Byliśmy słabi. Polska – Kolumbia 0:3
Niby wszystko mogło być w porządku. To był na samym początku mecz, jakiego chcieliśmy. Łupanka. Wojna. Dwie minuty lepsze niż cały mecz z Senegalem. To była zupełnie inna drużyna. Walcząca, zdeterminowana, niestety jednak… w pewnym momencie zgasła w oczach. Żegnamy się z mundialem w Rosji, po przegranej z Kolumbią 0:3. Skończyło się, jak w Korei. Strasznie.
Wiele pytań nasuwało się w pierwszej połowie, gdyż naprawdę widać było, jak agresywnie nastawione są obie drużyny. Mogliśmy pytać, czy sędzia w ogóle wziął kartki, bo zawodników w ogóle nie karał. Niektóre ataki były naprawdę na pograniczu zagrożenia zdrowia.
Odnosząc się do Polaków - chwalony był Kownacki (który sam przyznał, że będzie cieszył się każdą minutą na mistrzostwach), Zieliński (którego rozruszanie niektórych akcji w stronę pola karnego Kolumbii wreszcie było widoczne). Niestety, odcięty znowu od piłek był Robert Lewandowski. Naszemu kapitanowi nie zostawiano miejsca, ale on sam nie dawał powodu, by go bronić.
Wprowadzenie Krychowiaka i Góralskiego do środka pola dało zadziorność, gorzej tylko, że pierwszym słowem, które przychodziło na myśl na temat tego meczu była „LAGA”. Brakowało porządnego rozgrywania piłki (takiego w ciągu kilkunastu minut), kultury gry… graliśmy jak drużyna rodem z Championship. Składnych akcji – jak na lekarstwo. Brakowało jednak znów argumentów w ataku, stwarzanie okazji też nieco kulało. Niecelność strzałów po jednej i po drugiej stronie.
Po jakimś czasie widać było, że Kolumbia przejęła inicjatywę, jeśli chodzi o atak pozycyjny. Gol wisiał w powietrzu i niestety nadszedł. Yerry Mina, ten sam, który sprawił, że Leganes jako jedyna drużyna pokonała Barcelonę w sezonie ligowym, trafił do siatki. Z Senegalem i z Kolumbią wytrzymaliśmy 30-kilka minut.
Sporo było rzeczy, których nam brakowało. Za mało strzałów, brakło znów siły na drugi etap pierwszej części meczu. Piłka oddawana za łatwo, odbierana przez Kolumbijczyków, kiedy tylko chcieli. Nawet Robert Lewandowski nie był sobą – dwa lub trzy razy leżał na murawie po odbiorze piłki i nie wstawał od razu. Pierwsze oznaki rezygnacji? Tak to odczytywałem.
Na razie ZERO argumentów w ofensywie. #POLCOL
— Tomasz Włodarczyk (@wlodar85) 24 de junio de 2018
Personalne ocenianie każdego z osobna nie ma sensu. W żadnym stopniu nie funkcjonuje zespół.
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) 24 de junio de 2018
Jest lepiej niż z Senegalem, ale to za mało na dużo lepszych technicznie Kolumbijczyków. Nadzieja umiera ostatnia...
— Kuba Żywko (@Garm1981) 24 de junio de 2018
Trafna diagnoza. Dużo bardziej bolał Senegal, bo możliwe, że właśnie w tym meczu inne nastawienie psychiczne i bardziej scalona drużyna dałaby zwycięstwo w kluczowym spotkaniu. Każdy wiedział, że najcięższym rywalem w grupie będzie Kolumbia. Futbol sam w sobie był w naszym przypadku niesamowicie logiczny.
Druga połowa miała przynieść poprawę. Nie przyniosła. Co z tego, że Adam Nawałka zrobił dobre zmiany? Że wprowadził Kamila Grosickiego? Co z tego? Wynik był niekorzystny do samego końca. A nawet gorszy. Sami tylko obejrzcie…
Najlepiej podsumował to chyba Tomasz Ćwiąkała.
Wiecie, czego najbardziej szkoda? Że to było pierwsze pokolenie piłkarzy od dawna, które sprawiło, że futbol w Polsce przestał być celem kabaretów. A teraz czeka nas trzęsienie ziemi i będzie leciał pomnik za pomnikiem.
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) 24 de junio de 2018
A my byliśmy po prostu słabi. Nie zasłużyliśmy na wyjście z grupy. Szykujmy się na wrzesień i 2019 rok, eliminacje EURO za pasem. Reszta mundialu się nie liczy. Po prostu się nie liczy.