Czerwone Diabły spychają Tunezję wprost do piekła
Wydawać by się mogło, że mamy dziś zwykłą sobotę, ale nie, skądże. Ten dzień nie wiąże się tylko z jubileuszową, dziesiątą dobą Mundialu, ale również z czymś dużo bardziej ekscytującym. Dziś bowiem piłkarze Belgii i Tunezji dostali szansę pobicia rekordu wszech czasów. Na żadnym czempionacie wcześniej nie było przecież 27 spotkań bezbramkowych z rzędu, a dziś mogło to mieć miejsce. Wystarczyło tylko, żeby ktoś z tych drużyn wpakował piłkę do siatki rywala. Czy to się udało?
Tak i to bardzo szybko. Belgowie rozpoczęli bowiem strzelanie już w 5 minucie. Karnego wykorzystał Eden Hazard, choć strzelał praktycznie bez rozbiegu, co zgubiło wczoraj chociażby takiego Sigurdssona. Jednak co klasa, to klasa. Niedługo potem było już 2-0. Lukaku otrzymał podanie od Mertensa i w sytuacji sam na sam z bramkarzem nie zmarnował swojej okazji. Mecz tak szybko nabierał tempa, że chwilę później gola postanowili strzelić nawet Tunezyjczycy. Khazri dośrodkował z rzutu wolnego, a głowę dobrze dostawił Bronn, który niestety za jakiś czas zszedł kontuzjowany. Tuż przed przerwą zawodnicy z Afryki w fatalny sposób stracili piłkę na wysokości pola karnego. Mounier wykazał się ogromną inteligencją boiskową, poczekał na wbiegającego Lukaku i zagrał mu piłkę w uliczkę, czym zmylił całą defensywę rywala. Napastnik Czerwonych Diabłów delikatnie podciął piłkę nad bramkarzem i podwyższył rezultat.
Po przerwie było nie mniej ciekawie. Czwartego gola zdobył Hazard. Ogromną zasługę przy tej bramce ma Toby Alderweireld, który posłał kilkudziesięciometrowe podanie do zawodnika Chelsea, a ten w sytuacji sam na sam się nie pomylił, choć był podcinany przez bramkarza. Potem na boisko wszedł Michy Batshuayi i zaczęły się jaja. Belgowi najpierw wybito piłkę z linii bramkowej, potem z czterech metrów kopnął w poprzeczkę, a na koniec z sześciu wprost w bramkarza. Kiedy wydawało się, że napastnik Borussi już w żadnej sytuacji nie strzeli gola, zrobił to po podaniu Tielemansa w paradoksalnie najtrudniejsze sytuacji, w której się dotychczas znalazł. To nie przeszkodziło mu jednak w tym, by chwilę potem zmarnować kolejną setkę. W doliczonym czasie gry Tunezja pokusiła się o kolejną bramkę na otarcie łez, ale wynikła ona tylko z tego, że Belgowie stali już w zasadzie w miejscu.
Można śmiało powiedzieć, że był to drugi najciekawszy, oczywiście po spotkaniu Portugalii z Hiszpanią, mecz tego turnieju. Jednocześnie należy pochwalić cały zespół belgijski. To wręcz przerażające, ile sytuacji stworzyły sobie Czerwone Diabły. Nie marnował ich tylko Batshuayi, gdyby cała ekipa była skuteczniejsza, Belgia mogłaby się pokusić o wynik dwucyfrowy. Aż miło patrzyło się na to, w jaki sposób kreują sobie przestrzeń i okazje. Na chwilę obecną są bezwzględnie najlepszą drużyną na Mundialu i wyrastają na faworytów, z którym inne ospałe giganty światowej piłki na razie nie mogą się liczyć.