Delfin NeyVAR i przyjaciele pokonują Kostarykę
22 czerwca to pierwszy dzień astronomicznego lata, co oznacza tylko tyle, że dni będą się stawały coraz krótsze. Bo na pogodę żadnego wpływu mieć to nie będzie, zresztą sami doskonale widzicie, że słoneczko świeci ładnie już od paru tygodni. Ale tak się jakoś przyjęło, że zbliżają się wakacje, więc wszelkiego rodzaju atrakcji i wyjazdów będzie coraz więcej. Jadąc w góry nie zapomnijcie o odpowiednich butach, jadąc nad jezioro o spreju na komary, a jadąc nad morze o dmuchanym delfinku do pływania. Neymar takiego delfina brać nie musi, bo sam jest delfinem. A jego Brazylia pokonała na mundialu Kostarykę 2:0.
Dwa różne mecze, dwie różne połowy, dwie różne Brazylie. W pierwszej części spotkania oglądaliśmy Canarinhos statycznych, nudnych, powolnych, bez pomysłu, bez polotu, bez tempa, bez dynamiki, grających na alibi, bez spiny i bez niczego konkretnego. Tak, z głęboko ustawionymi Kostarykanami, grać nie można, bo jak rewelacja poprzednich mistrzostw ustawi się w swoim 5-4-1, z Keylorem Navasem w bramce, to przebić się przez nich jest bardzo trudno. Dlatego więc w pierwszej połowie Brazylijczycy nie stworzyli sobie jakiegoś porządnego zagrożenia, a jedynym ich celnym strzałem było uderzenie Marcelo z dystansu, które bez problemu wyłapał jego klubowy kolega. Ba, to Kostaryka miała dużo lepszą sytuację, kiedy w pierwszym kwadransie gry nieznacznie obok słupka uderzył Borges, kończący jedną z kilku szybkich kontr swojego zespołu.
Ale druga połowa to już inna para skarpetek. W przerwie na boisku pojawił się ulubieniec kibiców Bayernu Monachium Douglas Costa, który zastąpił bezproduktywnego Williana. Brazylia przyspieszyła, zaczęła grać na jeden kontakt, jej zawodnicy zaczęli pokazywać się do gry, być bardziej mobilni i w ciągu pierwszych minut po wznowieniu stworzyli sobie kilka świetnych sytuacji podbramkowych! Neymar, Coutinho, Jesus - oni wszyscy mieli doskonałe okazje, ale albo na przeszkodzie stawał Navas, albo ich własna nieskuteczność, albo, jak w jednym przypadku, poprzeczka. Kostarykanie przestali istnieć już totalnie, a Brazylijczyków wreszcie oglądało się tak, jak się tego oczekuje, czyli po prostu zajebiście. No ale gol jak nie wpadał, tak nie wpadał...
Dlatego do akcji wkroczyła największa gwiazda Canarinhos, Neymar, który przewrócił się w polu karnym Kostaryki pod wpływem lekkiego podmuchu wiatru, przez który drgnęło niezauważalnie jedno ze ździebeł trawy gdzieś na stepach południowej Australii. Z perspektywy telewidza starcie obrońcy z największą sodą obecnej piłki nożnej wyglądało jak ewidentny faul, dlatego nie zdziwiło to, że sędzia Bjorn Kuipers, który rewelacyjnie prowadził te zawody, gwizdnął karnego. Jednak wtedy kuszący głos szepnął mu coś na ucho i Holender poszedł looknąć na VAR. My zaczęliśmy lookać razem z nim i z każdą kolejną powtórką coraz bardziej jasne stawało się to, że pieprzony Neymar odwalił tak żałosną symulkę, że nawet zwolennicy symulek skrzywili się z obrzydzenia. Gdy brazylijski gwiazdor nawijał kostarykańskiego defensora, ten skrobnął go delikatnie po brzuchu, jakby smyrał rozłożonego na kanapie noworodka. Neymar jest delikatnym chłopczykiem, wiemy to wszyscy, dlatego natychmiast wygiął się w tył, jakby co najmniej zderzył się z rozpędzonym Ryszardem Kaliszem. Na całe szczęście sędziowie VAR zauważyli całe zajście i karny został anulowany. Chwilę później sfrustrowany bachor rzucił jeszcze piłką, więc arbiter wlepił mu żółtą kartkę, czyniąc dokładnie to samo z Coutinho, który od razu wstawił się za swoją koleżanką i sam zobaczył kartonik.
Jednak siła Brazylijczyków była w drugiej połowie tak wielka, że gole w końcu wpadły. Najpierw po akcji Marcelo -> Firmino -> Jesus -> Coutinho, ten ostatni dziabnął piłkę między nogami Navasa (już w doliczonym czasie gry), a na do widzenia szybką kontrę, po podaniu Costy, bez większych problemów wykończył Neymar. Szkoda Kostaryki, jak każdego ogórka, który stawia trudne warunki potentatowi, jednak Brazylia wygrała zasłużenie, bo głównie w drugiej połowie była miażdżąco lepsza. Fajnie dla oka neutralnego kibica, jakim w każdym meczu mundialu jestem, byłoby, gdyby Canarinhos każde swoje spotkanie grali tak, jak dzisiejszą drugą połowę. Ale bez Neymara, który tak bardzo przeżył pokonanie Kostaryki w drugim meczu mundialu, czyli swoją najcenniejszą wygraną w całej karierze, że aż musiał usiąść na boisku i zacząć płakać. Niech może sobie odpocznie w następny meczu i poogląda kucyki Pony, bo jeszcze nam się chłopak załamie.
CIEKAWOSTKI:
- W ciągu pierwszego kwadransa drugiej połowy Brazylijczycy stworzyli sobie cztery sytuacje strzeleckie. Trzy z nich były dziełem Paulinho.
- Po raz pierwszy w swojej mundialowej historii Brazylia zdobyła dwa gole w doliczonym czasie gry drugiej połowy.
- Gol Neymara został zdobyty w 96:49, co jest najpóźniej strzeloną bramką na mundialu od 1966 roku.
- Coutinho był zaangażowany w 12 sytuacji, które Brazylia miała w dzisiejszym meczu (6 wytworzonych, 6 strzałów). Więcej miał tylko Robinho w 2010 roku, kiedy Brazylijczycy grali z Koreańczykami z Północy (13).
Neymar the Redeemer #Bra #WorldCup pic.twitter.com/a0bctCpkGW
— Turkish Football (@Turkish_Futbol1) 22 czerwca 2018
SKŁADY:
Brazylia: Alisson - Fagner, Silva, Miranda, Marcelo - Paulinho (68. Firmino), Casemiro, Coutinho - Willian (46. Costa), Jesus (90+3. Fernandinho), Neymar
Kostaryka: Navas - Gamboa (75. Calvo), Acosta, Gonzalez, Duarte, Oviedo - Venegas, Borges, Guzman (83. Tejeda), Ruiz - Urena (54. Bolanos)