uciekającego Sona, który po dobiegnięciu do linii końcowej podniósł głowę, rozejrzał się i zacentrował futbolówkę prosto na głowę Delego Alliego, któremu nie pozostało nic innego jak sfinalizować piękną akcję. „Koguty” podwajają przewagę.
Heung-Min Son Goal Tottenham vs Leicester City 1-0| Premier League https://t.co/MgbLOTMgnR via @YouTube ce but 🤩
— Lo’ (@ThePompomCie) 8 grudnia 2018
Atak Leicester nic nie Vardy
Bez swojego supersnajpera poczynania ofensywne „Lisów” przypominały bicie głową w mur. James Maddison został kompletnie zneutralizowany, a najgroźniejszym zawodnikiem Leicester był Wilfried Ndidi, który średnio chybiał o jakieś 5 metrów w bok. To chyba mówi wszystko o tym, jak gospodarze usiłowali dziś odrabiać straty.
Pochetino, Ty kur…czaku
Harry Kane zaczynał w tym sezonie WSZYSTKIE spotkania od pierwszej minuty. Wszystkie, poza tym. Jak myślicie, komu na tę kolejkę powierzyłem opaskę kapitana w FPL. Pod koniec modliłem się tylko, żeby Anglik nie powąchał murawy, wtedy podwójne punkty zanotowałby Eden Hazard pełniący funkcję vicekapitana. Ale nieee, Mauricio postanowił strollować mnie już doszczętnie i wpuścić Harry’ego na ostatnie 15 minut, dobijając mnie całkowicie.
A, byłbym zapomniał. Z tego całego zdenerwowania jestem Wam winien wynik. Już nadrabiam:
Leicester 0:2 Tottenham (Son 45+1’, Alli 58’)